Choć sezon 4 był jednym z nudniejszych w historii Bates Motel, trzeba przyznać, że jego zakończenie znów podsyciło ciekawość widza i sprawiło, że wyczekiwaliśmy kolejnego. W końcu zmierzamy bezpośrednio do wydarzeń znanych nam z Psycho Alfred Hitchcock, co sprawia, że wszyscy fani zacierają ręce – przecież od samego początku czekaliśmy na to, by zobaczyć, w jaki sposób twórcy Bates Motel wyprowadzą serialowe wątki na ostatnią prostą. Piąty, finałowy sezon ma szansę być najlepszym. W ramach przypomnienia: Norma Bates nie żyje, jednak niemogący się z tym pogodzić Norman wykopuje ciało matki z grobu i zabiera się za jej balsamowanie. Chce w ten sposób uwiecznić wizerunek matki i sprawić, by była przy nim zawsze. I tak, poza trupem w piwnicy, Norman ma za codziennego towarzysza widmo swojej matki, z którą gawędzi sobie tak, jakby nic się nigdy nie stało. To punkt wyjścia do sezonu 5, rozgrywającego się około dwóch lat po pogrzebie Normy, podjęty już w pierwszym odcinku nowej odsłony. Odcinek numer jeden jest bardzo dobrze nakręcony. Kamera najczęściej podąża za Normanem, utrzymując widza w złudzeniu, jakie chłopak sam sobie imaginuje. Widzimy suto zastawiony stół, obiadki gotowane przez mamę, słyszymy muzykę, oglądamy bajeczne promienie słońca rozświetlające ponury dom i patrzymy na Normę i Normana, którzy jak zwykle są sobą zafascynowani. Raz na jakiś czas kamera jednak zdradza, że to wszystko jest złudzeniem, a dom zrobił się jeszcze bardziej ponury, niż pamiętamy go z poprzednich sezonów – bród, smród i muchy są wszechobecne, ponieważ Norman nie radzi sobie w roli gospodarza. Wyszło to naprawdę dobrze i pozwala nam mieć pełną świadomość sytuacji. Jako fanka gry aktorskiej Vera Farmiga bardzo się cieszę, że jednak te pozytywne wizje przeważają – możemy wciąż oglądać Normę taką, jaką znamy – roztargnioną, zabieganą. Co prawda odgrywanie trupa w piwnicy również przychodzi jej dobrze, jednak w układzie, gdy pozostaje to jej jedyną rolą, mamy nagle zdecydowanie za dużo Normana na ekranie. I z całym uznaniem dla świetnej kreacji Freddie Highmore – ta postać jest po prostu koszmarnie irytująca.
A&E
Bates Motel
W pierwszym odcinku co jakiś czas zostawiamy sielankowe wizje Normana, by zorientować się, co się dzieje u pozostałych bohaterów. Dowiadujemy się na przykład, że Emma i Dylan mają córeczkę i dobrze im się wiedzie. Dowiaduje się też o tym Caleb, ojciec chłopaka, który przyjechał do młodego małżeństwa w odwiedziny. Niestety, jak to zwykle przy jego postaci bywa, zostaje przestawiany z kąta w kąt, co prawdopodobne poskutkuje złożeniem wizyty w motelu Batesów (bo w końcu gdzie indziej może się udać?). Już czekam na tę konfrontację, bo niechybnie w serialu nastąpi – cała wesoła rodzinka z Seattle, choć wydaje się to niemożliwe, nie wie, że Norma nie żyje, a w końcu musi się przecież dowiedzieć. Emma i Dylan na pewno nie zostali przywołani przypadkiem i będą istotni w piątym sezonie. Mam tylko nadzieję, że wątek tej strony rodziny zostanie przedstawiony trochę inaczej niż do tej pory, a ich postacie faktycznie odegrają role ważniejsze niż wzajemne flirtowanie ze sobą. Na drewnianą grę aktorską Max Thieriot chyba trzeba będzie w dalszym ciągu przymykać oko, bo nic nie wskazuje na to, że coś się tutaj zmieni. To, co bardzo dobrze wyszło w pierwszym odcinku, to zarysowanie kondycji psychicznej Alexa Romero, który odsiaduje wyrok w więzieniu za krzywoprzysięstwo. Ujęcia z nim związane są zazwyczaj nieme, przedstawione w ponurych i depresyjnych barwach (nie ma co się dziwić: skoro facetowi zawaliło się całe życie na pewno nie ma powodu, by widzieć wokół siebie promienie słońca i słyszeć ćwierkające ptaki). Surowe kadry i determinacja w oczach bohatera utwierdzają nas w tym, że będzie miał jeszcze dużo do powiedzenia. Odkąd w zeszłym sezonie próbował zbić Normana na kwaśne jabłko, kibicuję mu z całego serca. Tylko niech tym razem zrobi to skutecznie. Niestety – albo stety – skoro serial stanowi prequel do filmu z lat 60., prawdopodobnie nie wydarzy się w nim nic, co zachwiałoby znaną nam już fabułą. Norman musi przeżyć, w przeciwieństwie do wszystkich postaci wykreowanych w serialu – ich losy zależą tylko od widzimisię twórców. W pierwszym odcinku pojawiło się jeszcze więcej dodatkowych bohaterów – anonimowy niedoszły zabójca Normana, ekspedientka, której młody Bates wpadł w oko, a także mężczyzna, który wynajmuje pokój w motelu do celów romansowych. Wiedząc, że dziewczyna ze sklepu nazywa się Loomis i ma męża, możemy wywnioskować sobie, iż tymże mężem jest właśnie lowelas z motelu. Skoro w tym sezonie ma pojawić się Marion Crane (Rihanna), dlaczego pominąć jej filmowego kochanka? Podoba mi się ten szereg nowości i czekam na rozwój wydarzeń z nimi związanych. Pierwszy odcinek, choć nie był przepełniony wartką akcją, zdecydowanie przykuł uwagę i oglądało się go z dużym zainteresowaniem. Na pewno miał na to wpływ duży przeskok w fabularnym czasie – pełne skupienie to automatyczna reakcja, gdy chce się nadrobić braki w wiedzy o życiu bohaterów, których tak dawno nie widzieliśmy. Zakończenie pozostaje naprawdę super i wywołuje dreszczyk na plecach – Norman w końcu dowiaduje się, że Romero zrobi wszystko, by go zniszczyć, a płatny zabójca, którego zlikwidowali wraz z widmową Normą, był wysłany właśnie przez niego. Przerażenie w oczach chłopaka udziela się widzom, a ja nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji w tym kierunku i trzymam kciuki za misję szeryfa. Następny odcinek już za tydzień. Mam nadzieję, że wreszcie wskoczymy w naprawdę fajną akcję.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj