88 ” to film, który trudno jest sensownie opowiedzieć. Trudno jest nawet zrozumieć, o co w nim chodzi. Teoretycznie (jeśli wierzyć informacjom od dystrybutora) sprawa jest prosta – Gwen po śmierci swojego chłopaka doznaje ciężkiego szoku, który powoduje u niej zaburzenia pamięci (a dokładnie fugę dysocjacyjną). Mimo to wyrusza w podróż, by odnaleźć morderców swego ukochanego i zemścić się na nich. Nie brzmi zbyt oryginalnie, a dalej jest tylko gorzej. Przede wszystkim sposób opowiadania tej historii jest niesłychanie męczący (żeby nie powiedzieć denerwujący) – z jakiegoś niezrozumiałego powodu reżyserka April Mullen uznała, że mniej więcej co pięć minut trzeba wracać do tego, co wydarzyło się przed chwilą. Flashbacki są nieodłącznym elementem tej fabuły, są jednak tak nadużywane, że już po 15 minutach mamy ich serdecznie dosyć. Ciągłe wracanie do wydarzeń sprzed paru chwil nie wnosi totalnie nic do całej opowieści, jedynie ją spowalnia. Dodatkowo już na samym początku filmu poruszamy się po trzech płaszczyznach czasowych – pierwszej, w której Gwen jest w związku z Asherem, drugiej, w której próbuje ona zemścić się za śmierć Ashera, i trzeciej, tej najbardziej niezrozumiałej, mającej miejsce „teraz”, kiedy Gwen nic nie pamięta. Gdyby tego było mało, skaczemy pomiędzy tymi trzema czasami bez zachowania jakiejkolwiek chronologii. Jedynym elementem pozwalającym na przynajmniej częściowe rozeznanie się w przebiegu wydarzeń są bohaterowie tłumaczący Gwen, w jak wielkich tarapatach się obecnie znajduje. Pojawiają się rzadko, ale opowiadają w miarę sensownie dotychczasowe wydarzenia; raczą i nas, i ją zastrzykiem tak potrzebnych informacji. Nie trwa to jednak długo, bo za chwilę znów wracamy do chaotycznego sposobu narracji. Może w zamiarze miał być to sposób na odzwierciedlenie choroby psychicznej głównej bohaterki. Jeśli faktycznie tak było, to nie udało się po całości. Chyba że zamiarem scenarzystów było wywołanie fugi dysocjacyjnej u widzów - to akurat mogło się udać. [video-browser playlist="745712" suggest=""] Równie męczące są urywane dialogi, kończące się zazwyczaj przekleństwem jako zamiennikiem znaków przestankowych. Nie mam nic przeciwko dosadnemu językowi, bójkom w stylu filmów klasy B i rozlewowi krwi, ale tylko wtedy, kiedy wszystko to jest środkiem do opowiedzenia ciekawej historii. W „88” próżno tego szukać. Bohaterowie w dużej mierze biegają, strzelają i biją się bez większego sensu i celu, a przynajmniej takie sprawiają wrażenie, ponieważ poszarpana fabuła nie pozwala na racjonalne wytłumaczenie ich działań. Mniej więcej w połowie filmu jeden z bohaterów zadaje to samo pytanie, które kołacze się po głowie każdemu, kto go ogląda: „Co tu się, do cholery, dzieje?”. Znalezienie odpowiedzi nie przychodzi z łatwo, bo „88” to produkcja pogmatwana, przekombinowana i w wielu miejscach niedopracowana. Grająca główną rolę Katharine Isabelle przez półtorej godziny operuje tylko dwoma minami. Na zmianę ma w oczach albo panikę, albo szaleństwo. Nic poza tym. Lepiej radzi sobie Christopher Lloyd, wcielający się w bezwzględnego szefa. Chociaż jest to rola zupełnie niepodobna do tej z „Powrotu do przyszłości”, z której jest zapewne najbardziej znany, to jest on przekonujący i dobrze się go ogląda. Miałam kiedyś na studiach zajęcia z doktorem, który niczym zdarta płyta powtarzał nam: „Proszę państwa, robimy sens! Bez sensu to my tu tylko tracimy czas!”. Szkoda, że reżyserka „88 ”, April Mullen, nie chodziła na te wykłady. Mogłaby wyciągnąć sporo przydatnych wniosków. W wydaniu DVD brak fajerwerków. Na płycie oprócz filmu znajdziemy tylko zwiastun, zapowiedzi i wybór scen. Innymi słowy - wydanie nie oferuje kompletnie nic. Zostało zrobione po linii najmniejszego oporu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj