"Arrow" w 15. odcinku potrafi pozytywnie zaskoczyć drobiazgami. Chodzi mianowicie o zachowanie postaci, które nieraz okazywały się bardzo niedojrzałe. Z jednej strony mamy Theę, która bierze sprawy w swoje ręce i podejmuje dość impulsywne decyzje. Tutaj istotne jest przede wszystkim jej wyjawienie prawdy o Sarze, więc odwaga i być może desperacja panny Queen jest godna uwagi. Z drugiej strony, kto by się spodziewał takiej reakcji Laurel? Zamiast wybuchu, płaczu, krzyków i trzaśnięcia drzwiami mamy poważną i przemyślaną reakcję kobiety na tę informację. Może po prostu oczekuję zbyt infantylnych zabiegów po "Arrow", ale fajnie, że twórcy potrafią czasem podejść trochę na serio do tematu. Ray Palmer i Felicity stanowią naprawdę niezły duet. Ich wspólne sceny cieszą, bawią i sprawiają wiele frajdy. Może to chemia pomiędzy aktorami, a może to ich geekowaty charakter, który przekonuje i pozwala delektować się dobrze zazębiającą się relacją. Nigdy nie byłem wielbicielem Olicity, bo jakoś ta para do siebie nie pasowała, a tutaj? Jak najbardziej! Dlatego też zbliżenie Felicity do Raya może okazać się zbawienne dla serialu i popularnej bohaterki, która ostatnio nie potrafiła zachwycić urokiem. Atom robi bardzo pozytywne pierwsze wrażenie. Kostium wygląda nieźle, dobrze wpisuje się w konwencję serialu, a fakt, że pozwala latać, wprowadza wiele ciekawych opcji do rozwinięcia w "Arrow". Wyprawa Olivera i Diggle'a do Nanda Parbat to niestety najgorsze sceny odcinka. Chodzi mianowicie o ich atak na twierdzę Ligi Zabójców, który jest po prostu naiwny. Wiadomo, że to pułapka i Ra's al Ghul nie zawaha się, by poświęcić swoich minionów, by ją zrealizować, ale czemu bohaterowie tego się nie domyślają? Dlatego też wygląda to bardzo źle - scenarzyści z inteligentnych postaci robią w tej chwili amatorów, którzy mają do czynienia z zawodowcami. Można to było rozegrać zdecydowanie lepiej. [video-browser playlist="663722" suggest=""] Sceny w Nanda Parbat mogą się podobać przez samego Ra's al Ghula. Ma on wyśmienitą prezencję i naturalnie nie można odmówić mu charyzmy, jakiej powinniśmy oczekiwać. Ważne jest jednak tutaj to, co widzimy i co słyszymy z jego ust. Scena, w której Ra's wyleguje się w jakiejś cieczy, zmusza widza znającego trochę komiksową historię postaci do zadania pytania - czy to jest słynna Jama Łazarza? Zauważmy, jak twórcy pokazują tę pozornie zwyczajną scenę - nawet całość pokazali z góry, byśmy widzieli wszystko w pełnej okazałości. W połączeniu ze słowami Ra'sa o tym, że ma na karku ponad 100 lat, mamy potwierdzenie tezy o Jamie. I jeśli to się sprawdzi, brawo za formę przedstawienia - prosta, acz skuteczna i intrygująca. Zmusza do myślenia i spekulacji. Sam nie wiem, co do końca myśleć o cliffhangerze. Na pewno jest on szokujący i trudno było spodziewać się takiego obrotu spraw. Argumenty Ra's al Ghula są mimo wszystko przekonujące, bo co jak co, ale Oliver pokazał niezłomność i wytrwałość, która jest godna podziwu. Tylko czy nie jest to trochę naciągane, by z kompletnie obcego Ra's miał robić swojego następcę? I w jakim kierunku miałoby to pójść? Czemu Ra's potrzebuję w ogóle następcy? Ma w końcu córkę (lub córki - nie wiadomo, czy Talia się pojawi...). Intrygujące, ale jednocześnie tak bardzo ryzykowne, że można łatwo wszystko zepsuć, idąc w kierunku abstrakcyjnej przesady. Czytaj również: „Arrow” – w finale sezonu poznamy nowego łotra "Arrow" oferuje dobry, ciekawy i przede wszystkim zaskakujący odcinek, który pozostawia widza w takim zdumieniu, jak pamiętny pojedynek Ra's al Ghula z Oliverem. Końcówka sezonu powinna być emocjonująca.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj