New York Comic Con to szaleństwo, którego po prostu nie da się ogarnąć. Zaręczam Wam, że się nie lenię, wstaję z rana i wyciskam z konwentu, ile się da. A mimo to pewnie doświadczam z 15% atrakcji. Oczywiście, wiele w tym „winy” bycia w grupie „Press”, bo wywiady i tym podobne zajmują czas. Jednak i bez tego przegapia się tak wiele, że człowiek myśli tylko: „Muszę tu wrócić i następnym razem skupić się na tym i na tym.” Dobrze, a co udało mi się zrobić/zobaczyć? Cóż, chwilę spędziłem ponownie na Sali targowej, tym razem metodycznie zwiedzając wszystkie alejki. Zajęło mi to w sumie kilka godzin, porozrzucanych po całym dniu, ale mogę powiedzieć, że widziałem wszystko. I dobrych rzeczy jest tu tak wiele, że aż musiałem się ograniczać, bo… mam limit bagażu w powrotnym samolocie. (Tak, oto tzw. problemy pierwszego świata). Nie powstrzymałem się jednak przed kupnem figurki Lady Deadpool oraz Batmana, na podstawie rysunku Mike’a Mignoli – to mój skarb! Poza tym dzień upłynął pod znakiem gwiazd i wywiadów. Czytaj także: Relacja z 1. dnia New York Comic Con Zacząłem od ekipy serialu Humans AMC (kto nie widział, może łapać powtórki od 3 listopada na AMC, co czwartek o godz. 21:00 – polecam, bo jestem fanem), którą niniejszym oznaczam medalem Najmilszej i Najbardziej Geekowskiej Obsady Ever. Serio, jeżeli chcecie oglądać coś, co tworzą fani jak wy – Humans są dla Was. Zacząłem od producentów i scenarzystów Sama Vincenta i Jonathana Brackleya, którzy bardzo, bardzo, bardzo dobrze znają się na swojej robocie – tworzenie Humanszaczęli od spotkań ze specami od Sztucznej Inteligencji, historię zaś prowadzą bardzo umiejętnie, myśląc o wielu szczegółach i wyraźnie mając ciekawy pan dla całości. Są przezabawni i mają ogromną wiedzę. Kolejni byli Tom Goodman-Hill i nowy w obsadzie Sam Palladio. Pierwszy jest psychofanem Iana M. Banksa oraz Philipa K. Dicka, drugi natomiast uwielbia komiksy, najbardziej Sagę Briana K. Vaughana (a to dostał u mnie plusa). Ukoronowaniem wywiadów byli zaś Colin Morgan (grał tytułową rolę w serialu o Merlinie) oraz zjawiskowo piękna Gemma Chan, czyli twarz Humans. Piękna, szalenie inteligentna (nocami ogląda TED Talks, jej ulubiony film to GATTACA, a o SI może nawijać w kółko) i geekowska – moja koszulka z Eleven tak się jej spodobała, że po wywiadach doradzałem jej, gdzie takowe kupować.
fot. Marcin Zwierzchowski
+68 więcej
Po tych wywiadach, jak i po odbywającym się później panelu (na którym, oczywiście, Gemmie wyznawano miłość) polubiłem Humans jeszcze bardziej. I bez tego byłem fanem, bo serial ten jest rzadkim przypadkiem w sumie optymistycznego SF, a przynajmniej takiego, które nie skłania się ku dystopii z powodu na efekciarskość, zamiast tego trzymając się realizmu i pokazując wszystkie aspekty Sztucznej inteligencji (Vincent i Brackley bardzo na to naciskali), jednak spotkanie z obsadą i twórcami było dla mnie pozytywnym szokiem. Wiecie, naprawdę bywa różnie i aktorzy bywają różni, ale ci byli wyjątkowi – oni serio wiedzą naprawdę wiele o SI, są zafascynowani tematem, znają fantastykę. A do tego są uroczymi fanami, dla których sam pobyt na NYCC był nagrodą, bo rwali się, by wszystko oglądać (zwłaszcza Sam Palladio, który wychodził z siebie, tak się cieszył na bycie na konwencie). I w sumie to by mi wystarczyło, bym miał udany dzień, na tym jednak nie koniec. Później udałem się na panel filmu War for the Planet of the Apes w Madison Squere Garden, który w zasadzie był pogadanką z Andym Serkisiem. Aktor/dyrektor poopowiadał nam o swoich rolach, zwłaszcza zaś o performance capture, o którym potrafi nawijać bez przerwy i które ewidentnie go fascynuje. Pokazano nam trochę klipów z nadchodzącego filmu: wiemy, że ton będzie mroczniejszy, że będzie większy rozmach, bo to de facto film wojenny. Wiem też jednak, że to nie będzie po prostu kolejny blockbuster. Wystarczy posłuchać Serkisa, później zaś, w trakcie wywiadów z prasą dorzucił się do tego reżyser Matt Reeves (niepozorny, ale wulkan energii i żartowniś, którego wszędzie pełno) oraz producent – oni mają historię Caesara przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach, przy czym skupiają się na nim, na jego rozterkach, jego walce o idealny świat i jego w tej walce porażkach. Efekciarskość, rozwalanka, wybuchy – to przychodzi później i ewidentnie, naprawdę bardzo ewidentnie nie to kręci Serkisa i Reevesa, którzy bardzo wyraźnie po prostu kochają tę postać Caesara. I jeżeli ten film będzie w połowie tak dobry, jak można wnioskować z ich pasji, dostaniemy coś wspaniałego. Dobra, mało wrażeń? Cóż, powiem Wam, że w życiu to trzeba mieć fart. A ja miałem, fart wielkości Nowego Jorku. Otóż, wychodząc z wywiadów z Serkisem i spółką i nawigując po zapleczu Madison Squere Garden, w jednym z pokoików, którego drzwi były otwarte, dostrzegliśmy… [tu wchodzą werble, napięcie wzrasta]… STANA LEE! Tak, tego Stana Lee, Boga Komiksu. Otóż Stan czekał na swój panel, który miał się zaraz odbyć, a ponieważ w naszej grupce były panie, powiedział tylko „I’ll do anything to say hallo to the ladies.” i zaprosił nas do środka. Uścisnął nam dłonie, mnie uraczył tekstem „You're not a lady.” (tak, rozczarowałem Stana Lee), potem zaś zapozował z nami do grupowego zdjęcia. Mieliśmy z nim tylko chwilę, bo panel miał się zaraz rozpocząć, ale mimo wszystko – spotkałem Stana Lee. Nie przez stolik, nie w tłumie, ale w maleńkim pokoiku na zapleczu Madison Squere Garden. Takie rzeczy tylko na New York Comic Con.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj