Premiera (Świat)
25 października 2019Premiera (Polska)
25 października 2019Gatunek:
RPGDeveloper:
Obsidian EntertainmentPlatforma:
PC, PS4, Xbox One
Najnowsza recenzja redakcji
Jak myślimy Fallout, to od razu kojarzymy ten tytuł z firmą Obsidian. Jak mówimy The Outer Worlds, to od razu dopowiadamy – taki lepszy Fallout: New Vegas. I nie ma w tym ani krzty przesady, bo po pierwsze gra broni się sama, a po drugie obie są autorstwa tego samego producenta. Plus ostatnio w tym gatunku była posucha, a Fallout 76 to koszmarek, więc The Outer Worlds dodatkowo zyskuje.
Arkadia jako utopia
Wyobraźcie sobie taki świat, gdzie wszystkim żyje się dobrze i przyjemnie. Gdzie nie ma żadnych złowieszczych działań, gdzie nie ma przestępczości, wojen. Taki świat nie istnieje, ale na taki właśnie świat Rada chce kreować Arkadię. Rada, czyli inaczej Holding Arkadia, kontroluje wszystko w społecznym aspekcie życia swoich mieszkańców. Mieszkańców, którzy są poddanymi i nie mogą złego zdania powiedzieć na swoją niedolę, bo Rada patrzy i Rada słyszy. Przekaz puszczony w eter to czysta propaganda sukcesu, podczas gdy rzeczywistość jest odmienna od tej kreowanej medialnie przez Holding Arkadia.
Jest jednak ktoś, kto wyłamał się spod opresji i teraz jest ścigany. Nie, to nie my, tylko Phineas Welles, pewien ekscentryczny naukowiec, który trafia na jeden z zapomnianych statków kolonijnych i wybudza nas. Nasz bohater (albo bohaterka, bo płeć i wizerunek kreujemy sami) rusza wykonać szereg zadań, aby wesprzeć Wellesa w jego planach (albo i nie – wybór podejmujemy w trakcie rozgrywki).
To nie jest tak, że cały świat, a w zasadzie światy – bo zwiedzamy kilka planet – jest zaślepiony miłością do Rady. Są skupiska ludzi, które przejrzały na oczy i żyją na uboczu, nie szkodząc Radzie, ale też im nie pomagając. Jedna strona toleruje drugą. Są też rebelianci, którzy myślą tylko o tym, jak dołożyć Radzie i z nimi też przyjdzie nam się bliżej spotkać. Zasadniczo z każdą z frakcji trzeba będzie ubijać interesy, aby dotrzeć do końca gry i obejrzeć jedno z wielu zakończeń.
Fallout: The Outer Worlds
Właśnie tak mogłaby się nazywać gra, gdyby oczywiście był to Fallout. Ale nie jest. The Outer Worlds czerpie bardzo wiele z tej serii począwszy na konstrukcji misji, poprzez budowę świata, a skończywszy na klimacie. Jedyna różnica polega na tym, że tutaj nie mamy świata postapo, tylko korporacje wykorzystujące do cna swoich obywateli-niewolników i w zasadzie to tyle. Zatem czy to źle? Ależ skąd! The Outer Worlds jest taką grą, na którą czekaliśmy od dłuższego czasu.
Na upartego można się przyczepić, że rozgrywka trąci myszką, że przestarzałe mechanizmy, że brakuje tu polotu, że nie ma tu nic nowego. A precz z tymi frazesami – The Outer Worlds jest właśnie taką grą, jaką chciałem otrzymać. I wiecie co? Bawiłem się przy niej wyśmienicie.
Naszą postać rozwijamy w tradycyjny dla gatunku sposób – poprzez wykonywanie zadań głównych oraz misji pobocznych, a także mniejszych aktywności, jak hakowanie urządzeń. Dodatkowo co pewien czas mamy do rozdysponowania punkty atrybutów naszej postaci. Nie mylić tego z normalnym polepszaniem statystyk bohatera. Punkty atrybutów rozdzielamy też dla naszych towarzyszy niedoli, których aktywnych w danym momencie możemy mieć dwóch. Wybieramy ich po każdym wyjściu z naszego statku. Każda z tych postaci ma inną historię i inne misje do zrealizowania, więc na różnorodność zadań nie możemy narzekać.
Gra posiada bardzo rozbudowany system dialogów, a dzięki wysokim współczynnikom, np. perswazji lub kłamstwa, możemy dialogi rozbudować o kolejne drzewka odpowiedzi i skłonić rozmówcę do uzyskania pożądanego efektu. Typowe falloutowe zagranie, ale bardzo przyjemne i mogące doprowadzić do komicznych sytuacji. Samego komizmu zresztą tutaj również nie brakuje.
W grze mamy wolną rękę. To my podejmujemy decyzje, z kim się bratać, a z kim nie. Nawet mamy i to kilkukrotnie możliwość wydania Radzie Wellesa, ale pamiętajmy – w grze podejmujemy decyzje, które później rzutują na zakończenie. Chociaż pokpiłem parę spraw z kilkoma frakcjami, to zakończenie miałem pozytywne, ale nie takie, jakie bym chciał i z pewnością powrócę do gry, by spróbować innego podejścia.
Tak samo sprawa wygląda z tym, czy będziemy zabijać czy też nie. Całą grę możemy przejść bez kładzenia jednego trupa, ale też możemy i w drugą stronę – zabijać wszystkich, których napotkamy na swojej drodze.
Małe mapy, odległe światy
Chociaż akcja gry dzieje się gdzieś w kosmosie, mało w The Outer Worlds kosmicznych ras. W zasadzie poza tymi kosmicznymi maszkarami, które likwidujemy gdzieś w jaskiniach czy na powierzchni, to nie napotykamy na innych przedstawicieli obcej cywilizacji. W grze wszystko kręci się wokół ludzi. Na każdej z odwiedzanych przez nas planet mamy do czynienia z tym samym – człowiekiem wspomaganym przez rozliczne maszyny.
Chociaż gra sprawia wrażanie wielkiej, bo jest kilka planet do odwiedzenia, to w rzeczywistości nie jest tego aż tak dużo. Większość z planet ma do zaoferowania kilka lądowisk, a dalej kilka miejsc, do których dojście nie zajmie nam więcej, jak parę minut. Do tego gra umożliwia nam szybką podróż w każde z miejsc, które wcześniej odwiedziliśmy. Niestety ma to swoją cenę – ekrany ładowania gry. Te są dosyć przydługawe, przez co chyba jednak lepiej dobiec do miejsca wyznaczonego, niż korzystać z tego udogodnienia.
Graficznie The Outer Worlds wygląda bardzo dobrze. Gra jest miejscami barwna, a planety znacznie się od siebie różnią. Mamy odpowiednik naszej Ziemi, ale mamy też księżycowe klimaty. W trakcie przygody odwiedzimy wiele cudownych miejsc, gdzie warto przez chwilę się zatrzymać, by podziewać widoki.
The Outer Worlds to doskonała gratka dla każdego miłośnika gatunku. Jest odrobinę za krótka, jak na RPG, ale czas gry wynagradza nam fabuła i rozgrywka. To w końcu tytuł od Obsidian, więc wiadomo było, czego można się spodziewać. I co najważniejsze, wszelkie oczekiwania zostały spełnione.
PLUSY:
+ fabuła gry;
+ oprawa graficzna;
+ rozgrywka.
MINUSY:
- długie ekrany ładowania;
- kiepskawa sztuczna inteligencja wrogów.