Elly Conway (Bryce Dallas Howard) to autorka szpiegowskich bestsellerów, która pracuje właśnie nad piątym tomem powieści o agencie Argylle (Henry Cavill). Kobieta jest bardzo skryta. Lubi samotne wieczory w swoim domu ze szklaneczką whisky w ręce, komputerem i kotem Alfie. Okazuje się jednak, że fikcyjne wydarzenia, o jakich Elly pisze w swoich książkach dziwnym trafem pokrywają się w stu procentach z działaniami tajnej organizacji szpiegowskiej. Kobieta przewiduje wydarzenia o znaczeniu globalnym. Nic więc dziwnego, że szefostwo postanawia ją uprowadzić. Na ratunek przybywa jej tajemniczy mężczyzna Aiden (Sam Rockwell), który jest również szpiegiem, tyle że w niczym nie przypominającym Argylle'a z jej powieści. Elly nagle staje w środku wydarzeń rodem ze swoich książek. W jej głowie fikcja zaczyna przeplatać się z rzeczywistością.

Brytyjski reżyser Matthew Vaughn takimi filmami jak Kick-Ass czy Kingsman: Tajne służby pokazał, że dobrze się czuje w kinie akcji, a do tego ma do niego zwariowane i świeże podejście. Niewątpliwie widać w tym wszystkim komiksowy sznyt. Na swój nowy projekt wybrał twórczość autorstwa tajemniczej Elly Conway. Choć film, jaki nakręcił na podstawie scenariusza Jasona Fuchsa, twórcy takich produkcji jak Epoka lodowcowa 4: Wędrówka kontynentów 3D czy Piotruś. Wyprawa do Nibylandii, nie ma nic wspólnego z książką przez nią napisaną. Jest to raczej opowieść o samej autorce i fikcyjnej przygodzie, jaka jej się przydarzyła. Agent Argylle to jedynie jej fikcyjne alter ego, dzięki któremu przeżywa niebezpieczne, ale za to pasjonujące przygody, realizując tajne misje, od których zależy los całego świata. Widać, że pisząc scenariusz Fuchs wzorował się na takich klasykach jak Miłość, szmaragd i krokodyl oraz jej kontynuacji, czyli Klejnocie Nilu. Problem polega na tym, że autor wprowadził tu także dużo twistów, co już w połowie filmu zniechęca widza do dalszego przeżywania tej przygody. Matthew Vaughn kompletnie przestrzelił. Ja rozumiem, że konwencja Argylle. Tajny szpieg miała być podobnie jak w Kingsman prowadzona cały czas z przymrużeniem oka, ale reżyser przesadził. Postaci, jakie pojawiają się na ekranie łącznie z Elly i Aidenem szybko nam obojętnieją. A gdy twórcy wprowadzają wielki zwrot akcji związany z Elly, o którym nie chcę wam tu pisać, by nie spojlerwać, to widz przewraca tylko oczami i w bezsilności opada na fotelu. Reżyser stara się nas jeszcze zainteresować mniejszymi twistami, scenami mającymi nas wprowadzić w ekstazę ze względów wizualnych czy choreograficznych, lecz marne jego trudny. Całość jest nudna i niemiłosiernie się dłuży.

Nie pomaga nawet liczna obsada. Bryce Dallas Howard i Sam Rockwell tworzą bardzo niedobraną parę. Ten duet sprawdza się przez jakieś 30 minut fabuły, a później już tylko drażni. Samel L. Jackson praktycznie wszystkie sceny odgrywa, siedząc przy wielkim biurku, oglądając mecze Lakersów a Bryan Cranston gra złowieszczą wersję Hala ze Zwariowanego świata Malcolma. Jedyną osobą, która znakomicie odnajduje się w tej stylistyce jest Henry Cavill. Zwłaszcza jego otwierająca scena z Dua Lipą wypada zabawnie. Co oczywiście było zamiarem reżysera. Problem polega na tym, że mimo to, że lwia część promocji jest oparta na nim, to postaci Argylle’a jest tutaj relatywnie mało. Fani brytyjskiego aktora będą czuli spory niedosyt.

Nie wiem jak to możliwe, ale nawet kot Alfie, który jest prywatnym czworonogiem Vaughna, jest wykorzystany w tym filmie w tak wielu scenach, że przestaje być miłą maskotką i staje się irytujący. Pokazany jest cały czas w ten sam sposób, a często powtarzany dowcip szybko przestaje być śmiesznym. I tak właśnie jest z tym kotem.

fot. materiały prasowe
+17 więcej

Wizualnie Argylle. Tajny szpieg bardzo przypomina trylogię Kingsmana zarówno, jeśli chodzi o realizację scen akcji, sporej ilości slow motion podczas walk i wybuchów jak i samego przedstawienia wnętrz, w których rozgrywa się akcja. Jest ku temu powód, który poznacie oglądając scenę po napisach. Podoba mi się też dobór ścieżki dźwiękowej Matthew Vaughna, która podbija wiele scen, dając im taki kampowy posmak. Oczywiście nie uważam tego za minus, ponieważ właśnie tego oczekuję po produkcjach tego reżysera. Jedyne co mnie drażniło to nadmierne wykorzystanie nowej piosenki The Beatles Now and Then. Apple, który jest jednym z producentów filmu, zbyt mocno chciał ją wypromować. Jest ona w tylu scenach, że wychodząc z kina nie mamy już ochoty jej słuchać.  

Argylle. Tajny szpieg to mocno przestrzelony projekt i druga, moim zdaniem, mocno nieudana produkcja Matthew Vaughna po King’s Man: Pierwsza misja. Rozumiem, że chce on realizować swoje autorskie kino, ale kiedyś było one pełne ciekawych rozwiązań i interesujących historii. Teraz wszystko wygląda już tak samo. Brakuje tu oryginalności, jaka go kiedyś cechowała.  

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj