Marvel Now to opowieść rozpisana na wiele solowych serii, w których Thor, Deadpool, Spider-Man czy Hawkeye sami załatwiają swoje sprawy, kilka „drużynowych”, gdzie mamy X-Men, Avengers i Strażników Galaktyki, i wreszcie crossovery, czyli punkty kulminacyjne, w który wszystkie albo przynajmniej większość tych historii spotyka się od czasu do czasu, zazwyczaj by efektownie wybuchnąć. Była już Infinity z Thanosem, była Avengers. Birth of Ultron, All New X-Men: Battle of the Atom z X-Men, a ostatnio Original Sin, teraz zaś w Uncanny Avengers Volume 5: Axis Prelude wreszcie zamyka się wątek Red Skulla, który posiadł moce profesora Xaviera. Generalnie sprawdza się to raz lepiej (Nieskończoność), raz gorzej (Bitwa atomu), spełnia jednak swoją rolę – tętna, w którym bije ta wielka opowieść uniwersum Marvela. Axis to przykład crossoveru ciekawego. Czy gdyby go sobie darowano, wiele byśmy stracili? Nie. Ale skoro już tu jest, można rzucić okiem. Pierwsze wrażenie będzie takie,  że to w sumie pomysł z cyklu „oczywiste oczywistości” w komiksach, a więc odwrócenie ról, gdzie ci dobrzy stają się złymi, a ci źli odnajdują w sobie chęć czynienia dobra. Gdy się jednak wgryźć w tę historię, doceni się choćby Carnage’a czy Deadpoola, teraz w wersji Zenpool, trzeba też przyznać, że wielkie mordobicie z Red Onslaughtem jest nad wyraz efektowne.
Źródło: Egmont
Przy czym trudno nie zauważyć, że sam scenariusz Avengers i X-Men - Axis sprowadzał się dokładnie do słów: mordobicie z Red Onslaughtem. Przynajmniej w pierwszej części, gdzie w tle mamy wielkiego stwora z czerwoną czaszką zamiast głowy, z mnóstwem macek i takich tam. Nasi bohaterowie zaś na zmianę próbują się z nim mierzyć, a w przerwach rozmawiają między sobą – i stąd biorą się w ogóle dialogi. Napięcia w tym niewiele, jak to w bitwach w komiksach superbohaterskich, bo zagrożenie jest wielkie, sytuacja dramatyczna, nie przekłada się to jednak jakoś na liczbę ofiar, a jedynie na narzekanie.
Scenarzysta tego chaosu, Rick Remender, wyciągnął z potencjału tej historii tyle, ile tylko się dało. Dobrze rozpisane są tu napięcia między postaciami, a przemiany, które w nich zaszły zazwyczaj wchodzą głębiej, niż zwykłe odwrócenie charakteru. Cała armia rysowników zaś, z Adamem Kubertem na czele, zadbała natomiast o to, by nasze oczy miały co chłonąć. Czy jest się czym zachwycać? Nieszczególnie. Na co narzekać? Też jakoś nie bardzo. Ot, czytadło, całkiem przyjemne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj