Nazywanie Link not found dziecięcą wersją Miasteczka Twin Peaks to ogromna pochwała dla twórców. Z drugiej strony odbiera się w ten sposób trochę świeżości i oryginalności serialowi Disney Channel. Chętnie wyjaśnię dlaczego, ale zanim to zrobię, muszę przyznać się do moich uprzedzeń względem tej produkcji. Pamiętam, że kiedy debiutowała w 2012 roku, byłem do niej negatywnie nastawiony i odrzucałem ewentualność, że może być to naprawdę świetna kreskówka. Serial Disneya wyróżniał się nowoczesną animacją, ale też kreską, która nie wyglądała tak, jak wszystkie klasyczne kreskówki z Cartoon Network i Fox Kids, na których się wychowałem. Miałem problem z tym, jak serial wygląda. Sprawiał wrażenie czegoś skierowanego do pokolenia, do którego już się nie zaliczałem. Zrobiłem więc najgorszą rzecz, jaką może zrobić widz - oceniłem, chociaż nie widziałem. Co gorsza, moja negatywna opinia brała się wyłącznie z mojego uprzedzenia i niechęci do sprawdzenia tego, co nowe. Długi czas nie dawałem szans tej produkcji i myślałem, że tak zostanie, bo wyrosłem z kreskówek dla dzieciaków. Na szczęście wszystko potoczyło się inaczej. Nie moja w tym jednak zasługa. Pamiętam, że raptem kilka lat temu moja druga połówka zaczęła oglądać do obiadu jakąś kreskówkę, ciągle się przy niej śmiała, a po skończonym odcinku natychmiast odpalała kolejny. Okazało się, że z wypiekami na twarzy śledziła Wodogrzmoty Małe, co sprawiło, że powróciły moje koszmary z okresu dorastania, kiedy nie mogłem dorwać w ramówce Laboratorium Dextera, Eda, Edda i Eddy'ego ani innych klasyków, natomiast Wodogrzmoty Małe miały się w niej bardzo dobrze. Nie chciało mi się wierzyć, że mógłbym zmienić zdanie, ale dałem się oczywiście namówić i sprawdziłem pierwszy odcinek. I stało się - nieprawdopodobne stało się możliwe, a niemożliwe przestało istnieć. Wystarczył utwór z intra i bardzo świeża strona wizualna, żeby polubić ten świat i bohaterów. Jednak przede wszystkim to tajemnica i fabuła Wodogrzmotów Małych wybijała się na pierwszy plan. Serial zaimponował mi tym, jak prowadzi narrację. Bohaterów, Mabel i Dippera Pins oraz ich Wuja Stana, nie sposób nie lubić, podobnie jak całego tła i wszystkich drugo-, a także trzecioplanowych postaci. Wakacyjny klimat, intryga i historia zaplanowana od pierwszego do ostatniego odcinka, to coś bardzo zaskakującego dla widza, który nie miał świadomości, że te "nowocześniejsze" kreskówki mają w sobie taki potencjał. Fabuła została gruntownie przemyślana, zachowuje ciągłość. Wyobrażam sobie, że dzieciaki przed dekadą właśnie przy tej kreskówce mogły uczyć się odbierania poważniejszych seriali. Zwłaszcza że Wodogrzmoty Małe (swoją drogą genialne polskie tłumaczenie) są dziełem z pogranicza produkcji dla młodocianych widzów i tych skierowanych bezpośrednio do dorosłych. Można powiedzieć, że w jednej dłoni trzyma wspomniane przeze mnie kreskówki dla dzieciaków, natomiast w drugiej produkcje takie jak Simpsonowie czy Rick i Morty.
materiały prasowe
Opowieść o dzieciakach z miasta, które zostają wysłane na lato do swojego ekscentrycznego Wuja Stana prowadzącego pułapkę na turystów, to koncept świetny i płodny w naprawdę genialne pomysły. Nie chcę za bardzo wchodzić w niuanse narracyjne i ploty fabularne, bo może ktoś, kto nie widział tej kreskówki, potraktuje ten tekst jako zachętę do jej obejrzenia. Akurat Disney+ zawitał do naszego kraju i można sprawdzić dwa sezony animacji. Dlaczego tylko dwa?  Bo tyle powstało. Mimo ogromnej popularności i wielu oddanych fanów twórca nie wrócił do tego świata. Jest to rzadka sytuacja, w której popularny serial kończy się w momencie, kiedy osoby za niego odpowiedzialne opowiedziały wszystko, co miały zamiar opowiedzieć. To też pokazuje, jak świetna jest to fabuła, zaplanowana od początku do końca. Człowiekiem, który za ten sukces odpowiada, jest Alex Hirsch, scenarzysta, producent wykonawczy, reżyser i aktor głosowy. Historia na serial została w pewnym sensie zainspirowana jego własnymi doświadczeniami. Główna relacja w serialu, pomiędzy bratem (trochę neurotycznym i mającym obsesję na punkcie zjawisk paranormalnych) a jego głupkowatą, szaloną siostrą bliźniaczką, żywcem wyjęta została z jego rodzinnego domu. Sam Hirsch ma siostrę bliźniaczkę i według jego relacji pod wieloma względami przypominali główny duet serialu. Hirsch też biegał wszędzie z aparatem fotograficznym, a jego siostra codziennie nosiła inny, dziwaczny sweter i znajdowała nową fascynację. Wujek Stan nawiązywał zaś do dziadka o tym samym imieniu, który uwielbiał opowiadać niestworzone historie. Jeśli chodzi o tematykę - tajemnice, magię i zjawiska paranormalne - tutaj kluczowa była oczywiście telewizja. Hirsch wymienia Z Archiwum X i wspomniane Miasteczko Twin Pekas, ale też tygodnik Weekly World News. Wrzucił to wszystko do kupy, czerpiąc dużą frajdę z zamieszczania drobnych aluzji do kultowej produkcji Davida Lyncha. Wystarczyło już tylko znaleźć miejsce, które będzie chciało stworzyć z tego serial dla dzieciaków.
Disney+
Hirsch pracował w Cartoon Network nad serialem Niezwykłe przypadki Flapjacka, kiedy szef Disney Channel, Mike Moon, zadzwonił do niego i zaoferował pracę. Widział jeden z jego krótkometrażowych filmów ze studiów i stwierdził, że będzie odpowiednią osobą do stworzenia nowego serialu. Hirsch podkreślał, że jest im bardzo wdzięczny nie tylko za możliwość robienia swojego serialu, ale też z faktu, że nigdy się do niego nie wtrącali, nie narzucali mu żadnej wizji. Praca i talent to jedno, trzeba też czasem trafić w odpowiedni moment i po prostu mieć szczęście. Hirsch wspomina, że szukano wówczas w Disney Channel innego typu serialu animowanego, który mógłby odmienić jakość tego rodzaju treści. Byli otwarci na każdy pomysł i gotowi podjąć każde ryzyko. 

15 animacji, które kiedyś wyglądały lepiej [GALERIA]

Fot. Materiały prasowe
+8 więcej
Każdy z nas w dzieciństwie rozwijał swoją wyobraźnię na różne sposoby. Czytaliśmy komiksy z Kaczorem Donaldem, chłonęliśmy książki science fiction lub właśnie oglądaliśmy kreskówki. Hirsch był zapalonym fanem Simpsonów, a jednocześnie uwielbiał zaczytywać się w komiksie Calvin & Hobbes. Odkąd tylko potrafił trzymać ołówek, rysował. W końcu studia na CalArts (California Institute of the Arts) dały mu szansę wypłynąć na szeroką wodę. Gdy myślę o jego produkcji, przypominają mi się słowa Hansa Christiana Andersena. Twórca uważał, że jego baśnie są dla dzieci i dorosłych - dzieci zobaczą pudełko, natomiast dorośli dotrą też do jego zawartości. Do pewnego stopnia podobnie jest z Wodogrzmotami Małymi. Niezależnie od wieku można bez wstydu śledzić tę historię. Premiera Wodogrzmotów Małych zbiegła się z innymi produkcjami, takimi jak Pora na przygodę! czy Steven Universe, których prosta kreska odrzucała mnie. Obie te produkcje stały się jednak fenomenami popkulturowymi i zyskały widownię z różnych przedziałów wiekowych. Tematycznie wykraczały poza to, co tradycyjnie przedstawiały kreskówki dla dzieciaków. Nie chodzi jednak o to, żeby na siłę szukać poważnych i trudnych wątków, bo animacja dla dorosłych nie musi być utożsamiana z nagością, przekleństwami i krwawymi pojedynkami. Jak mówił zresztą sam Hirsch - może być wyrafinowana, pełna smaku, dramatyczna, ale też piękna. Wydaje się, że to dokładna definicja Wodogrzmotów Małych. Warto ten serial sprawdzić, zrobić prezent sobie lub swoim pociechom. Zresztą, twórca serialu lubił w swojej animacji przemycać podarunki dla swojej siostry, jak na przykład świnka Naboki, która chodzi na boki. W prawdziwym życiu nie mogła sobie na to pozwolić, ale od czego jest animacja i wielka wyobraźnia? Jedyne co możecie zrobić w tej sytuacji, to dać się ponieść pomysłom Hirscha i sprawdzić, czy wycieczka do Wodogrzmotów Małych nie będzie najlepszym, co zrobicie w te wakacje.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj