MARIA DĘBSKA: Nie spodziewałam się, że on aż tak trafi do ludzi, że im aż tak się spodoba. Czułam, że robimy coś ważnego i wartościowego, ale nigdy się nie wie, jak to będzie. Oglądałam film dwa razy - w Gdyni oraz na uroczystej premierze. Mam wrażenie, że to dwie różne widownie. Czasem się mówi, że w Gdyni na premierze to ludzie bardziej się śmieją z kolegów na ekranie, a potem odbiera ten film zwyczajna publiczność. W Gdyni ludzie zareagowali aż zanadto żywo. Fajne jest to, że się na tym film śmieją i wzruszają.
To zawsze jest plus, gdy film potrafi w dobry sposób wywołać takie reakcje. A do tego wydaje mi się, że w pewnym sensie wszyscy możemy przejrzeć się w nim jak w lustrze. Pokazuje bowiem w pewien sposób przekrój polskiego społeczeństwa. Z pozytywnymi i negatywnymi cechami. Wydaje mi się, że Piotrek Domalewski uderza w takie nuty, które są wspólne dla nas, Polaków. To jest super. Obecnie mówienie, że coś jest nasze lub wspólne, to nadużycie. A tutaj na pewno wspólna jest tradycja świąt, a jeśli nawet odejdziemy od tego wydarzenia, to z całą pewnością rodzina jest dla nas ważna. Gdy kontakt z rodziną się urywa, człowiek ma jakąś zadrę na sercu, a jeśli jest to dobry kontakt, jesteśmy szczęśliwi. Może właśnie dlatego ten film trafia do widzów. Niektórzy twierdzą, że przedstawia patologię i takich rodzin nie ma, ale ja uważam, że absolutnie nie jest to prawda. Faktycznie, są to dość biedni ludzie i ta wigilia nie jest bogata. Jako że na co dzień pewnie im brakuje, dlatego te święta są dla nich tak ważne, bo raz w roku mogą się spotkać i jest więcej jedzenia. Nie można tego nazwać patologią. A sytuacja z życia mojej bohaterki, która ma magistra, a pracuje na kasie, jest po prostu powszechna. Miałaś duży wpływ na to, jak tworzyłaś Jolkę, czy raczej w pełni opierałaś się na scenariuszu? Miałam ogromny wpływ na to. Przede wszystkim dostałam świetnie napisaną postać, która na początku totalnie mnie wkurzała. Denerwowało mnie, co ta dziewczyna robi, więc z tej złości, musiałam spróbować ją zrozumieć. Piotrek spotykał się z nami na próby. Najpierw całą rodziną, potem w małych grupach. Najpierw ja z Dawidem, potem z Tomkiem Schuchardtem. Wtedy mogliśmy dużo zmieniać, także teksty, bo Piotrek mówił, że jeśli cokolwiek nam nie leży, wyrzucamy. Super było też to, że praca nad kostiumami i charakteryzacją była naszą wspólną robotą. Na przykład ja z Kasią Lewińską wywróciliśmy do góry nogami pomysł na Jolkę. Miałam wyglądać jak szara myszka w sztruksach i golfie, z kucykiem i bez makijażu, na płaskim bucie, w ogóle jak przegrana od początku. Powiedziałam, że jeśli ta dziewczyna ma ciężko, musimy zrobić wiejski blask. Mam przekonanie, że ludzie nie wyglądają na tych, kim są. Często przecież mamy mylne wrażenie. Ta dziewczyna ma ciężko w życiu, więc robi wszystko, by było super. A też relacja twojej bohaterki z mężem wydaje się ważna i życiowa. Myślisz, że to może coś uzmysłowić widzom i dać im do myślenia? Moja bohaterka zachowuje się w sposób, który trudno mi było zrozumieć podczas czytania scenariusza, bo jest to tak bardzo odległe ode mnie. To chyba jest właśnie najciekawsze w tym zawodzie, by to próbować zrozumieć. Jest to stereotyp: mąż bije, a my mówimy, że takich sytuacji nie znamy, a one naprawdę są w naszej rzeczywistości. Ja znam dziewczyny w dużym mieście, w Warszawie, które są wykształcone, po studiach i mają równie wykształconych facetów, od których nieraz oberwały. Nie mówimy o tym, bo jesteśmy teraz takie silne i zależy nam na niezależności. Same chcemy podejmować decyzje. Kobiety na to pozwalają. Moja bohaterka przyjeżdża do tego domu na wsi jako taka kobieta sukcesu. Te siostry są w nią zapatrzone, że jest w tej złotej kurtce i ma fajnego męża, choć trochę brzydki, ale nie stąd. Jej dramat polega na tym, że zdecydowała się na związek z takim facetem i godzi się na wszystko. Z perspektywy psychologicznej i emocjonalnej, gdy taka dziewczyna bez ojca spotyka silnego faceta, który mówi: "zaopiekuję się tobą", to w to idzie. Wiemy, że nie jest jej najlepiej w tym związku, ale nie może się przyznać przed rodziną. A skąd takie uczucie u niej? Wstyd jej? Boi się? Ona w pewien sposób sprzeciwiła się matce. Budując postać Jolki, bardzo dużo myślałam o jej matce, bo ona nie chce być taka sama. Ona robi wszystko, by się jakoś od niej odbić. Boi się przyznać rację swojej matce. My w ogóle w każdym wieku boimy się przyjść do rodziców i przyznać się do błędu. Jest to trudne i jej to nie wychodzi. Ona uważa, że w coś weszła i się w coś zaangażowała. Nie wiemy, co będzie dalej, może się z tego wyplącze. Nie umie przyznać się do błędu, bo jest jej wstyd i chyba woli żyć w tej iluzji, że się jej udało. Gdy jej bracia dowiadują się o sytuacji, od razu reagują i wymierzają sprawiedliwość. Myślisz, że nie mogła do nich przyjść? Próbuję zrozumieć, co kierowało twoją bohaterką. Ostatnio grałam scenę gwałtu na planie filmu Zabawa, zabawa, który będzie mieć premierę w przyszłym roku. Nigdy nie rozumiałam tego, że kobiety po gwałcie nie zgłaszają się na policję, bo czują wstyd. Niech oprawca się wstydzi. Pomyślałam sobie, że ja od razu poszłabym na policję i powiedziałabym, jak było. To była tylko scena w filmie. Wróciłam do domu nad ranem i zobaczyłam siniaki na swoim ciele. Scena była gwałtowna, a mi się łatwą robią siniaki. Tak się zdarza nawet pomimo zabezpieczeń kaskaderskich. Gdy widzisz siniaki na swoich udach, pojawia się uczucie, którego nie byłam w stanie zrozumieć. Poczułam wstyd. Zaczęłam chodzić w długich spodniach, pomimo że było lato i zaczęłam zakładać długie rękawy, aby tego nie pokazać. Gdyby mi się to wydarzyło na siłowni, nie miałabym z tym problemu. Nagle, gdy miałam odbite palce jakiegoś faceta na swoim ciele, poczułam właśnie ten wstyd, którego wcześniej kompletnie nie rozumiałam. To nie jest takie proste. Wcale nie jesteśmy takie silne. Gdy ktoś silniejszy, kto się nami opiekuje, robi nam krzywdę, nie jest to tak czarno-białe czy proste, by o tym po prostu powiedzieć. To jest zresztą taka sama sytuacja jak z Adamem: on wypożycza drogi samochód, by pokazać, jaki jest super. Jolka swoim zachowaniem robi to samo. To chyba trochę taka ludzka cecha, że chcemy tworzyć na zewnątrz wizerunek sukcesu. Tak, zdecydowanie. My mamy taką naturę narzekania, a gdy mówimy o czymś, co jest złe, są to przeważnie sprawy błahe. Jest to trochę zakłamanie, ale nie chcę tego jednoznacznie oceniać. Życie nie jest tak proste.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj