Dwa filmy piątkowe rozgrywały się w muzułmańskiej Azji Środkowej - jeden w spokojnym Kazachstanie, a drugi w niespokojnym Afganistanie. A na koniec dnia dzięki X Muzie udało się zgłębić losy legendy hippisowskiej kontrkultury – w dokumencie koniecznym do obejrzenia przez fanów muzyki lat 60. XX wieku. Reżyser z Kazachstanu Jerłan Nurmuchambetow rozwinął w „Orzechu” swój pomysł sprzed kilkunastu lat z krótkometrażowego „The Kidnapped Bride" (2002). Tym razem zrealizował opowieść o zwykłych ludziach zrozumiałą dla kazachskiego widza. Mimo drobnych niedoskonałości realizacyjnych wątki dramatyczne i komediowe przeplatają się do finałowej sceny. Love story we współczesnej wersji z tysiąca i jednej baśni - gdy młode małżeństwo powstaje w tle zwykłej wiejskiej krzątaniny. Zainicjowana wielka miłość przy poszanowaniu tradycji i kultury rodów oraz przodków napawa obiektywnym szczęściem. Bohater zakochany musi w duchu lokalnej, wielowiekowej tradycji porwać przyszłą pannę młodą… Wszystko rozgrywa się na tle przepięknego i niezwykle malowniczego Ałatau Dżungarskiego w południowym Kazachstanie, chociaż najwyższego szczytu Ałtaju - Biełuchy (4506 m n.p.m.) - nie widać. Pamiętać należy o leżącym bardziej na południu wysokim przedgórzu Tienszanu, obszarze u stóp dawnej stolicy Kazachstanu, Ałmaty. Film jest pełen prostolinijnego poczucia humoru kina ze Wschodu. Jednak „Orzech” nie dorównuje „Gabbeh” Machmalbafaha, oszałamiającemu arcydziełu na podobny temat, powstającemu przed dwoma dekadami, gdy Nurmuchambetow zaczynał pracę w Studio Kazachfilm. Drugim filmem francuskim po „Marylandzie” na 31. WFF jest odnoszący się do francuskiej obecności w Afganistanie debiutancki „Front w Dolinie Wakhan” Clémenta Cogitore'a o francuskim kontyngencie w muzułmańskim kraju Pusztunów. Przypuszczalnym założeniem fabuły trzydziestoletniego reżysera francuskiego było nawiązanie do „Piknika pod Wiszącą Skałą”. Bo i w australijskim obrazie, i we francuskiej produkcji postnowoczesnej chodziło o skonfrontowania człowieka Zachodu z „irracjonalnością” lokalnych przesądów. Zdecydowanie Weir wygrywa konfrontację z Cogitorem. Francuz sugerował też odwołania do filmu „The Thing” Johna Carpentera. Poetycki (a jakiż inny mógłby być współczesny francuski) obraz wojny w Afganistanie AD 2014. Kapitan Antares Bonassieu, dowodzący plutonem (powinien przynajmniej kompanią), założył obóz w dolinie Wakhan, graniczącej z pakistańskimi Terytoriami Plemiennymi. Pozbawieni własnej religijności żołnierze spod sztandaru Tricolore wyczerpują swe siły ciągłym pogotowiem w wysokogórskim upale i kurzu – nie wiedząc, że naruszyli miejscowe sanktuarium czy po prostu uświęcone miejsce. Francuzi patrolują okolicę, wyczekują ataku Talibów i kontaktują się z mało przyjazną ludnością lokalną. Mimo niechęci Pusztuni informują agnostyków, że ci zajęli świętą ziemię Allacha i to dlatego kilku żołnierzy zaginęło lub zniknęło bez śladu. Na nic zdaje się podejrzewanie przez kapitana Bonassieu wszystkich. Młodemu dowódcy, podświadomie wyrażającemu chęć zdobycia Legii Honorowej, z trudem przychodzi zaakceptowanie orientalnego monoteizmu po odrzuconych wcześniej własnych wierzeniach. System wartości Bonassieu wystawia na poważną próbę jego umysł… nie wspominając wyższego dowództwa, mającego zgryzotę z „zaginionymi w walce”. Reżyser nie potrafił się zdecydować na formułę i nie umiał włączyć do filmu kwestii ponadnaturalnych, obawiając się zapewne wpisania w gatunkowe clichés. Operator obrazu, Sylvain Verdet, umieścił swe ustawienia światła w nieznacznych ingerencjach do światła zastałego, kontrastując je z nocnymi zabawami noktowizorem, opierającym się na zielonej poświacie fluorescencyjnej i użyciu reporterskiego oświetlenia Dedolightów dla artystycznego zaznaczenia konturów francuskich bastionów. Niepokojąco brzmi lojalność żołnierzy o niskim morale, sygnalizujących amoralne elementy ich „misji” przy jednoczesnej radykalizacji Talibanu. Celna obserwacja słabego ducha żołnierzy w roli krzyżowców Zachodu była już zauważana w Somalii czy Bośni (kapitulacja Holendrów pod Srebrenicą). Możliwą sugestią jest rzeczywiste przywołanie zapomnianej reduty działań antypartyzanckich w dolinie Wakhan. Każdy z kontyngentów International Security Assistance Force (ISAF) posiadał „własne Wakhan”, czekające na sfilmowanie. Fabuła powstała jako odwzorowanie rubieży w afgańskich górach w ramach terapii dla weteranów. Cogitore aspiruje do bycia w niemal kosmicznej skali przewodnikiem po małym granicznym zakątku Afganistanu, a jego „Front w Dolinie Wakhan” próbuje być i nawiedzoną, i oryginalną fabułą. Czekamy na dalsze filmy. Z dokumentu „Janis: Little Girl Blue” Amy Berg o gwieździe kontrkultury można pozyskać moc wiedzy, jak to bywa z informacjami skondensowanymi w 103-minutowym dokumencie. Novum to oparcie się o domowe archiwum Janis Joplin, przechowujące listy i zdjęcia starszej siostry Janis. To nietypowy obraz ikony światowego rock’n’rolla i bogini muzyki inspirującej kolejne pokolenia kobiet. Poniżana w liceum i college’u Joplin odreagowuje w króciutkim, 27-letnim, nadintensywnym życiu - czasie pełnym namiętnych romansów i ciągłego uzależnienia od wykańczających ją substancji chemicznych aż po śmierć w 1970 roku. Dla wielbicieli intensywnego głosu Janis Joplin ważnym będzie, że słowa piosenkarki są osią narracyjną w filmie. Cytaty pochodzą z listów, które pisała do rodziny, przyjaciół i kochanków w czasach rewolucji hippisowskiej. Obserwujemy przemianę zahukanej brzyduli w gwiazdę świadomą swej wartości - od pierwszego sukcesu na Montreaux Pop Festiva i kontraktu z Columbia Records po (nie do końca skuteczną) opiekę managera Boba Dylana, Alberta Grossmana. [video-browser playlist="754875" suggest=""] Lektorem „Janis: Little Girl Blue” jest wokalistka zwana Cat Power, czyli Chan Marshall. Amy Berg, nominowana do Oscara (za „Deliver Us From Evil” w 2006 roku) reżyserka, spojrzała na Janis Joplin spoza stereotypowego rockowego spojrzenia. Udostępniona jej korespondencja Joplin umożliwiła przełamanie „legendy” zbudowanej wokół życia kontrkulturowej bogini po sukcesach w Woodstock i Monterey Pop. W drodze obranej przez Joplin można doszukiwać się oprotestowania i odrzucenia prowincjonalnych środowisk, które niewybrednie „niszczyło” nastoletnią Janis. Redneckom z teksańskich pastwisk Berg przeciwstawia prywatne wyznania delikatnej, wrażliwej, zbyt szybko dojrzewającej kobiety (szokującej przed półwieczem swoją lesbijskością). Kobieta w odpowiedzi na zniewagi usiłowała żyć pełnią mocy. Reżyserka miała dostęp do wielu wspaniałych archiwaliów z filmów koncertowych jak „Festival Express”, nieukończonego filmu o sesji Big Brothera w studiu nagraniowym czy rozmów Joplin z rodzeństwem, przyjaciółmi i współpracownikami, m.in. z Dickiem Cavettem, Krisem Kristoffersonem i Bobem Weirem. Film wybitnie skierowany jest do fanów Janis Joplin, podobnie jak niedawno pokazywana „Amy” dla wielbicieli Winehouse – oba dokumenty usiłują zrozumieć, co doprowadziło ich idoli do smutnego końca. Dzień później, w sobotę 17 października 2015, w Multikinie Złote Tarasy doszło do ogłoszenia werdyktów konkursowych i wręczenia nagród laureatom 31. Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Warsaw Grand Prix, główną nagrodę w najważniejszym Konkursie Międzynarodowym, otrzymał brazylijsko-urugwajski film „Neonowy byk” ("Boi Neon") w reżyserii Gabriela Mascaro: „Nagrodę otrzymuje piękny, szczery film za jego zapadające głęboko w pamięć obrazy i uniwersalne przesłanie oraz za przesuwanie granic dotyczących stereotypów płciowych przy jednoczesnym nawiązywaniu do wciąż żywych archetypów”. [video-browser playlist="754876" suggest=""] Nagrodę za najlepszą reżyserię otrzymał Rodrigo Plá za meksykański film „Potwór o tysiącu głów” ("Un Monstruo De Mil Cabezas"). W uzasadnieniu można było przeczytać: „Za mocne i sugestywne obrazy, które porywają widza w podróż poza przestrzeń ukazaną w kadrze. Reżyser z wyczuciem posługuje się dźwiękiem i precyzyjnie wykorzystuje środki wizualne, które składają się na opowieść i przesłanie dzieła. To nagroda za potraktowanie filmu jako złożonego dzieła sztuki”. Specjalną Nagrodę Jury otrzymała Jana Raluy za rolę we wspomnianym wyżej filmie Rodrigo Plá: „[…] za rolę, która przedstawia bohatera o tysiącu twarzach. Za szczerość, głębię i intensywność, dzięki którym film jest jedyny w swoim rodzaju”. W debiutanckim Konkursie 1-2 wygrały islandzkie „Wróble” w reżyserii Rúnar Rúnarsson. Nagroda została przyznana za „mistrzowsko i poetycko nakręconą wędrówkę antybohatera, która prowadzi do niezapomnianego, głęboko humanistycznego zakończenia”. Wyróżnienie przypadło filmowi „Zatrzymać” Guillaume’a Seneza „za wiarygodne sportretowanie konsekwencji złych decyzji wynikających z naiwności zarówno nastolatków, jak i dorosłych”. Nagroda Wolny Duch trafiła do Ivana Ostrochovský’ego, reżysera „Kozy”, zaś najlepszym filmem dokumentalnym zostało nowozelandzkie „Migotanie prawdy” w reżyserii Pietra Brettkelly. Dokument opowiedział o rekonstruowaniu poukrywanych zbiorów Afgańskiego Archiwum Filmowego. „Odważne starania archiwistów, aby odkryć i odrestaurować niewidziany do tej pory materiał filmowy wielu afgańskich reżyserów. Odwaga i determinacja dyrektora Afgańskiego Instytutu Filmowego oraz jego kolegów pasjonatów kina, którzy walczą o ocalenie kulturalnego dziedzictwa swojego, będącego w stanie wojny, kraju, jest wspaniała. Ich wysiłki oznaczają ryzykowanie życia, by dzięki sile ruchomego obrazu uratować tożsamość kraju oraz przywrócić piękno kultury jako dar poza zwykłym przetrwaniem”. Nagroda Jury Ekumenicznego trafiła do palestyńskiego „Idola z ulicy” w reżyserii Hany Abu-Asada. Dwie nagrody FIPRESCI i NETPAC przypadły „Krajowi przodków” w reżyserii Senem Tüzen, „[…] skłaniającemu do namysłu filmowi, który minimalistycznym językiem przedstawia złożoną sytuację kobiety usiłującej odnaleźć swoje miejsce pomiędzy tradycją a współczesnością […] Za misternie zrealizowany debiut filmowy łączący treściwy scenariusz z mocnymi obrazami ukazującymi napięcia zarówno między bohaterami, jak i wewnątrz nich”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj