Jest 1955 rok. W Krakowie i okolicach bez śladu znikają ludzie. Policja mówi nawet o 67 osobach. Młody śledczy, Karski (Tomasz Schuchardt), twierdzi, że może być to sprawa seryjnego mordercy. W kręgu podejrzanych znajduje się tylko jeden człowiek, Władysław Mazurkiewicz (Andrzej Chyra), zwany Pięknym Władkiem. Mężczyzna jest istnym królem życia - szanowany obywatel z bogatą siecią kontaktów. Podczas śledztwa nagle zaczynają znikać dowody i akta spraw. Brakuje świadków. Przełożeni coraz częściej rzucają młodemu funkcjonariuszowi kłody pod nogi. Krzysztof Lang postanowił wykorzystać panujący w polskim kinie trend i przedstawić ciekawą historię zapomnianego mordercy. Trzeba przyznać, że sama opowieść o Pięknym Władku jest fascynująca. Niestety, reżyser wolał skupić się na postaci młodego śledczego niż na samym mordercy. Mimo że Andrzej Chyra zachęca nas z plakatu do obejrzenia fimu, nie jest wcale głównym bohaterem. To samo dotyczy Katarzyny Warnke. Lang postanowił pokazać, w jaki sposób milicyjni decydenci na wysokich stanowiskach tuszowali sprawę seryjnego mordercy. Dzięki temu wytłumaczył, jak Pięknemu Władkowi udało się przez wiele lat mordować i być bezkarnym. Reżyser bardzo często posługuje się retrospekcjami, przybliżając odbiorcy wydarzenia z przeszłości. Niestety, nie zostały one odróżnione od prowadzonej fabuły za pomocą żadnego efektu, co prowadzi do chaosu. W obsadzie mamy wiele ciekawych nazwisk: Linda, Jakubik, Grabowski, Gruszka, Chyra, Warnke, Schuchardt. Jednak większość z nich odgrywa tylko epizodyczne role, nie wzbudzając w widzach żadnych emocji. Najlepszym tego przykładem jest Karolina Gruszka wcielająca się w postać kelnerki Anny. Dziewczyna ma rozkochać w sobie głównego bohatera, jednak pozostaje przez widza niezauważona. Nie wykazuje się seksapilem i nie kryje w sobie żadnej historii. Po prostu pojawia się na ekranie i w mgnieniu oka zdobywa serce młodego funkcjonariusza. Aktorka nawet nie ma szansy wykazać się swoimi umiejętnościami, ponieważ jej rola ogranicza się w dużej mierze do noszenia jedzenia. Podobnie jest z Katarzyna Warnke, której udział w filmie sprowadza się do nagich scen w sypialni. Natomiast Andrzej Chyra jest świetny w roli bezwzględnego mordercy. Szkoda, że reżyser nie skupił się bardziej na jego postaci, a miejscami stara się ją nawet upodobnić do Hannibala Lectera. Można to zauważyć, oglądając scenę wizyty w więzieniu. Po seansie w głowie zostaje również postać prokuratora Waśko. W tej roli można zobaczyć Andrzej Grabowski, który genialnie oddał charakter gruboskórnego, podejrzliwego oraz pilnującego wyłącznie swoich interesów funkcjonariusza. Tę postać kupuje się od razu - bez poczucia jakiegokolwiek fałszu. Podobnie jest z Arkadiusz Jakubik, który wciela się w rolę partnera głównego bohatera. Każda scena z jego udziałem zapada w pamięć. Kibicujemy mu, choć motywacja jego działań nie jest do końca dla nas zrozumiała. Mamy przeczucie, że ta postać coś ukrywa. Może dlatego jest dla nas tak interesująca. Pewnym rozczarowaniem są dla mnie Linda i Schuchardt. Nie ze względu na ich grę i zaangażowanie, a raczej charakter wykreowanych dla nich postaci. Są banalne. Bogusław gra kopię swoich ról, chociażby ze „Złoto. Natomiast Tomasz jest szlachetny do bólu, niczym nas nie zaskakuje. Jest to typowy rycerz w lśniącej zbroi, który stara się zrobić wszystko zgodnie z panującymi zasadami.
Na drugim planie z małymi rólkami pojawiają się inne duże nazwiska, takie jak Katarzyna Figura, Jerzy Trela, Izabela Kuna, Ireneusz Czop. Przez całą sekundę na ekranie pojawia się również, powracający do zdrowia, Krzysztof Globisz. Jednak wystarczy jedno mrugnięcie w nieodpowiednim momencie i można przegapić tę chwilę. Ach śpij kochanie to film poprawny, ale nie jest szczególnie wybitny. Daleko mu do świetnego Jestem mordercą czy ciekawego Czerwony pająk.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj