Odcinek "Canaries" można nazwać ostateczną przemianą Laurel w kogoś, kto nie będzie elementem działającym na niekorzyść serialu. "Arrow" zaczyna trochę dojrzewać.
"
Arrow" ukazuje powrót Vertigo, w którego znów wciela się charyzmatyczny Peter Stormare. W tym przypadku jednak jest to trochę irytujące, bo o ile Vinnie Jones jako Brick sprawdzał się świetnie, a jego potencjał został wykorzystany w 110%, to Stormare się po prostu marnuje. Jego rola jest nijaka, nie ma nawet możliwości rozwoju i zaprezentowania czegoś więcej, na co tego aktora stać. Jest on zaledwie pretekstem do cementowania przemiany Laurel Lance z płaczliwej nastolatki w silną kobietę.
I to właśnie stoi w centrum odcinka. Po raz kolejny muszę ze zdziwieniem przyznać, że Laurel nie irytuje. Jej przemiana, pewność siebie i dojrzewanie potrafią przekonać i wzbudzić u widza emocje, które dalekie są od tego, co do tej pory mogliśmy czuć wobec Laurel. Kluczem były jej halucynacje, w których walczyła z Sarą (Caity Lotz na chwilę powraca do roli zmarłej postaci) - symboliczne uosobienie największych lęków Laurel pokazuje nam bohaterkę z innej perspektywy i pozwala lepiej ją zrozumieć. To nie jest już płaczliwa dziewczyna myśląca tylko o miłości, ale prawdziwa i cierpiąca kobieta, która jest po prostu zagubiona. Laurel w tym odcinku boleśnie przekonuje się do tego, kim ma być w roli Czarnego Kanarka. Zastanawiam się, czy świadomość tego, że nie chce zastąpić Sary, nie zaowocuje ewolucją jej superbohaterskiego wizerunku. Byłoby to zdecydowanie ciekawe posunięcie. Na plus także scena pomiędzy Laurel i jej ojcem - jak przeważnie tego typu momenty w "
Arrow" wypadają przeciętnie, tak teraz czuć było emocje. Prawidłowo.
Równie ważnym motywem odcinka było wyjawienie siostrze Olivera prawdy o tym, kim jest Arrow. Odbywa się to lepiej, niż przypuszczałem, bo zamiast zachowania w stylu rozwydrzonej nastolatki, która rzuca ciętą uwagę i wychodzi z trzaskiem drzwi, mamy dziwnie prawdziwą i dojrzałą reakcję na to, kim naprawdę jest jej brat. Interesująco i wiarygodnie, a co najważniejsze - sama Thea także dzięki temu dojrzewa i być może stanie się postacią ciekawszą niż do tej pory. Wskazuje na to jej reakcja po ataku w jej mieszkaniu oraz wyprawa z Oliverem. Coś takiego może jedynie wpłynąć dobrze na rozwój bohaterki. Oby jednak nie powracał zbyt szybko romans z Royem, który aż nadto wyraźnie jest tutaj sugerowany.
Intrygują spięcia w grupie, które sugerują zmianę dynamiki. Oliver powrócił i sądził, że wszystko będzie jak dawniej, ale wyraźnie widać, że sytuacja uległa nieodwracalnej zmianie. W tym przypadku rozumiem reakcje Felicity i Diggle'a, ale zachowanie Roya wydaje się przesadzone. Zbyt łopatologicznie twórcy starają się widzom zasugerować, że Roy znów będzie walczyć o siostrę Olivera. Do tej pory nigdy tak się mu nie sprzeciwiał, a fakt, że robi to dopiero na oczach Thei, nie jest przypadkiem. Pozostaje kwestia samego Olivera - jak on się zmieni i dopasuje do nowej sytuacji, by działalność grupy wróciła do normy. To ma potencjał na fajny rozwój głównego bohatera, który także może, a nawet musi odrobinę dojrzeć, by stawić czoło Ra's al Ghulowi.
Czytaj również: „Arrow” – twórca opowiada o Atomie
Dostajemy solidny odcinek
"Arrow", który pokazuje niezłą historię, dobrze poprowadzone motywy i jedno wyraźne rozczarowanie - retrospekcje, które nie są tym razem zbyt interesujące. Końcówka jednak pozostawia widza w przeświadczeniu, że dalej może być już tylko lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h