Cliffhanger rodem z horroru ostatecznie zakończył się przegraną Erena i jego porwaniem przez Reinera i Bertholdta, a także uprowadzeniem Ymir i generalnym upadkiem morałów Zwiadowców, o licznych ranach nie wspominając. Zrozpaczona Mikasa z trudem przełyka prawdę o tym, że pogoń za Tytanami na własnych nogach jest bezsensowna, a konie są po drugiej stronie muru (co prowokuje pytanie o sposób ich przenoszenia, a zbyt realistyczny on nie jest). Z braku lepszej roboty pozostało nic innego, jak rozpamiętywanie przeszłości oraz bądź co bądź trudnego charakteru Erena. Odcinek The Hunters opowiada rzekomo o łowcach, choć tak naprawdę niewiele tu łowów. Po ostatnim rewelacyjnym epizodzie pełnym walki, oczywiste było, że trzeba też odrobinę przystopować i dać wytchnąć bohaterom. Ci nie mają jednak wiele do roboty, a widz ma okazję zobaczyć ponownie szczenięce lata Ereny, Mikasy i Armina. To może nie tyle zapchajdziura, ale przypomnienie, jak śmieszne były kiedyś problemy bohaterów w porównaniu z czasami obecnymi, a żołnierze zamiast bronić ludzkości przed Tytanami po prostu pili i cieszyli się życiem. Znaczące są słowa Hannesa o tym, że walczy o powrót do tamtych dni. Poza tym utwierdzamy się w przekonaniu, że Eren nigdy bić się nie umiał, chociaż robił, co mógł, Armin generalnie nie stanowił żadnego zagrożenia, a Mikasa – wręcz odwrotnie, od zawsze jej życiowym celem była obrona Erena przed każdym złem. Ciekawiej robi się później, kiedy na odsiecz przybywa dowódca Erwin z innymi doborowymi Zwiadowcami. W tym momencie objawia się dopiero rewelacyjna idea przenoszenia koni przez mur, a raczej ich wciąganie w windach. Jestem pewna, że żaden koń nie pozwoliłby sobie na oderwanie się od ziemi choćby na wysokość jednego metra (pomińmy już samoloty), a co dopiero na wjazd na mur wielkości Tytana. O ile te konie w ogóle są przytomne, a nie pod wpływem silnych środków uspokajających. A najpewniej mamy po prostu o tym nie myśleć i zająć się fabułą, a nie końmi, bo to nie o nie tutaj chodzi, więc koniec tematu. Po raz kolejny okazuje się, że Hange ma głowę na karku, proponując konkretny plan działania, mający zresztą wiele wspólnego z rzeczywistością. Następny odcinek zapowiada jednak wydarzenia widziane z perspektywy Erena, co sugeruje już ożywienie fabuły. O ile takie mocno przegadane epizody od czasu do czasu muszą się siłą rzeczy pojawiać, o tyle zaczyna irytować fakt, że twórcy ewidentnie dawkują emocje. Ten sezon jest dwukrotnie krótszy od poprzedniego –  fabuła jakby nie było trzyma się wydarzeń z mangi, ale coraz wyraźniejsze jest dążenie twórców do krojenia każdej akcji tak, aby zakończyć wszystkie epizody w najbardziej drażniącym widza momencie. Tym razem nam tego odrobinę oszczędzono, ale kiedy czeka się na każdy odcinek z wielkim zniecierpliwieniem, pewne znużenie zaczyna być już odczuwalne. Najnowszy odcinek Attack on Titan można właściwie streścić w jednym zdaniu – siedzimy i czekamy. Widzowie robią zasadniczo to samo…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj