Urodziła się 12 grudnia 1970 roku, w rodzinie o mieszanych korzeniach. Wśród jej przodków można znaleźć Irlandczyków, Norwegów, a także Polaków i Rosjan. Z powodu astmy ojca od młodości podróżowała po stanie Nowy Jork, by w końcu  osiedlić się w jego stolicy. Jednak po zakończeniu liceum Jennifer znów wyruszyła w świat, tym razem, by rozpocząć studia na Uniwersytecie Yale, gdzie zdecydowała się na specjalizację z literatury angielskiej. Tam, jak przyznaje, była typową kujonką, która od poznawania ludzi wolała spędzać czas w bibliotece. Pewne nerdowskie – jak to sama określiła – zamiłowania Jennifer widać również późniejszych latach. Tak jak wtedy, gdy w 2015 roku w końcu kupiła komputer, przyznając, że dotychczas była przyzwyczajona pisać… na maszynie Zanim jednak piękna nowojorczanka poszła na studia czy nawet myślała o liceum, miała już dosyć rozwiniętą karierę aktorską. Jak większość znanych nam aktorów czy aktorek, pierwsze kroki stawiała w modelingu jako modelka dziecięca. Jej niesamowita uroda szybko zaprowadziła ją spod obiektywu aparatu do obiektywu kamery. Wystarczyły dwa lata, aby z roli statystyki w brytyjskim serialu przeszła do roli młodej Deborah w filmie Sergio Leone Dawno temu w Ameryce. Później było tylko lepiej: dwie pierwszoplanowe role, w zapomnianych dziś filmach, kierowały ją w stronę jednego z ważniejszych dzieł w jej karierze. Gdy miała szesnaście lat, w kinach pojawił się Labirynt, w którym młodziutka Connelly zagrała obok samego Davida Bowiego. W tym jakże przedziwnym filmie (w końcu drinking game polega na tym, że widz pije za każdym razem, gdy… widzi uwypuklone krocze Króla Gobilinów!) wcieliła się w postać Sarah, egoistycznej nastolatki, nieszczęśliwej z powodu sytuacji, w jakiej się znalazła. Choć sam film początkowo okazał się rozczarowaniem, z czasem uzyskał status kultowego. Oglądając te dziwy na ekranie, można zrozumieć, czemu ludzie na początku go odrzucili. Wielu krytykowano Connelly za jej sztuczną grę, jednak odnoszę wrażenie, iż nie zagrała naturalnie, bo wcale by to nie pasowało do tak specyficznej atmosfery tego filmu. Jak przyznaje aktorka, sama produkcja była dla niej ogromnym przeżyciem, zwłaszcza że poznała Bowiego i była zaskoczona, jak sympatyczną był on osobą. Późniejsza sława tego filmu również była dla niej zdumiewająca i aktorka przyznała, że zdziwiło ją, iż ponad dziesięć lat po premierze ludzie wciąż przychodzą do niej i mówią, że kojarzą ją z tej produkcji. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że kiedy po dwóch latach w Yale, Connelly przeniosła się do Stanford, by studiować aktorstwo, rodzice namówili ją do rezygnacji ze studiów i powrotu do filmowego biznesu. Po Labiryncie Connelly wystąpiła w lepszych i gorszych produkcjach, wciąż wcielając się w młode, piękne dziewczyny, jednak te filmy nie odnosiły większych sukcesów. Dopiero Abbottowie prawdziwi, niskobudżetowy obraz z obsadą pełną wschodzących gwiazd, trochę poprawił jej złą passę. I mimo że  w obsadzie wystąpili Joaquin Phoenix i Liv Tyler, Connelly wciąż błyszczała, zdobywając pozytywne recenzje. Na prawdziwe oklaski musiała jednak poczekać jeszcze kilka lat, gdy została obsadzona w roli Marion, dziewczyny głównego bohatera, w Requiem dla snu. Był to największy sukces Jennifer, na który pracowała ciężko. By przygotować się do roli narkomanki, Connelly przeprowadziła się do mieszkania, w którym żyła jej bohaterka, i próbowała jak najlepiej stworzyć tę postać. Spędziła dużo czasu na malowaniu, słuchaniu muzyki. Chodziła nawet na spotkania Anonimowych Narkomanów. Jak wiemy – opłaciło się, patrząc na to, jak pozytywnie odebrana została zarówno przez widzów, jak i krytyków.
fot. Universal Pictures
Na następny sukces Connelly nie musiała długo czekać, gdyż rok później premierę miał Piękny umysł, w którym wcieliła się w żonę głównego bohatera, Alicię Nash. Ten występ przyniósł jej dwie rzeczy, jednak zacznijmy od tej bardziej słodko-gorzkiej. Z jednej strony otrzymała Złoty Glob za swoją rolę, jednak wydawało jej się to… płytkie. Piękny umysł już na zawsze utrwalił jedno – iż jej klątwą będzie stać z boku, grać poboczną postać, a nie zdobyć główną rolę. Za nim przejdziemy do tego, dlaczego gwiazda Jennifer Connelly przygasła, warto opowiedzieć o drugiej rzeczy, jaką przyniósł jej Piękny umysł. To właśnie tam poznała Paula Bettany’ego, męża i ojca swoich dzieci. Ślub wzięli w styczniu 2003 roku, w prywatnej ceremonii i do dziś razem wychowują dwójkę dzieci – syna Stellana i córkę Agnes. Co się jednak zadziało w karierze Connelly, że teraz jesteśmy bardziej zdziwieni występem, aniżeli jej nieobecnością w filmie? Jest wiele przyczyn. Jak sama Jennifer przyznała, po jej występie w źle przyjętym Hulku, cała sprawa nadal nad nią wisi, choć minęło tyle lat. Inną kwestią jest to, że – jak mogliście tu zaobserwować – Jennifer rzadko kiedy przyjmowała bądź zdobywała role w dobrych filmach. Nie mogę zupełnie oskarżać o zły gust samej aktorki, bo zawsze scenariusz może wyglądać lepiej niż produkt końcowy. Również to, gdzie zdobywała role nie zależało od niej. Pytanie także - jak dobrego agenta miała? Niestety, prócz kilku perełek większość jej filmografii to filmy nieudane lub co najmniej takie, które przeszły bez echa. Nie możemy również zapomnieć, że Connelly ma już pięćdziesiąt lat, choć wygląda na co najmniej dziesięć  mniej. Dla Hollywood, choć widać promyki nadziei, takie aktorki już nie istnieją. Zwłaszcza jeśli nie stworzyły sobie ugruntowanej pozycji wcześniej jak Julia Roberts albo same nie zaczęły tworzyć produkcji jak Reese Witherspoon. To jednak nie oznacza, że Connelly zniknęła zupełnie. Niedawno mogliśmy ją oglądać w Alicie, gościnnie również pojawiła się w Spider-Man: Homecoming (choć nie ukrywajmy, przy takim nazwisku, rola programu komputerowego to trochę mało). Głośno było również o serialowym Snowpiercerze, choć ten akurat nie zachwycił. Może lepsza passa rozpocznie się po Top Gunie: Mavericku? My z okazji jej urodzin bardzo jej tego życzymy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj