Nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że to właśnie głównie azjatyckie produkcje królowały na moim ekranie. W trakcie tworzenia subiektywnego podsumowania łapię się na tym, że mam wiele do nadrobienia. Nie miałam jeszcze okazji obejrzeć Diuny czy ukończyć Hellbound. Jestem w trakcie oglądania koreańskiego serialu Our Beloved Summer emitowanego na Netfliksie, który jest doskonałą mieszanką romansu, komedii i samopoznania. Długo czekałam na Księgę Boby Fetta i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Chciałabym też powrócić do skandynawskiej twórczości, którą wcześniej wiernie śledziłam. W mijającym już roku przeważają u mnie zachwyty. Chcę zacząć od pozytywnego akcentu. Galeria zawiera kilkanaście tytułów, które w jakimś stopniu urzekły mnie koncepcją, prostotą, ścieżką dźwiękową, obsadą aktorską i świetną stroną wizualną, której poszukuję w wybieranych przeze mnie produkcjach. Kino od początku swojego istnienia stara się nas zachwycać różnymi rozwiązaniami formalnymi. Zanim powszechnie zaczęto kręcić filmy kolorowe, reżyserzy kombinowali przede wszystkim ze scenografią i oświetleniem, które stanowi element inscenizacji. Gra świateł i cieni pozwala na wyodrębnienie, podkreślenie lub ukrycie elementów istotnych dla narracji. Dla mnie to sztuka, która buduje napięcie i wprowadza widza w świat artystycznego piękna. Przykładem na to jest Malcolm & Marie, Ostatniej nocy w Soho lub najnowsze The Silent Sea. Pod względem wizualnym te produkcje zachwycają.

Zaskoczenia 2021 roku

fot Materiały Prasowe
+7 więcej

Nie patrz w górę

Nie patrz w górę zalicza się do zaskoczeń mijającego roku. Rząd niekompetentnych ludzi, negatywny wpływ mediów, teorie spiskowe, spekulacje, podważanie nauki, ignorancja, wybujałe ego i "prawo", które nas niszczy - to zaledwie kilka kwestii poruszanych w produkcji. Trzeba przyznać, że jest to film niezwykle współczesny, który charakteryzuje się niekonwencjonalną formą prowokującą do egzystencjalnych rozważań. To obraz Ameryki, która z powodu indywidualnego egoizmu dosłownie zniszczyłaby całą planetę. Być może nie jest to przesłanie, które wszyscy chcą usłyszeć, ale McKay chce je przekazać i jest coś potężnego, a nawet szlachetnego w poczuciu kinetycznej furii, która nieustannie przewija się w tle.

Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

Shang-Chi (Simu Liu) to pierwszy azjatycki superbohater, który daje nam nadzieję na przyszłość różnorodności i kultury w uniwersum Marvela. Aktorzy skradli show na własne sposoby. Meng'er Zhang, która gra Xialing, jest gwiazdą w swojej przełomowej roli i świetnie oddaje charakter postaci. Dynamika rodziny w tej historii jest szorstka i złamana. Nawet jeśli Shang-Chi, Xialing i ich ojciec Wenwu nie widzieli się od lat i wzajemnie się nienawidzą, wciąż można wyczuć między nimi więź, która kiedyś istniała. Ten film zapiera dech w piersiach! Na pochwałę zasługują wizualizacje, fabuła i każda pojawiająca się w produkcji postać. Jedyną kwestią, do której mogłabym się przyczepić jest końcowa scena ze smokiem, który wygląda sztucznie. Pozytywnie wspominam wizytę w kinie.

Spider-Man: Bez drogi do domu - trzy pajączki

Mimo że obecnie nie uważam się za największą fankę produkcji superbohaterskich, potrafię docenić ich realizację i pomysłowość. Przykładem na to jest legendarna scena trzech pajączków w akcji i widoczne różnice w kostiumach Toma Hollanda, Tobey'ego Maguire'a i Andrew Garfielda.  Pamiętam, gdy w 2002 roku oglądałam z rodzicami Spider-Mana. Wiele rzeczy się zmieniło, a to jeden z tytułów, który chyba już zawsze będzie kojarzył mi się z dzieciństwem i beztroską. Co więcej, nadal sądzę, że ta wersja nie ma sobie równych. Możliwość ponownego ujrzenia Tobey'ego na ekranie była dla mnie sentymentalna. Pierwszy raz zdarzyło mi się być świadkiem klaskania po seansie, co też zaliczę do zachwytów!

To Your Eternity (Ku Twej wieczności)

Fushi rozpoczyna rozdzierającą serce podróż w głąb siebie. Dowiaduje się, co tak naprawdę oznacza bycie człowiekiem: od prostych przyjemności jedzenia świeżo zebranych owoców po sposoby, w jakie smutek i strata są wplecione w "tkaninę istnienia". Jednak przez cały czas serial odnajduje piękno w nietrwałości życia i przypomina widzom, że nic nigdy nie przeminie, jeśli tylko pozostanie w pamięci. Produkcja jest dostępna na HBO Max.

Książki, które okazały się zaskoczeniem i nauczką

fot. Materiały Prasowe
+1 więcej

Rozczarowania 2021 roku

fot. Materiały Prasowe
+2 więcej
Nie mogę pominąć najgorszej według mnie pozycji 2021 roku - mowa o Armii umarłych w reżyserii Zacka Snydera. "Co się zobaczyło, to się nie odzobaczy". Niestety, podobne wrażenie wywarł na mnie 6. sezon Riverdale.  Dodam, że ze wszystkich sezonów oglądałam tylko pierwszy, drugi i... szósty, żeby zweryfikować, czy faktycznie jest tak źle. Liczne zwroty akcji, marny scenariusz... Nie wiadomo, co jest snem, a co rzeczywistością. Absurd goni absurd. 

Venom 2: Carnage

Rozczarowaniem był dla mnie Venom 2: Carnage. Poszłam do kina z całkiem dobrym nastawieniem, a wróciłam z pustką w głowie. Tak naprawdę nie zdążyłam mrugnąć, a cała akcja już się zakończyła. Twórcom kompletnie zabrakło pomysłu na scenariusz. Strona wizualna była jak najbardziej w porządku i w zasadzie to jeden z niewielu aspektów godnych pochwały. To jednak za mało, aby zadowolić widza. Przerost formy nad treścią. Zmarnowany potencjał. 

Matrix Zmartwychwstania

Pierwszy Matrix był genialnym, filozoficznym thrillerem akcji science-fiction. Produkcja kojarzy mi się z tajemniczością, klimatyczną i spójną stroną wizualną oraz idealnie dopasowaną ścieżką dźwiękową. Czwarty film kultowej serii nie ma większości tych aspektów.

Czym więc tak naprawdę jest film Lany Wachowski? To przedziwna twórczość, w której sentymenty przenikają się z autoironią. Reżyserka wielokrotnie parodiuje konkretne sceny i dialogi z oryginalnego Matrixa. Jakość efektów specjalnych nie rozczarowuje, ale też nie rzuca na kolana. Starania Keanu Reevesa i Carrie-Anne Moss nic tak naprawdę nie dają, ponieważ główny wątek nie udźwignie całego filmu. Postacie drugoplanowe nie pomagają w wyciągnięciu filmu na wyższy poziom. Zdecydowanie największe wrażenie robi świetna Jessica Henwick w roli Bugs. Choć nawet i jej charakter gubi się w chaotycznym finale.

Czarna Wdowa

Ciekawie było poznać przeszłość Natashy Romanoff (dzieciństwo, szkolenie w Red Room i tajemniczą akcję w Budapeszcie z Hawkeyem). Uważam jednak, że te kwestie powinny zostać poruszone znacznie wcześniej. Nat znika na tle Yeleny granej przez Florence Pugh. Inna sprawa, towarzyszący motyw rodziny zupełnie mnie nie kupił. Może właśnie dlatego, że pojawił się za późno? Największy problem miałam z chronologią. Doceniłabym, gdyby sceny pojedynczych walk były bardziej wiarygodne, a wątku rodzinnego było po prostu trochę mniej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj