Scenarzyści Homeland początkowo nie mieli w planach choroby afektywnej dwubiegunowej u swojej bohaterki. We wczesnej wersji scenariusza nie została ona w ogóle uwzględniona, a twórca serialu, Howard Gordon, natknął się na jej opis dopiero później i zdecydował, że nada ona narracji serialu czegoś wyjątkowego. Z kolei współtwórca, Alex Gansa, o cierpiących na cyklofrenię powiedział: "Oni prawie dotykają słońca; to coś, czego nigdy nie zazna reszta z nas". To właśnie chcieli podarować postaci, jednocześnie zdając sobie sprawę, że dzięki temu będzie ona bombą zegarową, która może wybuchnąć w każdym momencie. 

Los Carrie Mathsion został bowiem przypieczętowany w momencie, gdy wynalazła muzykę na nowo.

Młoda Carrie była całkowicie pochłonięta studiami kultury i literatury Bliskiego Wschodu (skłoniła ją do tego finezja i poetyckość języka arabskiego), gdy niespodziewanie w jej życiu pojawiła się cyklofrenia. Choroba ojca, znana z dzieciństwa, która doprowadziła do upadku jej rodziny i odejścia matki, ujawniła się akurat u niej, szczęśliwie oszczędzając jej siostrę. W pierwszym ataku fazy manii Carrie przez kilkanaście godzin pisała manifest, w którym ogłosiła, że na nowo wynalazła muzykę. Zapominając o jedzeniu, piciu, spaniu i potrzebach fizjologicznych, skupiała się jedynie na pisaniu, po czym bosa wyszła na zimową pogodę, by gotowy tekst pokazać jednemu ze swoich uczelnianych profesorów. Próbowała przekonać go, że powinien zostać opublikowany, bo zmieni nim świat. Ze Ścieżek Carrie dowiadujemy się, że takie były początki jej stanu - stanu, który zszokował wszystkich, a tylko dzięki szybkiemu zorientowaniu się w sytuacji samej Carrie i jej rodziny, udało się ten incydent zatuszować.

Tuszowanie całego swojego życia to coś, co Carrie wychodzi najlepiej.

Czemu choroba wybrała właśnie ją? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, a jest jedynym, które ma jakiekolwiek znaczenie, bowiem zaburzenia afektywne dwubiegunowe ukształtowały całe jej dorosłe życie. Carrie musiała wykształcić w sobie mechanizmy adaptacyjne, przystosować się. W tym momencie najbardziej potrzebowała matki, a tej przy niej nie było. Naturalnie nie mogła zwrócić się o pomoc do ojca, bo to właśnie jego obwiniała za wszystko, co najgorsze w jej życiu. Już dzieciństwo nauczyło ją, by nie wychylać się z własnymi uczuciami. Jak wynika ze Ścieżek Carrie, w domu, w którym nie zaznała bezpieczeństwa, a wszystko podporządkowane było naprzemiennym okresom manii i depresji ojca, nauczyła się ufać tylko sobie. Wyrosła w przeświadczeniu, że może liczyć tylko na siebie, że musi być twarda, ostra i niezależna. Stała się kobietą niepewną swojej wartości, pełną lęków i obaw, a przy tym bardzo zamkniętą w sobie. Wszystko to maskowała pod fałszywą otoczką osoby zarozumiałej i niedostępnej, co przy jej wyjątkowej inteligencji i błyskotliwości nie było takie trudne.

Problemy z ojcem przeniosła w swoje dorosłe życie i relacje z mężczyznami. Carrie zabrakło modelu rodzica, wzoru, który dla młodej dziewczyny jest nieporównywalny z niczym innym. Choć jej ojciec zaczął się leczyć i wrócił do równowagi, Carrie trudno było zapomnieć o wszystkim, co się stało. Nie potrafiła mu wybaczyć tego, kim się stała; paradoksalnie nie potrafiła mu wybaczyć swojej choroby, choć na gruncie racjonalnym zdawała sobie sprawę, że to nie jego wina. Przez kolejne epizody Homeland obserwowaliśmy, jak Frank próbował naprawić relacje z córką, a jak ona sama bardzo była zamknięta na te próby. W okresach dobrego samopoczucia, gdy pomagała klozapina, a siostra wciąż zwracała jej na to uwagę, Carrie naprawdę się starała. Jej inteligencji nie można niczego zarzucić; jej rozsądek podpowiadał, że już nadszedł czas wybaczenia. Podświadomie jednak nigdy nie mogła się z tym zgodzić. Nie zapowiada się też, żeby miało się to zmienić w najbliższej przyszłości.

Poddając analizie jej związki z innymi mężczyznami, bez trudu można zauważyć w nich odbicie relacji z ojcem, które dodatkowo jest jak w krzywym zwierciadle. Carrie ma problemy z zaangażowaniem. Nie zawsze ma to związek tylko i wyłącznie z cyklofrenią. Problemem jest także to, że ona nie wie, czego potrzebuje, bo nie miała wzorca przykładnego i kochającego związku. Patrząc na matkę, która męczyła się z chorym ojcem, a następnie odeszła, zostawiając córki, zdaje sobie sprawę, że nigdy nie chce być w takiej sytuacji. Zadowala się więc przelotnymi znajomościami, przygodnym seksem, gwałtownymi emocjami, które na chwilę pozwalają jej znaleźć ukojenie. W te lepsze dni czuje, że nie chce narażać nikogo na życie z nią i z jej zaburzeniami;  w te gorsze, w mężczyznach odnajduje jedynie ojca i wszystkie jego wady, przekonując samą siebie, że w ogóle ich nie potrzebuje. Wykorzystuje ich do zaspokojenia potrzeb seksualnych, kiedy to okresy manii pozwalają jej całkowicie wyzbyć się wszelkich zahamowań. W okresach depresji, gdy nie jest w stanie się skoncentrować, wstać z łóżka, gdy nie potrafi spać, jeść i marzy o śmierci, mężczyźni w jej życiu nie istnieją w ogóle. W każdym razie nie w kontekście romantycznym.

Rozwiązłość seksualna Carrie jest kolejnym paradoksem jej życia, bo bezpośrednio wynika ze strachu przed intymnością. Pozwala jej o nim zapomnieć, porzucić maski, które wciąż musi nosić. To wyjście poza własną chorą głowę jest elementem samoleczenia. Nie jest jednak tak, że emocje Carrie są sztuczne i udawane. Nigdy nie są - jej stan wszystko urealnia wręcz w nadmierny sposób, sprawiając, że zalewa ją - jak określiła to kiedyś Claire Danes - tsunami emocji. Są one prawdziwe, zawsze jednak powierzchowne i zahaczające jedynie o górne warstwy jej psychiki, osobowości, serca. Przed Brodym nigdy nie potrafiła zbudować z kimś prawdziwej intymności, nigdy nie była gotowa zaryzykować.

Nic więc dziwnego, że dla Carrie Mathison praca stała się najważniejszą częścią życia. To jedyne miejsce, gdzie potrafiła znaleźć ukojenie i sens swojej egzystencji. Praca wyzwoliła ją z ograniczeń własnego umysłu i sprawiła, że Carrie nabrała poczucia własnej wartości. Dla osoby chorej na cyklofrenię, uczucie bycia potrzebnym, że robi się coś pożytecznego, że nie stanowi się ciężaru dla innych, jest wszystkim. Niezdrowa ambicja i obsesja na punkcie bycia najlepszą wiąże się z tym, że tylko pracując, Carrie czuje, iż nie jest szalonym, zbędnym i niechcianym elementem społeczeństwa. Wreszcie przestaje być wadliwym produktem. To dlatego nigdy nie powiedziała przełożonym o swojej chorobie, to dlatego wymuszała na siostrze wypisywanie recept na klozapinę, to dlatego nienawidziła przyjmować litu. Dla pracy była w stanie zrobić i poświęcić wszystko. Oczywiście trzeba zaznaczyć - Carrie nie poświęca się jedynie ze szlachetnych powodów. Tych w jej charakterze jest stosunkowo niewiele. Chodzi bardziej o to, że ponieważ jest przerażona możliwością wejścia z kimś w prawdziwe i intymne relacje, co stanowi o wartości życia ludzkiego, buduje taką relację z Centralna Agencją Wywiadowczą. Nie chce narażać nikogo na bycie z wybrykiem natury, za który się uważa - łatwiej jest więc poświęcać się ojczyźnie. Nie ceni własnego życia, jest ono dla niej puste, samotne i anemiczne - łatwiej jest więc nim ryzykować. Zresztą zdrowie dla Carrie też nie ma większego znaczenia, dopóki nie przeszkadza jej być genialną, błyskotliwą i ponadprzeciętnie inteligentną agentką operacyjną CIA. Jeśli odnosi sukcesy, to jej życie ma sens, nawet mimo cyklofrenii.

Właśnie z tych wszystkich powodów Carrie nawiązała tak silną więź z Saulem - to on w nią uwierzył i ją poprowadził. Odnalazła w nim wzór ojca, którego nigdy nie miała. Jego wiara w jej możliwości była dla niej wszystkim, a zaufanie Saulowi wymagało podjęcia największego ryzyka w jej życiu. To przejaw największej odwagi, bo Carrie nie umiała zaufać nikomu. Nawet samej sobie. Co więc dla niej znaczy fakt, że Saul ją opuszcza? Człowiek, z którym zbudowała najsilniejszą relację w życiu, praktycznie się jej wyrzeka. To kolejne porzucenie, które tylko udowadnia Carrie, że zawsze była i będzie sama. Nie może oczekiwać żadnej pomocy. Zachowanie Saula to dla tej bohaterki największa trauma życia - dużo większa od wyrzutów sumienia po niepowstrzymaniu ataku terrorystycznego czy od rozstania z Brodym. To ją odmieni, zdefiniuje na nowo. Mathison, którą znaliśmy, już nigdy nie powróci.

Często przywołuję w tym artykule strach Carrie przed zaangażowaniem. Pytanie więc, jak udało jej się zbudować z Bordym coś prawdziwego? Co go wyróżniało spośród mężczyzn, których poznała wcześniej? Możliwe jest to, że Brody był pierwszym, który ją rozumiał. Rozumiał jej niepewność, obawy i tajemnice. Rozumiał, bo sam czuł się podobnie. Nie mógł zwierzyć się żonie; ona, mimo swoich największych chęci, nie potrafiła wyczuć potrzeb czy lęków męża. Carrie rozumiała wszystko, a on potrafił dać zrozumienie jej. Przynajmniej w jakiejś części. Ona z kolei niczego nie potrzebowała bardziej, więc pozwoliła zajrzeć wgłąb swojego umysłu i po raz pierwszy zrzuciła skorupę, w której żyła. Początkowo jej powody nie były może krystaliczne - w końcu nie jest przykładem osoby o nienaruszalnym rdzeniu moralnym. Jej uczucia zaczęły jednak wymykać się spod kontroli. Trudno powiedzieć, czy była to prawdziwa miłość, bo w przypadku Carrie czarno-białe definicje nie mają prawa bytu. Nie ulega wątpliwości, że Brody ją złamał, kiedy wszystko się posypało, a prawda wyszła na jaw. Poczuła coś do niedoszłego terrorysty, który wszedł do bunkra z wiceprezydentem, oklejony materiałami wybuchowymi. Carrie zupełnie nie potrafiła sobie z tym poradzić.

Jak to wszystko musiało na nią wpłynąć? Ona, superbohaterka, tak bardzo błyskotliwa, z doskonale wykształconą intuicją, dała się oszukać własnemu sercu i pożądaniu. Brody to kolejny paradoks w jej życiu - najpierw jako jedyna podejrzewała go o terroryzm, teraz jako jedyna wie o jego niewinności. Dołączając do tego uczucia, jakie do niego żywi, staje się to prawie nie do zniesienia. Czy obwinia Brody'ego, że kawałeczki ulotnego szczęścia, którego z nim zaznała, sprawiły, iż przestała myśleć tak jasno jak wcześniej i nie przewidziała 12/12? Na pewno. To musi odmienić dynamikę tej pary, a przekonamy się o tym zapewne już niedługo, bo po krótkiej przerwie Brody powraca do Homeland. Zachwiał jej systemem wartości, podarował jej nadzieję na zbudowanie czegoś prawdziwego i to wszystko musiało ją osłabić. Dla osoby takiej, jak ona, nadzieja to rzecz niebezpieczna i dużo groźniejsza od jej braku. To zaburzenie stałych występujących w jej życiu, które po Brodym już nigdy nie wróci do stanu poprzedniego.

O Carrie Mathison nie da się powiedzieć niczego pewnego. Próby rozpisania jej zachowań, wytłumaczenia ich, snucie teorii i wniosków, są tylko pewnymi interpretacjami jej charakteru. Nie ma tu żadnych stałych założeń, sztywnych definicji i czarno-białych określeń. Nie może ich być. Faktem natomiast jest, że to bohaterka, której rys psychologiczny został rozpisany nienagannie, zadbano o wszystkie szczegóły i znaleziono aktorkę, która uczyniła jej postać żywą, prawdziwą i jeszcze bardziej skomplikowaną.

New Yorker przy okazji recenzji pierwszego sezonu serialu napisał, że Homeland jest najlepszą metaforą rzeczywistości post-9/11, w której Carrie jest Ameryką, a Ameryka to rozwścieczona, paranoiczna, nadekspresyjna blondynka. Jeśli rzeczywiście Carrie jest Ameryką, to Ameryka ma naprawdę przechlapane.

Artykuł powstał na podstawie serialu Homeland stacji Showtime, książki Homeland. Ścieżki Carrie autorstwa Andrew Kaplana oraz wywiadów z aktorami i twórcami serialu. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj