Steven Spielberg chce, aby było, tak jak było
Co wynika z powyższych zarzutów? Parafrazując klasyka polskiej polityki, Steven Spielberg chce, aby „było tak, jak było”. Uważa, że nowe formy dystrybucji uderzają w jego działalność. Reżyser jest częścią układu, który kontroluje branżę rozrywkową na całym świecie, a każda świeża inicjatywa narusza niezachwiany stan rzeczy. Dodatkowo Spielberg boi się nowego. Nie ufa rozwojowi technologicznemu, nie wierzy w postęp, lęka się innowacyjności. Powyższy opis nie pokazuje Stevena Spielberga pozytywnym świetle. Zwłaszcza że Netflix, Roma i streaming cieszą się olbrzymią popularnością na świecie. Wartości artystycznej filmu Cuaróna nie da się zakwestionować. Możliwości, jakie daje Netflix, również są niebagatelne dla rozwoju sztuki. To coś nowego, świeżego, a momentami wręcz wizjonerskiego. Steven Spielberg, stając na drodze Netflixa, wykazuje się małostkowością, zacietrzewieniem i najzwyklejszym w świecie samolubstwem. Poza tym, to nie promocja wygrywa najważniejsze nagrody filmowe, a jakość i merytoryka. Jeśli produkcja jest słaba, to nawet gigantyczne pieniądze nie pomogą w zajęciu miejsca na oscarowym podium. Dla miłośników kina, medium, z jakiego korzystają przy odbieraniu sztuki ma coraz mniejsze znaczenie. Oglądamy filmy i seriale nawet na telefonach komórkowych. Taki stan rzeczy odpowiada nam, czego Steven Spielberg najwidoczniej nie jest w stanie zrozumieć.O co tak naprawdę chodzi Spielbergowi?
Na wstępie warto ustalić jedno. Steven Spielberg jest zbyt doświadczonym i inteligentnym twórcą, aby umyślnie i celowo narazić się na olbrzymi hejt światowej publiki. Artysta, pod wpływem oscarowych emocji i zdenerwowany nagrodami dla Romy, naskrobał pośpieszne oświadczenie i długo nie myśląc, puścił je do internetu? Z pewnością tak nie było. Spielberg nie jest Donaldem Trumpem czy Pawłem Kukizem, którzy najpierw piszą, a potem myślą. Akcja z pewnością była zaplanowana wcześniej, a termin „pooscarowy” również nie został wybrany przez przypadek. Steven Spielberg nie jest ostatnim Mohikaninem czy samotnym Don Kichotem walczącym z wiatrakami. Reżyser reprezentuje rzeszę ludzi, swoiste lobby , próbujące uzyskać pewien cel. Szanowany i doceniany twórca idealnie nadawał się na głos swojego środowiska, dlatego też to jego wypowiedź znalazła się w mediach. Dużo trudniej hejtować taką postać jak Spielberg niż mniej znanych, a często zakulisowych graczy. Z drugiej strony może zastanawiać forma wypowiedzi. W podobnych przypadkach zazwyczaj do mediów trafiają listy podpisane przez wielu zacnych twórców. Tutaj mamy tylko Spielberga, choć równie dobrze pod przesłaniem mógł podpisać się Christopher Nolan. Czas zadać najważniejsze pytanie. O co tak naprawdę chodzi Spielbergowi? Przecież tak naprawdę Roma jest tutaj Bogu ducha winna, a Cuarón padł ofiarą większego zamieszania. Steven Spielberg nie kwestionuje jakości obrazu meksykańskiego twórcy. Uderza prosto w Netflixa. Oscar za reżyserię jest jednak bardzo ważnym symbolem zmian. Czymś, czego nie da się nie zauważyć. Dlatego też przeciwnicy rosnącej siły streamingu musieli zareagować właśnie teraz. List Spielberga jest również znakiem czasów. Uwielbiany przez masy twórca płynie pod prąd – wykonuje ruch, który odbierze mu rzeszę fanów. Stawka jest jednak wysoka.
Strony:
- 1 (current)
- 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj