Agenci NCIS: Los Angeles – 03×16-17
NCIS: Los Angeles to serial, jakiego po zakończeniu NCIS: Los Angeles brakowało w amerykańskiej telewizji. Trudno szukać drugiej takiej produkcji, która jest proceduralem tak bardzo nastawionym na akcję. Potwierdzają to w każdym sezonie, a ostatnie dwa odcinki skupione zostały wokół jednej z głównych bohaterek.
NCIS: Los Angeles to serial, jakiego po zakończeniu NCIS: Los Angeles brakowało w amerykańskiej telewizji. Trudno szukać drugiej takiej produkcji, która jest proceduralem tak bardzo nastawionym na akcję. Potwierdzają to w każdym sezonie, a ostatnie dwa odcinki skupione zostały wokół jednej z głównych bohaterek.
Kensi Blye, podobnie jak Callen i Sam w serialu obecni są od samego początku. O ile jednak wyemitowano już wiele odcinków dotyczących przeszłości męskiego duetu agentów NCIS, tak Kensi zawsze pozostawała w tle. Grająca ją piękna Daniela Ruah nie robiła jednak wyłącznie za ładne, kobiece tło w serialu stacji CBS (aczkolwiek jej "walory" wykorzystywane zostały wielokrotnie). Cieszy więc, że scenarzyści w końcu docenili jej bohaterkę w odpowiedni sposób. Odcinek zatytułowany „Blye K.” składał się z dwóch części, emitowany był przez dwa tygodnie i w całości skupił się na przeszłości Kensi.
Dość zaskakujące było dla mnie połączenie jej wątku z Owenem Grangerem. Już w poprzednich odcinkach dało się odczuć, że jego z pozoru „zła” strona ma pewne uzasadnienie i nie pojawił się w Los Angeles bez powodu. Nie przypuszczałem jednak, że jego główne motywy są tak blisko związane z samą Kensi. Jak zapisano w scenariuszu, agentka Blye do NCIS wstąpiła 5 lat temu, w 2007 roku, dlatego też jedyną możliwością na napisanie sensownej historii była jej przeszłość, a właściwie przeszłość jej rodziny. Nie był to zbyt oryginalny pomysł (wielokrotnie wałkowany przy szukaniu odpowiedzi na temat swojego życia przez Callena), ale rozwinięty został w miarę sensownie.
[image-browser playlist="604542" suggest=""]
© CBS 2012
Mimo, że historia była stosunkowo ciekawa i wciągająca, jestem zdania, że spokojnie zmieściłaby się w jednym odcinku. Scenarzyści fabułę rozciągnęli jednak na dwie serialowe godziny, przez co momentami było czuć monotonię. Szczególnie nie podobał mi się cliffhanger na zakończenie części pierwszej. Wyraźnie zabrakło w nim pomysłu, a samo postrzelenie Kensi zrealizowano w bardzo przeciętny i sztuczny sposób. Fabularnie „Blye K.” rozwijał się dość wolno i nie był napakowany akcją aż tak bardzo, jak poprzednie epizody. Kensi zmuszona była walczyć z tajemniczą przeszłością swojego ojca i zarzutami morderstwa, aż w końcu sama znalazła się "na celowniku".
W dwugodzinnym odcinku niezwykle ważna była rola Grangera. Momentami nieco przerysowana, bo asystent dyrektora NCIS działający na własną rękę wyglądał mało przekonująco. Wyjaśnienie motywów jego współpracy i ostatecznie pomocy Kensi było jednak odpowiednie. Mało tego, wygląda na to, że bohater w serialu zagości na dłużej. Swoje pięć minut w tym odcinku miał też ulubieniec fanów "NCIS: LA" – Deeks, zmuszony do jeżdżenia na tylnym siedzeniu samochodu głównych bohaterów. W decydujących momentach żarty ostawione zostały na bok, a Deeks potrafił zachować się wobec Kensi jak prawdziwy partner, a jednocześnie przyjaciel.
[image-browser playlist="604543" suggest=""]
© CBS 2012
W poszukiwaniu nowych pomysłów na ciekawe scenariusze, twórcy zrealizowali jeden z ostatnich, oczywistych wątków do poruszenia. Zabrali się za jedynego bohatera (a właściwie bohaterkę) z nieodkrytą przyszłością realizując wokół niej odcinek. Czyżby kończyły się pomysły? Niekoniecznie. Druga część 3. sezonu Agentów NCIS: Los Angeles pokazuje, że poziom w porównaniu z jesienią poszedł w górę. Na dobre ostawiono wątki Rumunii i Sama, szukając nowych rozwiązań. Oby tak dalej.
Ocena: 7/10
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat