3 marca 2017 roku na rynek trafiło Nintendo Switch. Przed nową konsolą wielkiego N było naprawdę trudne zadanie, bo musiała ona zmyć niesmak po fatalnie przyjętym Wii U, które przez cały swój żywot sprzedało się w nakładzie niespełna 13,5 miliona egzemplarzy. Hybrydowy charakter nowego sprzętu wzbudzał spore emocje i zainteresowanie, ale jeszcze przed premierą pojawiły się konkretne obawy dotyczące zastosowanych podzespołów. Po ujawnieniu specyfikacji jasnym stało się, że Switch nie będzie w stanie rywalizować z konkurencją w postaci PlayStation 4 i Xboksa One, które już wtedy miały na karku dobrych kilka lat. Na pierwsze potwierdzenie tych obaw nie trzeba było czekać zbyt długo, a na dobrą sprawę nie było trzeba czekać wcale. Już w The Legend of Zelda: Breath of the Wild, czyli jednym z premierowych tytułów, można było natrafić na lokacje, w których konsolka łapała wyraźne zadyszki, a płynność spadała z 30 klatek w okolice 20. Nie nastrajało to optymistycznie na przyszłość, a przecież konsole dla zdecydowanej większości odbiorców są sprzętami, które kupuje się z myślą o komfortowej zabawie przez co najmniej kilka kolejnych lat, bez martwienia się o konieczność dokonywania jakiejkolwiek dodatkowej modernizacji.  Nintendo na pojawiające się gdzieniegdzie głosy krytyki zareagowało tak, jak można było się tego spodziewać, czyli... wcale. Nie odnieśli się do głosów o przestarzałych podzespołach, niskiej mocy czy "sprzedawaniu średniej klasy smartfona za 1500 zł". Po prostu nadal robili swoje, wydając kolejne gry, które często w bardzo kreatywny sposób obchodziły techniczne ograniczenia. Strategia ta okazała się bardzo skuteczna, czego najlepszymi dowodami jest sprzedaż samej konsoli oraz dostępnych na niej produkcji.  Jakimś cudem udało się też dostarczyć na rynek sporo zaskakująco dobrze wyglądających i działających tytułów: Super Mario Odyssey przenosiło znaną rozgrywkę w większe, otwarte lokacje i działało w 60 klatkach na sekundę, Luigi’s Mansion 3 zachwycało oświetleniem i liczbą detali, a Astral Chain sprawiało wrażenie czegoś, co z powodzeniem mogłoby rywalizować z grami ze zdecydowanie mocniejszych sprzętów. Nie trzeba było długo czekać również na popisy magików od portów. Dostaliśmy między innymi w pełni grywalnego Wiedźmina 3 z całą zawartością znaną z "dużych" platform, a także Obcy: Izolacja, Doom Eternal czy Dying Light. Oczywiście bywało też gorzej: Xenoblade Chronicles 2 działało w śmiesznie niskiej rozdzielczości, a sporadycznie zdarzały się niegrywalne koszmarki, takie jak Wasteland 2, The Outer Worlds czy ARK: Survival Evolved, z których tylko część udało się uratować w późniejszych, popremierowych aktualizacjach.  W roku 2020 pojawiły się interesujące plotki sugerujące, że Nintendo zamierza odświeżyć swoją konsolę i wypuścić na rynek jej wariant z dopiskiem Pro, dysponujący zdecydowanie większą mocą. Wspominano m.in. o ekranie OLED oraz możliwości rozgrywki nawet w rozdzielczości 4K w trybie zadokowanym. Doniesienia na ten temat dochodziły nie tylko z anonimowych, niesprawdzonych źródeł, bo podawał je m.in. Jason Schreier z serwisu Bloomberg, a więc jeden z najlepiej poinformowanych dziennikarzy w branży gier i technologii. I gdy wydawało się, że ogłoszenie usprawnionej konsoli jest już jedynie kwestią czasu, to wielkie N... zapowiedziało Nintendo Switch OLED, czyli model wprowadzający wyłącznie wyświetlacz w technologii OLED i kilka pomniejszych, kosmetycznych zmian.  Choć pogłoski o Switchu Pro nadal nie ucichły, to nic nie wskazuje na to, by miały one się potwierdzić w niedalekiej przyszłości. Fakty są bowiem takie, że pomimo przestarzałych podzespołów i pięciu lat na rynku (dla porównania pomiędzy premierami PS4 i PS5 oraz Xboksa One i Xboksa Series S/X minęło 7 lat, ale w międzyczasie dostaliśmy mocniejsze warianty Pro i X), Nintendo Switch nadal sprawdza się zaskakująco dobrze i wypełnia pewną specyficzną niszę. Firma z Kioto nie stara się bezpośrednio konkurować z Sony i Microsoftem i... bardzo dobrze. Ich sprzęt doskonale sprawdza się jako ta druga konsola, swoiste dopełnienie PS5 i Xboksa. Kupuje się go przede wszystkim do zabawy z grami na wyłączność, które w dalszym ciągu trzymają bardzo wysoki poziom: niedawno dostaliśmy m.in. świetne Pokemon Legends: Arceus czy Triangle Strategy, a w kolejnych miesiącach czekają nas premiery takich tytułów, jak Bayonetta 3, Nintendo Switch Sports czy Xenoblade Chronicles 3. Naprawdę trudno narzekać na nudę, a wyniki finansowe potwierdzają, że takie podejście jest dobre także dla producenta. Pod koniec lutego pojawiło się jednak coś, co może wymusić na Nintendo podjęcie pewnych działań: Steam Deck. Jest to sprzęt z zupełnie innej kategorii, skierowany do zupełnie innych odbiorców. Samo Valve zresztą od samego początku promuje Decka jako pełnoprawnego peceta skrytego w niewielkiej obudowie. Mimo tego może w jakiś sposób rozrusza on mocno skostniały w ostatnich latach rynek handheldów i wywoła reakcję Nintendo lub zachęci inne firmy do zapowiedzi swoich propozycji. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj