Jaki efekt chciał osiągnąć Steven Spielberg, atakując Netflix i Romę? Nie spodziewał się przecież, że celując w tak popularne inicjatywy, zyska poklask miłośników kinematografii. Czy mamy tu do czynienia z klasyczną walką o wpływy, czy może chodzi o coś więcej?
Wielu utalentowanych twórców i aktorów odchodzi z kina. Netflix daje olbrzymie możliwości artystyczne. Wystarczy tu wymienić
Black Mirror: Bandersnatch czy zbliżający się
Love, Death & Robots David Fincher. Już niedługo na Netflixie pojawi się
The Irishman Martin Scorsese - obraz, w którym spotykają się
Robert De Niro,
Al Pacino i
Joe Pesci. Taki film w telewizji, zamiast na dużym ekranie? Jeszcze kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Widzowie są jednak zachwyceni takim stanem rzeczy, bo przecież kino wciąż jest ograniczane przez kategorie wiekowe, dystrybucję i koszty produkcji. Filmy rządzą się prawami, które nie dotyczą streamingu, dlatego też obecny trend jest niebezpieczny dla kinematografii.
Grzechy Netflixa
Oczywiście nikt nie zwiastuje tu końca X muzy. Trwa jednak próba sił, w której każdy dba o swoje interesy. Steven Spielberg, wystosowując list, naświetlił problematykę i rozpoczął dyskusję. Trudno powiedzieć, czy jego działania będą miały jakiś wymierny efekt. Ciężko sobie wyobrazić telewizyjną kategorię na Oscarach, ale jeśli tak by się stało, byłby to mocny cios w streaming, ponieważ udałoby się zmarginalizować produkcje telewizyjne. Byłoby to też zagranie poniżej pasa – przecież część netflixowych filmów to pełnoprawne obrazy, przewyższające poziomem artystycznym niejeden kinowy hit.
Ograniczanie czegokolwiek to wielki błąd, ale już rozpoczęcie dyskusji o problemie należy uznać za właściwe. Wszyscy chcemy wolnej sztuki, ale przemysł rozrywkowy rządzi się brutalnymi prawami. Wcześniej czy później ktoś będzie musiał kogoś zdominować, wynikiem czego jedna ze stron zostanie zmarginalizowana, a może nawet wykluczona. Wielkie wytwórnie przestaną zarabiać, a utalentowani twórcy nie będą sowicie wynagradzani. Nastąpi odpływ artystów, a jedynymi bezpiecznymi przystaniami staną się Netflix, Amazon, HBO i pozostali.
Wypowiedź Spielberga należy więc uznać jako ostrzeżenie przed tym, co może nastąpić. Trudno przecież oskarżyć reżysera
Schindler's List o działania z samolubnych pobudek. Twórca sygnalizuje problem i stara się przestrzec nas przed bezmyślnym konsumowaniem sztuki. Nie da się przecież ukryć, że Netflix ma też swoje wady. Na tym etapie polityka potentata jest bardzo pragmatyczna, a wielka promocja
Romy nie wynikała z miłości do dzieła Cuaróna, a z czysto biznesowych pobudek. Platforma VOD produkuje rocznie dziesiątki bardzo przeciętnych obrazów, którymi karmi widzów jak tanim barszczem. Jest to masowa i wyrachowana działalność. Filmy takie jak
Roma sprawiają, że serwis zdobywa renomę, dzięki której zyskuje coraz większą liczbę subskrybentów. Ci zakochani w ofercie potentata konsumują produkty niskiej jakości. I tak miesiąc po miesiącu, rok po roku…
Hollywood oczywiście nie jest tutaj lepsze, jednak dotychczasowe status quo sprawiało, że wszystko było odpowiednio zbalansowane i każdy miał swoje podwórko, na którym ustalał zasady. Teraz, gdy Netflix działa coraz bardziej ekspansywnie, Hollywood musi się bronić, stąd wypowiedź Stevena Spielberga. Co z niej wyniknie? Ponownie – ingerencja w rynek i próba ograniczenia możliwości rozwoju jednej ze stron byłaby karygodnym błędem, jednak jakieś zmiany prawdopodobnie nastąpią. Jeden z członków Akademii przyznał, że coś w tym temacie będzie się działo. Czyżby decydenci chcieli wyrównać szanse streamingu i kina, ograniczając temu pierwszemu swobodę dystrybucji? Na tę chwilę nie jest jest jasne, co planuje Akademia, ale i ona musi w jakiś sposób zareagować na apel tak wpływowej postaci jak Steven Spielberg.
Istotne jest, że rozpoczęła się dyskusja, dzięki której możemy spojrzeć na problem z różnych perspektyw. Jeśli przemysł filmowy i opinia publiczna poznają argumenty obu stron, być może bardziej świadomie będą poruszać się w świecie współczesnej sztuki. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że bieżące wydarzenia wpłynął na to, jak kultura będzie wyglądać za kilkanaście lat. Obserwujmy więc to, co się dzieje, bo być może żyjemy w przełomowych czasach.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h