Antologia | Legendy Star Wars
Boję się wchodzić w rozróżnianie kanonu Gwiezdnych Wojen i studiowanie Expanded Universe, bo czuję się wtedy jak kot na pustyni. Nie ogarniam tej kuwety. Podoba mi się jednak sam zamysł komiksowej serii, która dostępna jest aktualnie na naszym rodzimym rynku. Co tom to inna opowieść. Także serial można by zrealizować na podobną modłę antologii – takiej jak np. True Detective, Fargo, czy American Horror Story (ale bez powtarzania się aktorów). Tudzież w jeszcze bardziej skonkretyzowany sposób, a la Strefa Mroku i cotygodniowy odcinek skupiony na innym temacie. Albo w wersji Black Mirror, czyli krótkie sezony i dłuższe, samodzielne odcinki z tożsamą myślą przewodnią. Żeby zrozumieć ogrom Gwiezdnych Wojen nie trzeba nawet lizać ich przez papierek - wystarczy spojrzeć przez szybę wystawową, żeby dostrzec bogactwo dostępnych historii i nieskończone możliwości w obieraniu nowych narracji. Tyle jest pomysłów i zakamarków uniwersum wartych eksploracji, że i tak nie starczyłoby odcinków, żeby zarysować choćby powierzchnię. Takie podejście oferuje jednak elastyczność i „coś dobrego dla każdego”. Można skakać po różnych czasach, można odwoływać się do znanych postaci lub pokazywać nieznane aspekty świata. Można także ekranizować najlepsze fabuły z powieści, gier i komiksów, choć akurat powtarzanie historii nie jest optymalnym i preferowanym wyborem. Mimo wszystko w formacie godzinnego epizodu chciałbym poznać np. historię czerwonego ramienia C-3PO. Albo wrócić się do Trylogii Prequeli i rozwinąć postać Jar Jar Binksa. Pomysły są nieograniczone.Poszukiwacze przygód | Eksplorowanie nieznanych terytoriów
W serialach lubię dynamikę, ciągłą podróż i systematyczne zmienianie miejsca akcji. Z oczywistych (choćby budżetowych) względów takie produkcje zdarzają się jednak niezwykle rzadko. Podoba mi się więc zamysł, aby wysłać ekipę samozwańczych poszukiwaczy przygód (np. z R2D2 na pokładzie) w podróż ku niezbadanym terytoriom. Np. tym rejonom, w jakich w Przebudzeniu Mocy znaleziony został Luke Skywalker. Jedynym ograniczeniem byłaby tu wyobraźnia, a jednocześnie pojawiłaby się możliwość tworzenia nowych planet, ras i autonomicznych historii, bez obawy naruszania kanonu Gwiezdnych Wojen. Celem bohaterów mogłaby być np. kosmiczna kartografia, poszukiwanie zasobów, sojuszników albo potencjalnych baz dla Ruchu Oporu. Kuszące byłoby także stworzenie wariacji Lost w starwarsowym anturażu. Rozbitków zmuszonych przetrwać na obcej planecie, albo w odmętach kosmosu. Problem jaki jednak nasuwa się przy takim podejściu, to fakt, że opis ów brzmi jak idealna fabuła dla Star Treka. Takowe wojaże lepiej pasują do natury przywołanej serii, co na małym ekranie może się potwierdzić już w przyszłym roku. Póki co pomysł ten potraktujmy więc bonusowo. Samo eksplorowanie nieznanych terytoriów można przecież osiągnąć drugorzędnie we wcześniej wymienionych serialach. Np. gang Kanjiklub mógłby udać się na międzygwiezdne poszukiwania skarbu, co perfekcyjnie komponuje się z stylistyką galaktycznych piratów.Akademia Stormtrooperów / Świt Jedi
Te dwa pomysły nie są szczególnie oryginalne, ale dotykają ciekawych tematów. Wątek Finna w Przebudzeniu Mocy był jedną z najważniejszych nowości. Dalsze rozwinięcie realiów w jakich żyją i trenują Stormtrooperzy byłoby absorbującym pomysłem. Fabuła serialu skupiłaby się na pobocznym oddziale, portretując na początku zróżnicowane okoliczności i motywacje wstąpienia w szeregi żołnierzy Imperium, a następnie pokazywałaby proces treningu i prowadzone działania. Z dala od wydarzeń filmowych, ale wspominając o nich i prezentując przeciwstawny punkt widzenia. Np. taki, że rebelianci to terroryści. Akcja serialu mogłaby się dziać tuż przed Przebudzeniem Mocy, dzięki czemu można byłoby nieco wypełnić czasową lukę i nakreślić kontekst polityczny. Miłe byłby również gościnne występy np. Kapitan Phasmy. Przeciwstawną, a równie ciekawą ideą jest zaprezentowanie akademii Jedi. Podobnie jak wyżej, najkorzystniejsze dla widza byłby osadzenie całości w możliwie współczesnym okresie czasu. Jeśli już bowiem tworzyć wielkie i spójne uniwersum, to tak, żeby historie faktycznie się przenikały. Okazja jest przednia, bo - jak wiemy z Przebudzenia Mocy - podążając za radą Yody, nauki Jedi prowadził sam Luke Skywalker. Rozwinięcie tego w serialu stanowiłoby bardzo dobry filmowy prequel, który pomógłby rozbudować polityczne i społeczne tło najnowszych odsłon Sagi. Produkcja mogłaby ponadto służyć jako geneza Kylo Rena. Myśląc realistycznie jest to jednak mało prawdopodobny rozwój wydarzeń, jako, że wymagałby on zaangażowania sporej grupy filmowych aktorów. W to, że Mark Hamill powtórzyłby swoją rolę potrafię uwierzyć, Benem Solo mógłby zostać młodszy aktor, ale już pojawienie się jego rodziców byłoby raczej niemożliwe do osiągnięcia. Wątpliwa jest również sama chęć tak silnego połączenia bieżących fabuł. Raczej nie byłby pierwszy serial w uniwersum. Ten bowiem będzie prawdopodobnie obostrzony dużo mniejszym ryzykiem. Z Jedi wiąże się jednak jeszcze lepszy pomysł, który teoretycznie może funkcjonować zupełnie samodzielnie. Plotkuje się, że lokacja w której znajdujemy Luke’a pod koniec Przebudzenia Mocy może być jedną z pierwotnych Świątyń Jedi. Szybki rekonesans w Wookiepedii podpowiada, że Rycerze Jedi liczyli sobie ponad tysiąc pokoleń jeszcze przed wydarzeniami z Star Wars: Episode IV - A New Hope. Lekko kalkulując, to przynajmniej kilkanaście tysięcy lat wstecz. Co więc, gdyby opowiedzieć tą historię? O Gwiezdnych Wojnach mówi się, że to fantasy snute za pomocą sci-fi. Taki serial mógłby silniej rozwinąć ten fantastyczny potencjał uniwersum, pokazując początki Jedi i okoliczności, które byłyby gratką dla wszystkich fanów. Wcale nie trzeba byłoby się też pchać w ryzykowne pomysły pokroju midichlorianów, ani nic innego o charakterze retroaktywnej kontynuacji, co zmuszałoby do zreinterpretowania od nowa całego uniwersum. Całość mogłaby być odpowiednio dwuznaczna i nacechowana duchowością – tak, aby ostatecznie zintensyfikować mit Mocy, a nie rozłożyć go na czynniki pierwsze. Atutem całości byłaby strona wizualna, odmienna stylistycznie od standardów Gwiezdnych Wojen, a wykorzystująca np. motywy średniowieczne (hej, Game of Thrones potrwa jeszcze tylko dwa sezony i to dopiero byłby klawy następca!) i kręcona w urokliwych pejzażach Islandii albo Nowej Zelandii. Coś w deseń połączenia Gwiezdnych Wojen i Władcy Pierścieni. Brzmi majestatycznie?Komediowa Gwiazda Śmierci
Humor na zawsze wpisany będzie w DNA Gwiezdnych Wojen. Nie spodziewam się jednak, abyśmy prędko zobaczyli w kinie typowo satyryczną, parodystyczną lub wywrotową komedię. A może w ogóle takowa nie będzie miała racji bytu? W którymś momencie dobrze będzie jednak przekłuć balonik i świadomie skontrować pęczniejące uniwersum - narzędziem ku temu może być serial. Z zastrzeżeniem, że nie będzie to jednak pierwsza telewizyjna produkcja, ale któraś z kolei. Ponadprogramowa, a zrealizowana w formacie półgodzinnych odcinków, albo nawet serialu internetowego, czyli tzw. webisodes. Sam pomysł nie jest zresztą nowy. Lucasfilm, a konkretnie Seth Green i Matthew Senreich, rozwijali swego czasu projekt Star Wars Detours, który miał być animowaną parodią kultowego świata. Gotowych było kilkadziesiąt epizodów, ale w momencie kiedy studio przejął Disney, premiera serialu została zaniechana. To więc perspektywa na dalszą przyszłość, ale gdybym sam miał już dzisiaj wybrać motyw przewodni, to byłyby nim perypetie zwykłych pracowników Gwiazdy Śmierci albo bazy Starkiller. Całość zaczynałaby się od wspomnienia, że na dzień przed zniszczeniem placówki bohaterowie rzucili pracę, a następnie wspominano by rozmaite codzienne sytuacje, które zrealizowane byłyby np. w formie skeczy.
Strony:
- 1
- 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj