"Desperate Housewives"

Kolejny serial, którym zaraziła mnie polska telewizja, a dokładnie Polsat, który "Desperate Housewives" pokazywał bodaj w niedzielne wieczory. Przez łącznie 8 sezonów była to zarówno świetna obyczajówka, jak i udany serial komediowy, który trzymał poziom od początku do końca. Razem z "Lost" i "Chirurgami" tworzył "złotą trójkę" stacji ABC, która solidnie namieszała w amerykańskiej telewizji 10 lat temu. Obecnie o remake'u czy też kontynuacji nikt nie wspomina. I dobrze.

[video-browser playlist="755473" suggest=""]

"Desperate Housewives" traktowałem też jako serial relaksacyjny, który nie zmuszał do myślenia i pozwalał cieszyć się z oglądania każdego odcinka. Plusem była też ciągła fabuła i wątki systematycznie rozwijane w ciągu całego sezonu. To, co Marc Cherry tworzył w stacji ABC, poniekąd kontynuuje dziś w stacji Lifetime, pracując nad serialem "Devious Maids".

"Jericho"

Jeden z mocno zapomnianych dziś seriali, który odkryłem na stacji AXN. Pamiętam też, że był to okres, w którym stacja pokazywała kolejne odcinki seriali bez przerw na reklamy. Zdanie zmieniła właśnie przy emisji "Jericho" - od premiery przerywała emisję reklamami, i to kilka razy (niczym w USA). "Jericho" miało dość krótką historię, bo spadająca oglądalność pozwoliła na realizację tylko 2 sezonów, z których ten ostatni miał zaledwie 7 odcinków. Głównym powodem był fakt, że "Jericho" emitowała stacja CBS, której ramówka w zdecydowanej większości składała się z seriali proceduralnych i sitcomów. Produkcja taka jak "Jericho", z ciągłą fabułą, a do tego poruszająca wątki postapokaliptyczne, zwyczajnie nie pasowała do portfolio CBS.

[video-browser playlist="755474" suggest=""]

"Band of Brothers"

Jedyny przedstawiciel stacji kablowej w moim rankingu, ale za to jaki. Przyznaję - jestem wielkim fanem seriali osadzonych w realiach II wojny światowej, a "Band of Brothers" była dla mnie małym spełnieniem marzeń. Znakomity serial, który zachwycał efektami i wykonaniem, a pamiętajmy, że jego premiera miała miejsce aż 14 lat temu! Była to też niesamowicie droga produkcja i w sumie szkoda, że po gorzej przyjętym "Pacyfiku" HBO nie chce powrócić do tematu drugowojennych miniseriali. Z drugiej strony nie dziwię się im, skoro znaczą część budżetu HBO na seriale pochłania dziś "Game of Thrones".

[video-browser playlist="755475" suggest=""]

"Gossip Girl"

Moje osobiste guilty pleasure. Przed wszystkimi serialami o superbohaterach i innymi produkcjami fantasy stacja CW robiła naprawdę przyzwoite seriale młodzieżowe. "Gossip Girl" była jednym z nich, ale co mnie do niej przyciągało? Tego nie wiem do dziś. Być może beztroskie życie "elity Manhattanu", być może fakt, że odcinki leciały szybko i miały fajną muzykę. Nawet patrzenie na Blake Lively sprawiało przyjemność, podobnie jak wyśmiewanie się z Taylor Momsen. "Plotkara" przestała być jednak zjadliwa po kilku sezonach, a o ostatnich dwóch najlepiej zapomnieć. Pamiętam, że scenarzyści tak bardzo mieszali w wątkach, że ostatecznie w łóżku lądował każdy z każdym. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś tak przyjemnych seriali młodzieżowych już się nie robi, ale światełkiem w tunelu jest pozytywny rozwój serialowy stacji MTV.

[video-browser playlist="755476" suggest=""]

"Friends"

Klasyk. Dzieło sztuki. Od lat jestem wyznawcą "Friends" i pewnie już nigdy się to nie zmieni. Kończę właśnie oglądać ten serial trzeci raz i  już teraz wiem, że po odcinku 10x16 nastąpi przeskok do 1x01. Dlaczego? Bo jak pewnie każdy szanujący się fan "Przyjaciół" wie - odcinka finałowego (10x17-18) się nie ogląda. Grozi to głęboką kilkudniową depresją i wylewaniem potoku łez. Nie wstydzę się napisać, że był to pierwszy serial, na którego finale solidnie się wzruszyłem. Niedawno obchodziliśmy 20-lecie powstania produkcji stacji NBC i jednocześnie 10 lat od czasu, gdy "Przyjaciele" rozstali się z widzami. Widząc, jak do starszych seriali podchodzą teraz amerykańskie telewizje i platformy internetowe, mam po cichu nadzieję, że Netflix odważy się zrobić "coś" w kierunku kontynuacji "Przyjaciół". Nie chcę myśleć, co to będzie. Czy film, czy serial. Wiem za to, że zobaczenie Rachel, Moniki, Pheobe, Joeya, Rossa i Chandlera razem na ekranie byłoby spełnieniem marzeń wielu ludzi na całym świecie.

[video-browser playlist="755477" suggest=""]

"Battlestar Galactica"

Na sam koniec pozostawiłem sobie serial szczególny i wyjątkowy, również z tego względu, że od zawsze byłem fanem space oper. "Battlestar Galactica" podczas kilku lat swojej emisji oferowała coś, czego próżno było szukać w innych serialach. To nie tylko pełnokrwista space opera z masą wyrazistych bohaterów, ale też fantastyczna saga rozpisana od początku do końca. "Battlestar Galactica" docenia się wtedy, gdy obejrzy się wszystkie odcinki. Pamiętam do dziś, jak trudno było mi przebrnąć przez kilkugodzinną miniserię rozpoczynającą całą historię. Dziś jednak wiem, że było warto. Mało tego - do "BSG" byłem nastawiony sceptycznie aż do finału 1. sezonu. Scenę, w której Boomer (a tak naprawdę cylon) strzela do Admirała William Adamy pamiętam do dziś. Wiem też, że właśnie wtedy pokochałem ten serial bezgraniczną miłością. "Battlestar Galactica" miał kilka swoich grzeszków, niekiedy fabuła wydawała się nie do końca logiczna, ale i tak od czasu zakończenia "BSG" amerykańska telewizja nie stworzyła równie dobrej space opery. A próbowano kilka razy. Próbuje też stacja Syfy, ale o tym, jak trudno jest jej osadzić akcję serialu w kosmosie, pokazuje miniseria "Ascension". Być może zmieni się to w grudniu za sprawą premiery "The Expanse". Na sam koniec krótkie pytanie - też zamykaliście oczy tuż po czołówce "Battlestar Galactica", gdy pokazywano skrót wydarzeń z oglądanego odcinka? Bo ja tak. I niesamowicie mnie to irytowało. [video-browser playlist="755478" suggest=""]
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj