O mijających dwunastu miesiącach najlepiej świadczyć będą nie pozycje, które znajdziecie na poniższej liście dziesięciu zachwycających dzieł popkultury, ale te, które się tu nie zmieściły. Bo jak dobry musiał być rok 2015, skoro w procesie selekcji wyciąłem Birdman, Ash vs. Evil Dead, Galavant (jejku, jak ja lubię Galavanta), Niebiańskie pastwiska Pawła Majki, How Star Wars Conquered the Universe Chrisa Taylora czy wreszcie moją ukochaną serię komiksową – Saga #3? Fani popkultury narzekać mogli co najwyżej na nadmiar wspaniałości. No, może nie tylko na to. Zanim przejdziemy do tego, co w 2015 roku mnie zachwyciło, podzielę się z Wami moimi żalami.

Rozczarowania:

Seventh Son

Źródło: UIP
Tytuł tego filmu powinno się zmienić na Po siedmiokroć porażka. Materiał wyjściowy, czyli seria powieści o stracharzu autorstwa Josepha Delanya, był tu wyborny. To kameralna opowieść o łowcy czarownic i innego plugastwa, a także o jego uczniu, którzy z pomocą zgromadzonej wiedzy starają się - z ogromnym trudem - utrzymać Zło w szachu. Niesamowite postacie, pełna akcji i grozy fabuła podszyta autentycznymi dramatami i wyborami bohaterów. Tymczasem film to nijaka papka, która z książkami wspólnego ma niewiele. Do świetnej historii wrzucono kilkanaście idiotycznych stworów, wyjęto zaś wszystko, co czyniło ją wyjątkową. Kiepskie, efekciarskie kino.

Minority Report

Źródło: Fox
Serialowa kontynuacja filmu w reżyserii Stevena Spielberga, który z kolei był adaptacją historii Philipa K. Dicka. Kontynuacja udana na polu kreacji świata, a więc technologii i scenografii, ale wyjątkowo słaba, jeżeli chodzi o scenariusz. Już pierwszy odcinek jest pełen sprzeczności: widać wysiłek włożony w pokazanie nam przekonującej wizji przyszłości, ale jednocześnie sama fabuła odcinka jest tak miałka, że sprawia wrażenie spisanej na kolanie, na ostatku, jako najmniej ważny element całości. Zmarnowany potencjał.

Avengers: Age of Ultron

Źródło: Disney
Nie jest to ani najgorszy film 2015 roku, ani nawet zły film. Czas Ultrona to dobra rozrywka, efektowna, momentami zabawna. Sęk w tym, że w mojej opinii to jeden ze słabszych obrazów w Kinowym Uniwersum Marvela. Wciąż nie kiepski film, ale oczekiwania były wysokie. Miejsce dla Czasu Ultrona na tej liście jest więc konsekwencją nie jakości filmu, ale tego, jak słabo wypada na tle innych obrazów z tego uniwersum. A wypada – ot, taka tam naparzanka bez większego sensu.

Zachwyty:

Mad Max: Fury Road

Źródło: Warner
Najlepszy film roku, bezapelacyjnie. I największe zaskoczenie, bo nie spodziewałem się, że powrót po latach do tego świata może być czymś tak świeżym, a Miller może być tak efektowny, że można oglądać cały film, siedząc na krawędzi fotela. Olśniewające efekty specjalne, przebogaty świat postapokalipsy (ileż treści kryje się tu w szczegółach), wspaniałe postacie (mrukliwy dzikus Max i silna Furiosa) i prosta, a jednak nie prostacka fabuła składają się na historię pisaną wysokooktanową benzyną. Dla mnie to jeden z najlepszych obrazów ostatnich lat.

Sandman: Overture

Źródło: DC Comics
Kolejny wielki, wielki powrót po latach. Neil Gaiman, obecnie jeden z najbardziej szanowanych twórców książek i komiksów na świecie, wraca do dzieła, które wzniosło go na szczyt, a raczej – którym sam wyniósł się na szczyt hierarchii wspaniałych scenarzystów. W Sandmanie: Overture nawet większe słowa uznania należą się J.H. Williamsowi III, który graficznie wzniósł się na absolutne wyżyny, tworząc fantastyczne światy odważnie i oryginalnie. Jogo rysunki to popis wyobraźni nie tylko na polu kreacji nieistniejących krain, ale przede wszystkim w myśleniu o stronie i kadrach, o układzie tych ostatnich. Williams III robi w tym komiksie rzeczy, których nie widziałem u nikogo innego.

Whiplash

Źródło: UIP
Jeżeli Mad Max: Na drodze gniewu to najlepszy film roku, to pierwsze miejsce na podium dzieli właśnie z Whiplash. Tak jak film Millera jest przede wszystkim popisem wizualnym, tak obraz Damiena Chazelle to przede wszystkim spektakl dwóch aktorów – Milesa Tellera i J.K. Simmonsa, który zresztą słusznie został za tę rolę nagrodzony Oscarem. Pamiętam, że podczas seansu chłonąłem każdą scenę, podekscytowany nie mniej niż na seansie Mad Maxa. Wspaniali aktorzy, niesamowita muzyka, świetny montaż, a przede wszystkim niezwykła opowieść o relacji mistrz-uczeń i o granicach tego, co nauczyciel może zrobić, by pomóc swemu protegowanemu w drodze na szczyt. Arcydzieło.

Hellboy in Hell: The Descent

Źródło: Egmont
Nie mogło na tej liście zabraknąć najnowszej odsłony najlepszej współczesnej serii komiksowej. Nie mogło, bo w tym tomie Mike Mignola odpowiadał nie tylko za scenariusz, ale i wrócił do rysowania przygód swojego niezwykłego bohatera. Bohatera, którego wysłał do samego Piekła, gdzie… Och, ta wizja jest wspaniała, a Mignola ma niezwykły dar do snucia opowieści nie tylko scenariuszem, ale i poprzez grafikę – sukces Hellboya to w dużej mierze pochodna umiejętności Mignoli do kreowania atmosfery grozy, do opowiadania bez słów, tylko obrazami, odpowiednim kadrowaniem, grą cieniami. Dokładnie to robi w tym tomie. Dokładnie tym zachwyca.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj