Najnowsza recenzja redakcji
Ekipie PlatinumGames w ostatnich latach zdarzały się pewne poważne wpadki, a ich Babylon's Fall, w którym z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu zdecydowałem się wbić platynę, w dalszym ciągu przewija się w sennych koszmarach, po których budzę się z krzykiem. Na szczęście Bayonetta 3 to powrót do formy i jednocześnie dowód na to, że Japończycy mimo wszystko nie stracili wprawy i nadal są w stanie tworzyć gry ocierające się o doskonałość z szalenie dopracowaną rozgrywką, która wynagradza wcześniejsze potknięcia.
Multiwersum obłędu
Trzecia odsłona serii zaczyna się od mocnego uderzenia i sceny, do której fani marki nie są przyzwyczajeni. Jesteśmy świadkami tego, jak tytułowa wiedźma ponosi porażkę. Jej kres jest zarazem początkiem całej opowieści i wprowadza do multiwersum, o którym w ostatnim czasie zrobiło się głośno w popkulturze przede wszystkim za sprawą Kinowego Uniwersum Marvela. Sama historia przez kilka pierwszych godzin jest naprawdę obiecująca i intrygująca. Dostajemy tajemniczego i potężnego antagonistę o niejasnych motywacjach, a także mamy okazję przemierzać różne alternatywne i często zaskakujące światy. Niestety im dalej, tym robi się gorzej, a samo zwieńczenie opowieści z pewnością podzieli fanów i dużą część z nich po prostu rozczaruje. Żeby nie rzucać spojlerami, napiszę krótko: nie wszystkie wątki zostają domknięte w satysfakcjonujący sposób.
Trudno jakoś szczególnie gniewać się na scenarzystów za taki finał, bo sama droga do niego jest ekscytująca, przepełniona akcją przeczącą wszelkim prawom fizyki, a także interesującymi postaciami. Na szczególną uwagę zasługują alternatywne warianty tytułowej bohaterki, a także nowy nabytek, czyli młodziutka Viola, która dopiero szkoli się do roli wiedźmy. Jest ona jednym z najjaśniejszych punktów tej produkcji i świetnie balansuje na granicy bycia odzianą w skórę twardzielką a naprawdę przeuroczym comic-reliefem. Przy okazji stanowi niemal całkowite przeciwieństwo Bayonetty pod prawie każdym względem. Ich relacje czy wymiany zdań potrafią autentycznie rozbawić.
Chociaż Bayonetta, jak na standardy gatunku, oferowała zwykle dość rozbudowane i złożone wątki fabularne, to nie da się ukryć, że pierwsze skrzypce zawsze grała tam rozgrywka. Nie inaczej jest w przypadku "trójki", która wynosi ten element na zupełnie nowy poziom. Sam system walki wygląda znajomo i oferuje ataki w zwarciu oraz z dystansu, a także unik, który przy precyzyjnym wykonaniu spowalnia na moment czas i pozwala nam bezkarnie masakrować wrogów. Z czasem zaczyna się dostrzegać kolejne warstwy: zdobywamy nowe bronie (w tym wyjątkowo pokręcone, jak wyposażone w ostrza yo-yo), odblokowujemy kolejne umiejętności oraz uczymy się wykonywania jeszcze bardziej spektakularnych i zarazem niszczycielskich kombinacji ciosów. Nie brak przy tym nowych sztuczek, które w jeszcze większym stopniu urozmaicają gameplay. Zupełnie świeżą mechaniką jest możliwość przyzywania demonów, które przez pewien czas towarzyszą nam na polu bitwy i wykonują nasze rozkazy. Od czasu do czasu jesteśmy w stanie przywołać ich gigantyczne wersje, co przywodzi na myśl produkcje z nurtu kaiju.
I gdy dochodzimy już do momentu, w którym czujemy się komfortowo jako Bayonetta i jesteśmy w stanie wykręcać kombosy w równym stopniu efektowne, jak i efektywne, to twórcy decydują się po raz kolejny zaskoczyć. Co jakiś czas dostajemy segmenty, w których przejmujemy kontrole nad innymi postaciami: Jeanne i Violą, a rozgrywka diametralnie się zmienia. Podczas zabawy jako Jeanne mamy do czynienia z czymś, co można w największym uproszczeniu nazwać dwuwymiarową skradanką: musimy unikać wrogów lub eliminować ich z ukrycia, a także omijać czy wyłączać pułapki. Nie jest to może szczególnie pasjonujące, ale takie etapy są stosunkowo krótkie, przez co dobrze działają jako urozmaicenie i dają nam chwilę na odsapnięcie.
Jako Viola dostajemy gameplay zbliżony do tego, gdy wcielamy się w Bayonettę. Młoda wiedźma dysponuje jednak innym uzbrojeniem (wyjątkowo długą kataną oraz rzutkami) i demonem ("kot" o imieniu Cheshire), a także polega nie na unikach, a na blokowaniu i parowaniu ciosów: w ten sposób aktywuje krótkie spowolnienie czasu znane jako "Witch Time". Przestawienie się na to wymagało kilku lub nawet kilkunastu minut, ale niedługo później przypadło mi to do gustu tak bardzo, że z niecierpliwością czekałem na kolejne okazje do wcielenia się w młodą punkówę.
Więcej, lepiej, ciekawiej
Bardzo ciekawie wypadają też lokacje, które przyjdzie nam zwiedzić w grze. Każdy z rozdziałów oferuje od kilkunastu do kilkudziesięciu minut rozgrywki, a czas ich ukończenia zależy w dużym stopniu od tego, ile zdecydujemy się tam zrobić. Gdy biegnie się prosto do fabularnych wskaźników, można naprawdę szybko przebrnąć przez kolejne poziomy, ale wiele nas przy tym ominie. Deweloperzy zadbali o to, aby w każdym z etapów było sporo pobocznych aktywności i zadań do wykonania. Raz będą to pojedynki z przeciwnikami ze specjalnym "twistem" w postaci pewnych modyfikatorów, innym razem wyzwania platformowe, a nawet proste łamigłówki, w których manipulujemy czasem, by otworzyć sobie dalszą drogę. Do tego dochodzą jeszcze poukrywane znajdźki oraz coś w stylu osiągnięć, bo w każdym rozdziale mamy kilka opcjonalnych punktów do odhaczenia, co może stanowić motywację do powtarzania ich. Wszystko to sprawia, że czas rozgrywki jest bardzo elastyczny. Znajdą się osoby, które ukończą całą przygodę w około 12 godzin, ale z pewnością nie zabraknie zapaleńców, którzy spędzą z tym tytułem dużo więcej czasu, by wszystko "wymaksować". Szczególnie że związane są z tym dodatkowe nagrody w postaci ulepszeń zwiększających liczbę punktów życia lub magicznej energii, alternatywne stroje oraz modele postaci czy grafiki koncepcyjne.
Na tym jednak wspomniana "elastyczność" się nie kończy. PlatinumGames postanowiło dać graczom wybór także w innych kwestiach. Kilka poziomów trudności pozwala dostosować wyzwanie do potrzeb odbiorców, a jeden z elementów wyposażenia umożliwia automatyczne wykonywanie kombosów przy pomocy zaledwie jednego przycisku. No i jest też tryb Naive Angel, który ogranicza nagość. Może przydać się graczom, którzy chcieliby grać w trzecią Bayonettę w miejscach publicznych. Dla każdego coś miłego!
Grafika? Solidna - jak na możliwości Switcha
Bayonetta 3 w zestawieniu z produkcjami dostępnymi na PlayStation 5 czy Xboksie Series X wygląda raczej blado, bo w oczy rzucają się między innymi pozbawione detali lokacje z kanciastymi budynkami i płaską trawą przypominającą rok 2010. O wszystkim zapomina się jednak w momencie rozpoczęcia akcji, bo zwyczajnie nie ma czasu, by zatrzymać się i zwracać uwagę na niedociągnięcia graficzne. Trzeba również pamiętać, że to tytuł dostępny na ponad 5-letnim handheldzie. Biorąc pod uwagę sprzętowe możliwości Switcha, to PlatinumGames wykonało kawał dobrej roboty. Imponuje sam fakt, że udało się im dostarczyć na rynek tytuł działający (momentami lepiej, momentami gorzej) w okolicach 60 klatek, na czym dynamiczna akcja wiele zyskuje.
Od pierwszej części serii byłem wielkim fanem ścieżki dźwiękowej i "trójka" tego nie zmieniła. Soundtrack jest fantastyczny, a utwory towarzyszące zabójczym pląsom Bayonetty i Violi doskonale pasują zarówno do wyglądu, jak i charakteru obu bohaterek. Pod względem aktorstwa także nie ma się do czego przyczepić, a Jennifer Hale, która zastąpiła Helenę Taylor w roli tytułowej wiedźmy, naprawdę dobrze się tu odnalazła i brzmi bardzo przekonująco.
Bayonetta 3 to udana kontynuacja serii i zarazem jedna z najlepszych gier, jakie dostępne są na Switchu. Choć po grafice zdecydowanie widać wiek konsolki, a opowieść ostatecznie jest nieco rozczarowująca, to dopracowany gameplay, masa zawartości i świetne bohaterki sprawiają, że z tytułem tym zdecydowanie warto się zapoznać – niezależnie od tego, czy mieliście do czynienia z poprzednimi odsłonami, czy też jest to dla Was pierwsza styczność z marką.
Plusy:
+ niesamowicie efektowny i satysfakcjonujący system walki;
+ nowa bohaterka, Viola;
+ świetny soundtrack;
+ zaskakująco dużo zawartości.
Minusy:
- po grafice widać wiek i ograniczenia konsoli;
- finał historii nieco rozczarowuje.