American Crime” to nowa produkcja ABC, której scenarzystą jest John Ridley, zdobywca Oscara za film "Zniewolony. 12 Years a Slave". Nie jest to jednak jego pierwsza przygoda z telewizją - Ridley już wcześniej tworzył scenariusze do seriali, na przykład "Brygady ratunkowej". Jego „American Crime” w ramówce stacji zajęło miejsce popularnego „Sposobu na morderstwo” i podjęło próbę sprostania wygórowanym oczekiwaniom widzów przyzwyczajonych do świetnej kryminalnej historii oglądanej w środowe wieczory. I pod tym względem „American Crime” zdecydowanie nie zawodzi, chociaż jest serialem ze wszech miar różnym. Pilotażowy odcinek rozpoczyna się telefonem zaniepokojonego mężczyzny, który podejrzewa, że jego sąsiedzi mogą być martwi. Chwilę później Russ Skokie zostaje niespodziewanie wyrwany ze snu w środku nocy. Musi czym prędzej jechać do Modesto w Kalifornii, by potwierdzić, czy znalezione przez policję ciało należy do jego syna, Matta. Już w tym momencie widać pierwszy wyróżnik "American Crime". Chociaż z jednej strony powiela popularny ostatnio schemat, w którym podczas jednego sezonu śledzimy próby rozwiązania jednej kryminalnej zagadki, to prezentuje go z innej strony. Głównymi bohaterami nie są tu policjanci, prawnicy czy detektywi biorący udział w śledztwie, lecz zwykli ludzie z różnych powodów połączeni ze sprawą i ofiarami. To z ich perspektywy poznajemy historię, to ich życiowe problemy i wybory są jej motorem napędowym. Stopniowo dowiadujemy się, jaka jest ich rola w całej intrydze. Wątek morderstwa jest tak naprawdę tylko pretekstem do pokazania życia bohaterów, nicią, która łączy ich w danym miejscu i czasie. „American Crime” jest bardziej studium nad ludzkim charakterem i psychiką niż zagadką kryminalną. [video-browser playlist="669161" suggest=""] Serial opowiada historie bohaterów pochodzących z różnych grup społecznych i etnicznych. Z jednej strony mamy więc rodzinę mechanika Gutierezza, który robi wszystko, by jego dzieci nie „zaprzyjaźniły” się z lokalnymi gangami i żyły uczciwie, z drugiej zaś - toksyczną parę narkomanów, która ściany swojego paskudnego mieszkania ozdabia stronami z kolorowych gazet i która dla kolejnej działki gotowa jest zrobić wszystko. Po pierwszym odcinku trudno znaleźć postać, o której można by powiedzieć, że jest pozytywna. Bohaterów niełatwo jest rozszyfrować, ich osobowości są złożone, a motywy działania - nie zawsze racjonalne. Relacje międzyludzkie nie należą w „American Crime” do łatwych. Problem rasy i przynależności jest w tym serialu bardzo ważny. Konflikty na linii biali mieszkańcy miasteczka – Afroamerykanie – Latynosi są swego rodzaju tłem tej opowieści, a w przyszłości mogą też wpłynąć na osąd niektórych wydarzeń czy sytuacji. Nie jest to serial, który łatwo się ogląda. Prezentowane na ekranie emocje nie są w żaden sposób tłumione czy wygładzane. Nie ma tu malowniczego płakania wprost do kamery. Dzięki temu już na początku odcinka rozpacz Russa jest jednocześnie naturalna i przejmująca. Ludzkie dramaty rozgrywają się w „American Crime” po cichu i w samotności. Czytaj również: Solidny start „American Crime” w czwartek – wyniki oglądalności Pilotażowy odcinek „American Crime” jest zapowiedzią ciekawego, niekoniecznie kryminalnego serialu. John Ridley otwiera w nim wiele ścieżek, którymi historia może podążyć, a kreowani przez niego bohaterowie wydają się być interesujący. Pytanie tylko, czy tacy pozostaną i czy uda im się udźwignąć ciężar serialu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj