Zaledwie kilka dni temu Kevin Feige, głównodowodzący Marvel Studios i głowa filmowych kreacji, ogłosił, że włodarze studia zamierzają stopniowo odchodzić od dominującej białej obsady swoich produkcji. W argumentacji owej zapowiedzi podkreślił pragnienie posiadania możliwie najbardziej zróżnicowanego spektrum bohaterów, których przy okazji nie będą odgrywali wyłącznie aktorzy rasy kaukaskiej. Pierwszym bastionem zmian ma być nadchodzący wielkimi bujnięciami Spider-Man: Homecoming, który swoje kinowe sieci rozepnie na całym świecie 7 lipca 2017 roku. W przywoływanym wywiadzie Feige wspominał także, iż na etapie produkcji nowej odsłony przygód Pajączka reżyser Jon Watts pokazał mu zdjęcie uczniów nowojorskiego liceum, na którym znajdowała się niejednolita etnicznie grupa młodzieży. Fotografia stała się pierwszą inspiracją do „pokazania świata takim, jakim jest naprawdę”, a więc odważniejszego ujęcia w swoich ramach wielokulturowości. Od chwili oficjalnego ogłoszenia startu prac na planie wiadomo było także o innych inspiracjach. Film ma być bowiem utrzymany w duchu twórczości nieodżałowanego Johna Hughes’a, genialnego reżysera i scenarzysty, który z wyjątkowym wyczuciem potrafił opowiadać o dorastającej młodzieży. Jego dorobek obejmuje m.in. takie wspaniałe tytuły jak: Sixteen Candles, Weird Science, The Breakfast Club, Ferris Bueller's Day Off oraz Home Alone. Oto zaś oficjalne plakaty tych produkcji:
źródło: materiały prasowe
Widzicie wspólną cechę? Doświadczenia dorastania i tzw. coming of age stories mają zwykle wiele uniwersalnych elementów, które z łatwością można przełożyć na indywidualne odczucia. Niemal co roku pojawiają się filmowe perełki w tym gatunku (ostatnio choćby Everybody Wants Some!!), nieskrywanie je uwielbiam i wciąż blisko utożsamiam się z portretowanymi w nich bohaterami. Nie mam jednak zielonego pojęcia czy będąc czarnoskórym, Latynosem lub Azjatą przychodziłoby mi to równie łatwo. Może tak, może nie, nie będę w to dalej brnął. Są przecież filmy, które na tapetę biorą też unikalne doświadczenia młodzieży o innym kolorze skóry – jak np. błyskotliwy Dope, który zawojował zeszłoroczny American Film Festival. Zapytajcie Kasi Koczułap. Istotne jest jednak to, że na filmy te trafia się nieporównywalnie rzadziej, a już w głównym nurcie, czyli szeroko pojętym kinie hollywoodzkim (które na dobrą sprawę jest dzisiaj synonimem „światowego”) zdecydowanie przeważają postacie białe. I tu właśnie wkracza Marvel ze swoim malutkim eksperymentem za wielkie pieniądze. Odzwierciedlić społeczne zróżnicowanie swoich widzów. Na razie w tle, ale zawsze to pierwszy krok. W tym miejscu zgodzimy się jednogłośnie, że idea jest szczytna i można jej przyklasnąć. Schody zaczynają się kiedy ktoś rzuci tajemnym hasłem narzucania „poprawności politycznej”, bo po drodze okazało się, że kilka postaci zmieniło kolor skóry względem komiksowego pierwowzoru. Poprawność polityczna jest jak dynamit albo alkohol – staje się zła dopiero wtedy kiedy ktoś ją źle rozumie lub jeszcze gorzej wykorzystuje. To jednak osobna dyskusja. Jeszcze inaczej można zaś spojrzeć na sprawę od strony komercyjnej i zastanowić się czy inkluzja szerszego grona społecznego zwiększa szanse na lepszy wynik finansowy w box office? Takie chwyty w Hollywood już dawno można było zauważyć, a nie wychodząc ze świata Kinowego Uniwersum Marvela wskazać wypada choćby Avengers: Age of Ultron, w którym zatrudniono koreańską aktorkę - Claudię Kim - głównie po to by zapunktować na rynku azjatyckim. Czy w takim razie informacja o tym, że w Homecoming pojawi się Donald Glover – niegdysiejszy faworyt do roli Milesa Moralesa (Spider-Mana w wersji Ultimate) - skłoni wcześniej niezainteresowanych czarnoskórych widzów do zakupienia biletu? Czy Zendaya w potencjalnej roli Mary Jane Watson przyciągnie do kin nowe osoby, dla których oryginalna inkarnacja bohaterki była zwykle obojętna? To pytania otwarte, bo nie sposób udokumentować i udowodnić bezpośrednich zależności.
źródło: Gabriel Soares | Instagram.com
Osobiście całą sprawę oceniam jeszcze trochę inaczej. Na przykładzie wspomnianego wyżej, a dziś możliwie, że już nieaktualnego ambarasu Zendaya/MJ, widzę bowiem dwie absolutne oczywistości. Pierwsza – jeśli ma się ku temu argumenty, to można zakwestionować i nie zgodzić się z każdym obsadowym wyborem. Druga – licentia poetica. Wolność twórcza. Oto dwa słowa, które w dzisiejszej erze remake’ów, rebootów, ekranizacji etc. wydają się być zapomniane. Nie dlatego, że taki stan współczesnego kina ma pejoratywne konotacje, ale dlatego, że nad swobodę kreacji zbyt często zaczęto stawiać bezwarunkowe (czasem wręcz ślepe) poszanowanie dla oryginału. Patrząc na superbohaterskie filmy Marvela zapomina się, że podążając za słownikową definicją nie są to ekranizacje konkretnych pozycji (zachowujące wierność pierwowzorowi), ale raczej luźniejsze w swoich ramach adaptacje różnych historii i kombinacje oryginalnych pomysłów. Jeśli więc kreatywna swoboda wykorzystywana jest z ogólną korzyścią dla filmu i wedle najlepszych intencji twórców, to staje się ona nadrzędnym usprawiedliwieniem wszelkich zmian kodu źródłowego. Niezależnie czy jest to film studyjny powstały siłami kolegium, czy też wizja indywidualna – pole do manewrów w większym lub mniejszym stopniu musi być zawsze dopuszczalne. Inaczej nigdy nie powstałby The Dark Knight. Sam Marvel cieszy się pod tym względem niemal nieposzlakowaną historią (<kaszel> Mandaryn </kaszel> ) i wystarczy spojrzeć choćby na ostatnie dokonania w filmie Doctor Strange. Ile jeszcze wznieconych zostanie niepotrzebnych gównoburz dotyczących czarnych Baronów Mordo i kobiet w rolach starców, tylko po to żeby po seansie okazało się, że są to świetnie sportretowane postacie. Że krył się w tym pomysł. Jeśli nie Marvel, to kto inny zasłużył na kredyt zaufania? Czy trzeba nieustannie powtarzać też wyświechtany truizm, że sądzić należy po fakcie, nigdy przed? Propagując wyłącznie otwartość umysłu przyjrzyjmy się więc obsadzie Spider-Man: Homecoming i arsenałowi różnorodności jaki został tu skompletowany. Wskazać należy też, iż zainteresowanie tematem nie wzięło się znikąd, a jest bardziej świadomym działaniem studia, które na etapie angażowania kolejnych artystów celowo nie ogłaszało postaci w jakie się wcielą. Większość z nich dalej nie jest oficjalnie ujawniona i nie jest to szczególnie dziwne jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że przeważająca część obsady zagra nauczycieli, bądź uczniów, którzy zagoszczą na ekranie zaledwie przez kilka mniej istotnych minut. W zamian uwypuklono więc nazwiska oraz osoby aktorów i był to zabieg, który skutecznie zawracał uwagę mediów.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj