Kamil Śmiałkowski: Czy jest pani fanką twórczości Agathy Christie? Sophie Hannah: Wielką fanką. Odkąd w wieku 12 lat przeczytałam po raz pierwszy jej książkę, jestem dosłownie uzależniona. Wiele razy przeczytałam każdą z książek – to moja życiowa miłość. I uważa pani, że potrzebujemy nowych książek z Herculesem Poirotem, bohaterem stworzonym przez Christie? Możemy spojrzeć na to szerzej – czy potrzebujemy w ogóle jakichkolwiek nowych książek? To nie jest oczywiście tak, że potrzeba nam tego jak wody czy jedzenia, ale jest jak widać spora grupa ludzi, którym podoba się pomysł przeczytania nowej fabuły z Herculesem. A mnie podoba się pomysł napisania kolejnej zagadki kryminalnej, którą Poirot rozwiązuje. I oto efekt. Ale przecież jest tego naprawdę dużo. Sama Christie napisała ponad 30 powieści i 50 opowiadań z tą postacią. Napisała nawet, jak umarł. Musi pani jakoś sprytnie wsuwać swoje fabuły pomiędzy opowieści już znane. Dokładnie tak. To nie jest tak, że przywróciłam go do życia. Poirot wciąż nie żyje, tak jak to wymyśliła Agatha. Ale jest w jego biografii taki sympatyczny okres – cztery lata pomiędzy 1928 a 1932 rokiem, którego Christie nie wypełniła. I tu właśnie umieszczam swoje powieści. Wypełniam lukę, którą na szczęście zostawiono. ‍‎Closed Casket to pani druga powieść z Herculesem. Jakie były reakcje fanów po pierwszej? Większość czytelników była mocno zaskoczona, że Poirot powraca w czymś nowym. Ale po przeczytaniu zaakceptowali moją powieść. Czyli ostatecznie reakcja była bardzo dobra. Spodobało się i nie mieli nic przeciwko. Zarówno fani Christie, jak i normalni czytelnicy. Rozumiem, że stąd druga powieść. Czy planuje ich pani jeszcze więcej? W tym momencie jeszcze nie wiem. Są spore szanse, bo obie powieści zostały dobrze przyjęte. Ale jeszcze nic nie zostało ostatecznie potwierdzone. W Herculesa Poirota wcielało się dotąd sporo aktorów. Kto według pani jest z nich najlepszy? Jak na razie wciąż David Suchet. To idealny Hercules, właśnie tak go sobie zawsze wyobrażałam. Świetny z pewnością będzie też Kenneth Branagh, który w przyszłym roku zagra Poirota (i też wyreżyseruje) w Hollywood w nowej wersji Morderstwa w Orient Ekspressie. Już jestem pewna, że będzie w tym naprawdę rewelacyjny. Skąd wziął się pomysł na kontynuację Christie? Czy była to pani inicjatywa, czy agenta, czy może spadkobierców pisarki? Wszystkich po trochu. Spadkobiercy zdecydowali, że chcą ciągu dalszego. Że sam pomysł jest ciekawy. Mój agent zaproponował im mnie, bo wiedział, że jestem wielką fanką twórczości Christie. Spotkałam się więc z rodziną Christie. Spodobaliśmy się sobie nawzajem i tak to się zaczęło. Czy w swoich powieściach nawiązuje pani jakoś do innych fabuł z Poirotem? Wprowadza jakieś aluzje, drugoplanowe postacie znane już wcześniej? Czy lubi pani takie intertekstualne zabawy? Nie. W moich książkach jest tylko Poirot. Nie ma innych postaci z Christie ani nic takiego. Nie chciałam ich, bo wolałam, żeby nie przesłaniały samego Poirota. To tak wielka postać, że chciałam wyeksponować go maksymalnie. Chciałam, by on i tylko on reprezentował w moich fabułach dziedzictwo Christie. By cała reszta była ode mnie. W końcu do pewnego stopnia to mają być także moje powieści. Trzeba tu zachować jakąś równowagę między tym, co daje Christie a tym, co daję ja. Gdybym wprowadziła jeszcze kolejne postacie od niej, miałabym wrażenie, że ją kopiuje, a nie o to chodzi. A czemu tak w ogóle Poirot, a nie panna Marple? Bo, zanim usiadłam do pisania, przez długi czas zastanawiałam się nad pomysłem. I ten, który spodobał mi się najbardziej, po prostu pasował do Herculesa. Powieści z Marple mają inne postacie, inny rytm. Mój pomysł był po prostu dla niego.
Źródło: Wyd. Dolnośląskie
Pani książki wpisują się w trend kontynuacji klasycznej literatury popularnej. Mamy nowe powieści z Jamesem Bondem czy Sherlockiem Holmesem. Co sądzi pani o całym tym zjawisku? To świetna sprawa. Wiele legendarnych postaci literackich wciąż jest bardzo popularnych. Śmierć autorów zahamowała ich dalsze przygody i to świetnie, że ktoś je podejmuje. To pokazuje potęgę literatury. Udowadnia, że ludzie wciąż chcą książek i zaczytują się w nich. Zresztą nie uważam, że to jakieś specjalnie nowe zjawisko. Wzajemne literackie inspiracje, czy przejmowanie bohaterów po innych autorach zdarzało się przecież od setek lat. Przecież nawet Król Lear Szekspira był reinterpretacją innego wcześniejszego dramatu innego autora, który także nazywał się Król Lear. Szekspir po prostu napisał swoją wersję. A jaki jest pani ulubiony gatunek twórczości? Obok kryminałów pisała pani także książki dla dzieci czy poezję. Najbardziej lubię kryminały. Zarówno pisać, jak i czytać. Do dziś zdarza mi się pisać wiersze, ale ukochane zawsze będą kryminały. Jaka jest pani definicja dobrej powieści kryminalnej? Przede wszystkim musimy skonkretyzować i ustalić, o jakim gatunku mówimy. Kryminał (z ang. „Crime” – dop. red.) to nie do końca to samo co „Mystery”. A tak właśnie nazywa się gatunek, który uprawiam i uwielbiam. Nie chodzi w nim tylko o morderstwo, o zbrodnię. Tu najważniejsza jest historia, która prowadzi czytelnika do celu i pozwala mu rozwiązywać zagadkę. Chodzi o zaskoczenie, o szukanie odpowiedzi, o wielkie mroczne tajemnice. Tak należy opowiadać, by czytelnik nie chciał się oderwać. To właśnie książki, które uwielbiam czytać, no i czasem też pisać. Obok powieści o Poirocie ma pani w dorobku jeszcze cykl powieści Waterhouse and Zailer. Wciąż powstają dalsze? Tak, lubię te postacie. I piszę co roku nową powieść o ich przygodach. Dwie z nich zostały zekranizowane. Podobały się pani adaptacje? Pierwsza z nich była bardzo dobra, w drugiej dużo zmienili i już mi się tak nie podobało. Nie lubi pani, gdy zmieniają? No jasne. Czemu mają nazywać to adaptacją, skoro zmieniają całą główną historię. To wtedy nie jest już ta książka. A czy pani powieści o Poirocie nadają się do wersji ekranowych? Tak myślę. Choć pewnie nie nastąpi to szybko. Aktualnie powstaje tak dużo rozmaitych adaptacji fabuł o Poirocie – dla telewizji, kina, teatru, że te moje muszą z pewnością poczekać na swoją kolej. Myślę, że nie ma mowy o żadnych pracach tego typu jeszcze przynajmniej przez jakieś 5–6 lat. Na koniec chciałbym spytać o pani ulubione seriale. To stałe pytanie w naszych wywiadach, jesteśmy portalem, który bardzo dużo pisze na ten temat. Seriale? Uwielbiam. Oglądam je nałogowo. Ostatnio bardzo polubiłam Bloodline z Netfliksu – świetna historia, postacie, ale też piękna przyroda – te plaże Florydy... Uwielbiam Sons of Anarchy House M.D. i Nashville. Jeszcze Suits, Empire, The Good Wife. A z brytyjskich? Agatha Christie: Poirot i Miss Marple – klasyka, którą uwielbiam. Pewnie też dlatego, że to Christie. Poza tym jakoś uznaję wyższość Ameryki. Mogę w nieskończoność oglądać The Wire, The Shield, The Sopranos. A nic brytyjskiego jakoś tak mnie nie zachwyca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj