W obydwu epizodach dostajemy zupełnie inne historie. Pierwsza dotyczy szkolenia Team Arrow na pełnoprawnych członków policyjnych szeregów. Drugi natomiast przenosi nas całkowicie w przyszłość, w telegraficznym skrócie pokazując życie córki Olivera i Felicity szybko wracając do głównego wątku znanego z poprzednich odcinków – zapobiegnięcia zamachowi bombowemu. Epizod zatytułowany Training Day w zamierzeniu miał być zapewne lekkim i zabawnym przerywnikiem po wydarzeniach z odcinka, gdzie w końcu poznaliśmy Dantego. I częściowo faktycznie taki był, jednak kilka zabawnych gagów ze szkolenia i lekkość narracji szybko przysłonił sztuczny konflikt między Team Arrow a policjantami. Stąd już po kilku minutach można było swobodnie nakreślić w swojej głowie dalszy ciąg wydarzeń: zaognienie konfliktu, bunt, swoisty rozejm i happy end. Tak też faktycznie było finalnie prowadząc do reaktywacji Team Arrow w roli oddziału specjalnego policji w Star City. Nie zagrała też inna rzecz: Oliver i spółka współpracują z policją już od dłuższego czasu i dopiero teraz zorientowano się, że trzeba ich przeszkolić, dać im odznaki etc.? No nie wyszło to zbyt sensownie… Ciekawszym wątkiem było śledztwo Laurel zainicjowane przez niedawnego sojusznika Olivera – Bena Turnera, a które związane było ze śmiercią Ricardo Diaza. W efekcie dowiadujemy się (poza oczywistą kwestią, że zginął na zlecenie Dante), kto przyłożył rękę do śmierci jednego z największych wrogów Olivera. Końcowa konfrontacja Laurel z Emiko Queen zapowiada niestety schematyczny dość konflikt w rodzinie Queenów. Czego nie wiemy? Tego, jaki będzie jego ostateczny finał i czy na pewno Emiko stanie wraz z Oliverem do walki przeciwko Dantemu.
fot. Jack Rowand/The CW
+1 więcej
Odcinek Star City 2040 przeniósł nas natomiast na całe 40 minut. Poznajemy historię Mii od momentu narodzin, poprzez dzieciństwo i szkolenie jej przez Nyssę Al Ghul, aż po czas „obecny”, czy poszukiwania Felicity. Sporo rzeczy w tym odcinku zupełnie nie zagrało. Poczynając od krótkich ujęć ze szkoleń przez Nyssę i końcowy efekt, czyli umiejętności walki na tym samym poziomie co Oliver (a przypomnijmy - on trenował tylko kilka lat, a ona całe swoje dzieciństwo i nastoletnie życie), poprzez wątpliwą rodzinną intrygę i nienawiść do mścicieli, jak również włamanie się do firmy Galaxy One, aż po sam finał. Dodajmy do tego schematyczność scenariusza i niezbyt udaną realizację (no, może poza niektórymi scenami walk) i dostajemy potwierdzenie, że historia dziejąca się w przyszłości, jest po prostu suchym, mało emocjonującym zapychaczem. Początkowo pomysł na tego rodzaju przerywniki był całkiem ciekawy, ale dziś już wiemy, że prowadzi on fabularnie donikąd i jest tylko ciekawostką, tudzież wariacją na temat przyszłości starych bohaterów i ich potomstwa. Epizody  te są potwierdzeniem słuszności podjętej decyzji o anulowaniu serialu i zakończeniu go na 8 sezonie. Widać, jak na dłoni, że twórcom jest już bardzo trudno wycisnąć z Arrow coś nowego, świeżego i nie powodującego ziewania przed ekranem. Czasem się udawało, jak to było w poprzednim sezonie, no i nie można im odmówić jednego – poziom obecnego sezonu jest o wiele wyższy niż kilku poprzednich, włącznie z legendarnym 4, ale historia jest po prostu słaba i bardzo przewidywalna, a każdy kolejny odcinek wręcz krzyczy nam w twarz, że z Arrow po prostu rozstaniemy się bez żalu. I to jest smutna konkluzja, zwłaszcza że czeka nas jeszcze kilkanaście epizodów włącznie z finałowym sezonem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj