Na czym polega fenomen Enter the Dragon? Żeby to zrozumieć wpierw trzeba przyjrzeć się jego twórcy i gwieździe, najjaśniejszej, jaka kiedykolwiek świeciła nad kinem sztuk walki, Bruce Lee lub jak kto woli, Lee Jun-fan. Już czuję komentarze niektórych o tym, jak człowiek ten jest przereklamowany. Otóż nie, tak bardzo, bardzo nie. Mówimy tu o kimś, kto trenował pod okiem samego Ip Mana, największego mistrza Wing Chun, jednego z najskuteczniejszych i najcięższych do opanowania stylów Wushu. Polecam przy tym obejrzeć film Yip Man, będący, lekko tylko podkoloryzowaną, biografią mistrza, w którego wciela się Donnie Yen oraz jego kontynuację, w której mowa między innymi właśnie o szkoleniu Bruce'a. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Bowiem o ile większość aktorów kina kopanego posiada jakiś konkretny ruch, cios będący ich znakiem rozpoznawczym, tzw. Signature Move, tak Bruce stworzył całą filozofię walki, którą nazwał Jeet Kune Do (dosł. Droga Przechwytującej Pięści). Dlaczego użyłem zwrotu Filozofia Walki, zamiast Sztuka czy System Walki? Ano dlatego że to, co stworzył Bruce, pozbawione jest cech definiujących te rzeczy. To nie jest zbiór suchych technik, powtarzanych do momentu, w którym student nauczy się wykonywać je perfekcyjnie. Zamiast tego, Lee stworzył ogólny zbiór zasad, opartych w większości na analizie setek walk stoczonych przez niego samego i wielu innych, których był świadkiem. Trzon JKD to minimalistyczne ruchy, wykorzystujące kinetykę, fizykę i jak najmniej energii do uzyskania jak najlepszego efektu. JKD to filozofia, której żaden wcześniejszy film Bruce'a nie oddaje tak dobrze, jak Enter the Dragon, widoczne jest to w jego rozmowie z mistrzem, jak i podczas jednej ze scen gdy jego przeciwnik pyta się o jego styl. Lee odpowiada wtedy "walka bez walczenia". W jego rozumieniu jest to sztuka ekspresji ciała, która daje praktykantowi niemal nieograniczone możliwości, spontaniczność i nieprzewidywalność. To właśnie dzięki niemu i Wejściu, sztuki walki wyszły na zachodzie z niszy. Bo choć te pochodzące z Japonii miały już jako tako ustabilizowaną pozycję, przynajmniej w sporcie, to po ukazaniu się filmu, z jego niesamowicie i do dziś niepowtarzalnie zrealizowanymi scenami walki, nie tylko w wykonaniu Bruce'a, ale także Bolo YeungJohn Saxon, czy czarnoskórego, co wtedy stanowiło ogromny ewenement, Jima Kelly'ego. To wzbudziło prawdziwy szał na sztuki walki, każdy chciał być Bruce'm Lee albo przynajmniej Roperem albo Willsonem. Nagle szkoły sztuk walki wyrastały jak grzyby po deszczu, japońskie, chińskie, koreańskie, jakie tylko człowiek chciał. Wszystko po to, aby wypełnić oczekiwania Amerykanów w każdym wieku bez względu na płeć czy kolor skóry. Wszyscy chcieli trenować zainspirowani tym jednym filmem. To dzięki temu przecież wielu aktorów zaczęło swoje przygody ze sztukami walki, które prezentują na ekranie. Otwarcie przyznają się do tego Jason Statham, Mark Dacascos, Jackie Chan (o czym niżej) i sam Tony Jaa, czyli mistrz z Tajlandii, którego Ong Bak dokonał swoistej ewolucji gatunku. A to też nie wszystko, bo Wejście Smoka nie tylko zainspirowała do poznawania sztuk walki, ale też do zdrowego trybu życia. Amerykanie czytali w czasopismach o tym, co jeść i jak żyć, by wyglądać jak Bruce Lee. To inspirowało ich do treningu, ruchu i lepszego odżywiania. Bruce tak bardzo wrył się tym filmem w świadomość widowni, że zaczęto postrzegać go jako ucieleśnienie Kung Fu, a po jego śmierci szukano następcy, który będzie go naśladować. Jackie Chan był jednym z nich. Co prawda, występując wtedy pod pseudonimem Cheng Long, Chan odniósł spektakularną klapę wraz z filmem New Fist of Fury, ale cóż się dziwić, Mistrz był tylko jeden. Na szczęście jednak Jackie wkrótce zrobił karierę, bazując na własnym stylu gry. Nigdy jednak nie krył, że Lee był jego inspiracją. A co ciekawe Jackie Chan wraz z Sammo Hung Kam-Bo pojawili się wcześniej u boku Bruce'a Lee. Gdzie? Ano zgadliście, w Wejściu Smoka. Jim Kelly jako Wilson, jak wspomniałem przed chwilą, był naprawdę wielkim ewenementem i kolejnym świadectwem wybitności filmu. Czarnoskóry mistrz sztuk walki? Nie dość że nie napiętnowany rasowymi stereotypami, które jeszcze wtedy były obecne w kinie, to do tego jeszcze poznajemy go, kiedy zostaje bez powodu napadnięty na tle swojego pochodzenia etnicznego? Po prostu szok. To samo zresztą jak pokazywanie Wschodu i jego mieszkańców jako ludzi cywilizowanych, nie zaś, jak to miało do tej pory zwykle miejsce, azjatyckich bandziorów i jedynie tła dla białych bohaterów. To właśnie biali są tutaj tłem dla Azjaty, co na tamte czasy w kinie światowym było po prostu niespotykane. Jest to też zasługa faktu, ze Bruce dorastał w USA i Kanadzie, dzięki czemu rozumiał świat Wschodu i Zachodu i był w stanie dotrzeć do obu. Trzeba sobie powiedzieć jedną rzecz jasno, gdyby nie Enter the Dragon, nie istniałoby kino sztuk walki, ani nawet szeroko pojęte kino akcji. Nie w stanie w jakim je znamy obecnie. Do momentu powstania tego filmu, kino kopane, podobnie jak wspomniane wcześniej sztuki walki, nie było znane właściwie poza Azją. To Bruce, dostrzeżony przez Warner Bros. które objęło opiekę nad Wejściem, wprowadził je na salony i rozpoczął nurt, który trwa do dziś. To właśnie w tym filmie połączyły się dwa światy, wschodniego mistycyzmu i niezaprzeczalnego talentu do kopania zadków na ekranie, z hollywoodzkim budżetem i technologią, której Azjaci mogli wówczas jedynie zazdrościć. To właśnie z tego połączenia dostaliśmy bezprecedensową, jak na tamte czasy, akcję, dynamikę i sposób jej realizacji, które pozostają w kinie do dziś i choć powoli zaczęto odchodzić w stronę szybkich cięć i zmian planów w scenach akcji, to jednak te szerokie kadry, skupiające się na pokazaniu naturalnych umiejętności, świetnego przygotowania i talentu aktorów, jeszcze z nami zostaną. Bez Wejścia nie byłoby sztuk walki w kinie światowym, nie byłoby wspaniałej, dopieszczonej choreografii. Kultowe filmy zachodnie takie jak The MatrixThe Bourne Identity czy John Wick zwyczajnie by nie powstały, albo byłyby śmiertelnie nudne. No i brzydkie, bowiem dopiero dopiero Wejście Smoka pokazało twórcom z Hollywood jak wiele może zmienić dopieszczona choreografia, bez której bójki na ekranach kin i telewizorów wyglądały po prostu chaotycznie i szpetnie. W tej walce brakowało sztuki i iluzji realizmu. Jednak akcja i sposób realizacji to nie jedyne aspekty, w jakich Enter the Dragon wpłynęło na gatunek. To także konstrukcja fabularna. Film garściami czerpie z Bonda i dodaje do tego szczyptę własnej, wschodniej pikanterii, gdzie zamiast dziesiątek gadżetów bohater skupia się na atutach własnego ciała, otwarcie wręcz gardząc bronią palną. Mamy też dużo bardziej namacalne przykłady konkretnych scen i motywów. Za przykład niech powtórzą dwa najczęściej wykorzystywane, choć stanowiące jedynie czubek góry lodowej, przykłady. Pierwszy z nich to finałowa walka w pokoju luster, dacie wiarę, że w tym filmie użyto ich przeszło 8 tysięcy? Motyw ten był powtarzany wielokrotnie na różne sposoby, gdzie John Wick: Chapter 2Skyscraper to przykłady najświeższe. A do tego dochodzi jeszcze fabularne tło jakim jest turniej sztuk walki, gdzie BloodsportThe Quest są, filmowo, najlepiej chyba zobrazowanymi przykładami. Popkulturalny impakt Enter the Dragon wykracza zresztą daleko poza filmy, przede wszystkim w świat gier komputerowych. Gdyby nie ten film nie byłoby chyba słynnego turnieju Mortal Kombat, wraz z jego uczestnikiem Liu Kangiem (i tu już mamy powtarzający się motyw turnieju i postać wzorowaną na Brusie), ba, w dwóch odsłonach EA Sports UFC sam Mistrz staje się grywalną postacią. Zresztą po co mówić o wpływie, jaki miał na filmy, gry czy cokolwiek innego, jeśli wystarczy posłuchać artystów hip-hopowych dla których Bruce nie tylko był i dalej jest idolem jako wybijający się na tle innych przedstawiciel mniejszości, ale także ktoś, którego swoboda, lekkość i niezaprzeczalny "flow" miał duży znaczenie przy tworzeniu płynących jak wartki strumień tekstów. Fenomen Wejścia Smoka wykracza bardzo poza samą popkulturę. To wchodzi na rejony społeczne i światopoglądowe. W końcu ten film wywołał w USA poruszenie na wówczas rzadko spotykaną skalę. Sprawiając, że nie tylko kino przeszło rewolucję na kilku płaszczyznach, o których tutaj napisałem, ale same społeczeństwo także to odczuło. Lee był tak charyzmatyczną postacią, że jego filozofia, którą - jak wspomniałem - poznali dzięki temu filmowi - trafiała do każdego bez znaczenia na kolor skóry czy płeć. A fakt, że przełamywał takie bariery w latach 70. jest nie bez znaczenia. Dlatego można powiedzieć, że pod wieloma względami Bruce Lee swoim filmem nie tylko zmienił kino, ale na swój sposób zmienił też świat. Bądź niczym woda, przyjacielu...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj