Kensi Blye, podobnie jak Callen i Sam w serialu obecni są od samego początku. O ile jednak wyemitowano już wiele odcinków dotyczących przeszłości męskiego duetu agentów NCIS, tak Kensi zawsze pozostawała w tle. Grająca ją piękna Daniela Ruah nie robiła jednak wyłącznie za ładne, kobiece tło w serialu stacji CBS (aczkolwiek jej "walory" wykorzystywane zostały wielokrotnie). Cieszy więc, że scenarzyści w końcu docenili jej bohaterkę w odpowiedni sposób. Odcinek zatytułowany „Blye K.” składał się z dwóch części, emitowany był przez dwa tygodnie i w całości skupił się na przeszłości Kensi.
Dość zaskakujące było dla mnie połączenie jej wątku z Owenem Grangerem. Już w poprzednich odcinkach dało się odczuć, że jego z pozoru „zła” strona ma pewne uzasadnienie i nie pojawił się w Los Angeles bez powodu. Nie przypuszczałem jednak, że jego główne motywy są tak blisko związane z samą Kensi. Jak zapisano w scenariuszu, agentka Blye do NCIS wstąpiła 5 lat temu, w 2007 roku, dlatego też jedyną możliwością na napisanie sensownej historii była jej przeszłość, a właściwie przeszłość jej rodziny. Nie był to zbyt oryginalny pomysł (wielokrotnie wałkowany przy szukaniu odpowiedzi na temat swojego życia przez Callena), ale rozwinięty został w miarę sensownie.
[image-browser playlist="604542" suggest=""]
© CBS 2012
Mimo, że historia była stosunkowo ciekawa i wciągająca, jestem zdania, że spokojnie zmieściłaby się w jednym odcinku. Scenarzyści fabułę rozciągnęli jednak na dwie serialowe godziny, przez co momentami było czuć monotonię. Szczególnie nie podobał mi się cliffhanger na zakończenie części pierwszej. Wyraźnie zabrakło w nim pomysłu, a samo postrzelenie Kensi zrealizowano w bardzo przeciętny i sztuczny sposób. Fabularnie „Blye K.” rozwijał się dość wolno i nie był napakowany akcją aż tak bardzo, jak poprzednie epizody. Kensi zmuszona była walczyć z tajemniczą przeszłością swojego ojca i zarzutami morderstwa, aż w końcu sama znalazła się "na celowniku".
W dwugodzinnym odcinku niezwykle ważna była rola Grangera. Momentami nieco przerysowana, bo asystent dyrektora NCIS działający na własną rękę wyglądał mało przekonująco. Wyjaśnienie motywów jego współpracy i ostatecznie pomocy Kensi było jednak odpowiednie. Mało tego, wygląda na to, że bohater w serialu zagości na dłużej. Swoje pięć minut w tym odcinku miał też ulubieniec fanów "NCIS: LA" – Deeks, zmuszony do jeżdżenia na tylnym siedzeniu samochodu głównych bohaterów. W decydujących momentach żarty ostawione zostały na bok, a Deeks potrafił zachować się wobec Kensi jak prawdziwy partner, a jednocześnie przyjaciel.
[image-browser playlist="604543" suggest=""]
© CBS 2012
W poszukiwaniu nowych pomysłów na ciekawe scenariusze, twórcy zrealizowali jeden z ostatnich, oczywistych wątków do poruszenia. Zabrali się za jedynego bohatera (a właściwie bohaterkę) z nieodkrytą przyszłością realizując wokół niej odcinek. Czyżby kończyły się pomysły? Niekoniecznie. Druga część 3. sezonu Agentów NCIS: Los Angeles pokazuje, że poziom w porównaniu z jesienią poszedł w górę. Na dobre ostawiono wątki Rumunii i Sama, szukając nowych rozwiązań. Oby tak dalej.
Ocena: 7/10