Nie wiadomo dlaczego przyjęło się - zwłaszcza wśród krytyków - uważać space operę za taki gorszy podgatunek SF przeznaczony dla masowego, niezbyt wymagającego odbiorcy. Ta opinia ma swoje korzenie w przeszłości, kiedy to „groszowe” magazyny drukowały w latach 30. fragmenty - jak to wtedy nazywano - „gwiezdnych romansów” E.E. „Doca” Smitha z serii „Skylark”. Ustalona wtedy reputacja wlecze się za tym gatunkiem do tej pory, czasem zresztą nie bez powodu, bo niektóre wydawane pod tym szyldem książki są po prostu horrendalnie głupie. Ale czy w każdym innym gatunku tak nie jest? Nie ma się więc co przejmować, zwłaszcza że od tamtej pory autorzy piszący owe nieco pogardzane kiedyś powieści obdarzyli nas wieloma wybitnymi dziełami stanowiącymi kamienie milowe w rozwoju literatury, a renesans space opery w ostatnich latach udowadnia, że jest jeszcze wiele do opowiedzenia i do odkrycia. Pokochać te książki bardzo łatwo, trzeba tylko znaleźć w sobie marzyciela chętnego do wspólnej wyprawy z bohaterami na podbój kosmosu.
Źródło: Rebis
Encyklopedyczna definicja gatunku jest nieco akademicka i w sumie niewiele mówi o tym, czym space opera jest. Łatwiej będzie, jeżeli napiszę, że space opera to najczęściej powieść, której akcja dzieje się w dalekiej przyszłości, wśród gwiazd i galaktyk, gdzie technologia jest wszechobecna, ale często istnieją też równoważne, nieznane moce, którymi dysponują bohaterowie, istnieje wiele cywilizacji, a nawet całe gwiezdne imperia – przy czym może to być Wszechświat czysto ludzki lub zaludniony wieloma kosmicznymi rasami. Bywa, że space opera ma wiele romantycznych elementów – wielkie miłosne historie, epickie bitwy, herosów wpływających na losy całych cywilizacji, złoczyńców tak wielkich, jak wielkie są przestrzenie, które przebywają swoimi gwiezdnymi statkami. Niezbędnym elementem powieści są bizantyńskie, wielopiętrowe intrygi, w które zamieszane są rządy planetarne, imperatorzy czy wyjątkowo sprawne i wyjątkowo złowrogie służby specjalne. Space opery to często serie, historie rozgrywają się na przestrzeni wielu lat, wieków, a nawet tysiącleci; przedstawiają zmieniający się Wszechświat, czasem opowiadają dzieje jednej rodziny, cywilizacji, planety, imperium czy organizacji. Gatunek, szalenie popularny mniej więcej do początku lat 70. XX wieku, z czasem zaczął zanikać. Coraz mniej było klasycznych książek, takich jak „Misja międzyplanetarna” Van Vogta, „Kawaleria kosmosu” Heinleina czy „Astronauci” Lema, a i one stawały się powoli uroczymi ramotkami. Popularnością zaczęła się cieszyć fantastyka socjologiczna, nastąpił też ogromny, trwający do dzisiaj boom na fantasy. Wydawano co prawda książki Haldemana ("Wieczna wojna"), Pohla (cykl "Gateway"), Brina („Gwiezdny przypływ”) czy Carda („Gra Endera”), które zdobywały serca czytelników, ale starannie ukrywano ich „kundli” rodowód. Na szczęście dla fanów space opery pochowano ją zbyt wcześnie. Koniec lat 80. i początek nowego millenium to jej powrót, niezbyt spektakularny i niepoprzedzony fajerwerkami, ale konsekwentny. Nowa era space opery zaowocowała wieloma powieściami nieco nietypowymi, w których niekoniecznie istnieją wszystkie wspomniane wyżej elementy, ale i tak te książki mają rozmach, oddech i epickość jakże charakterystyczną dla tego gatunku. Oczywiście definicje definicjami, a najważniejsze są książki. Co powinno się przeczytać, żeby poznać space operę? Mnóstwo tytułów. Oczywiście nie będę wymieniać tego, co można przeczytać - wymienię to, co koniecznie trzeba znać. Z góry uprzedzam, że nie da się tutaj zmieścić wszystkiego; są to tylko propozycje, dlatego zachęcam do poszukiwań na własną rękę. Fani science fiction dzielą się na tych, którzy space operę uwielbiają, i tych, którzy potępiają ją w czambuł, nawet nie podejrzewając, że niektóre z ich ulubionych książek zaliczane są do tego gatunku. Lata 60. to okres, w którym napisano i wydano wielkie powieści będące fundamentem SF, a jednocześnie kanonem space opery. „Fundacja” Isaaca Asimova – imponujący cykl opowiadający o ewolucji ludzkości, o jej rozwoju kulturowym opartym na machinacjach naukowców zajmujących się tzw. psychohistorią i o dyskretnej opiece nad naszą cywilizacją, sprawowanej przez wieki przez superinteligentne roboty. Może dzisiaj cykl momentami trąci myszką, ale i tak jest dziełem wielkim. Innym, iście monumentalnym cyklem powieściowym, ciągle uzupełnianym o lepsze lub gorsze książki przez epigonów Franka Herberta, jest „Dune”. Kilka tysięcy lat historii ludzkości, rodu Atrydów i Harkonnenów oraz roli przyprawy (zwanej melanżem) w dziejach rasy ludzkiej to coś, co każdy powinien przeczytać. Książka "Gwiazdy moim przeznaczeniem" Alfreda Bestera przez wielu uznawana jest za najbardziej klasyczną z klasycznych space oper – jest to historia zwykłego mechanika, Foyla, którego losy w przedziwny sposób splatają się z dziejami międzyplanetarnej wojny i otwieraniem drogi w daleki kosmos. Wreszcie „Solaris” Stanisława Lema – najlepsza książka o niepoznanym, o kontakcie z obcym, o gwiazdach i o miłości, jaka kiedykolwiek powstała.

Czytaj dalej...


Źródło: Akurat
Nagrodzona Hugo i Nebulą space opera "Ancillary Justice" jest już w sprzedaży w Polsce.
           
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj