"Batman Vol. 5: Zero Year - Dark" jest bezpośrednią kontynuacją tomu o podtytule „Tajemnicze miasto”, który zakończył się pokonaniem Red Hooda. Naturalnie, tuż przed „śmiercią” złoczyńca informuje Batmana, że to nie koniec. Można to rozumieć w wieloraki sposób – Red Hood powróci, ale pod inną postacią; przed Mrocznym Rycerzem jeszcze potężniejszy przeciwnik, czyli Riddler, i – ostatecznie – to dopiero początek przygód Batmana. W końcu to jego geneza. Nie jestem wielkim fanem tej historii, uważam, że jest ona opowiedziana niedostatecznie dobrze jak na origin tak znanego superbohatera, szczególnie że poprzedni komiks traktujący o początkach Mrocznego Rycerza autorstwa Franka Millera jest jednym z najbardziej znanych i kultowych tytułów. Oczywiście seria Nowe DC Comics siłą rzeczy wymaga od Scotta Snydera nowej historii bohatera, która odcinałaby się od tej sprzed flashpointowych wydarzeń. Tak też się dzieje – w przeciwieństwie do klimatycznego, ale spokojnego „Roku pierwszego” Franka Millera Batman Vol. 5: Zero Year - Dark Snydera jest wielki (serio, sam drugi tom ma 240 stron!), wybuchowy i epicki. Ale niekoniecznie wychodzi to historii na dobre. Gotham zostaje skąpane w ciemności, po ulicach grasuje tajemniczy morderca, a Batman musi do tego stawić czoło także policji, która uznała go za wroga publicznego numer 1. Gdy wreszcie okaże się, że za wszystkim stoi Riddler, a miasto legnie w gruzach, by rozpocząć zupełnie nową epokę (stąd tytułowy rok zerowy), wszyscy będą musieli stanąć na nogi, by pokonać zło.
źródło: materiały wydawcy
  Do tej pory wszystkie historie Snydera były przyziemne, klimatyczne, czasem przerażające – szczególnie dwutomowa historia o Trybunale Sów, ale także Batman vol.2 Death of the Family. Zaś początek „Tajemniczego miasta” obiecywał postapokaliptyczną wizję Gotham, w której Batman w poniszczonym stroju broni sprawiedliwości. Nie do końca tak się dzieje – Gotham staje się świadkiem komicznego widowiska, w którym obywatele, by uwolnić się spod tyranii Riddlera, muszą zadać mu zagadkę, której nie będzie w stanie odgadnąć. Brzmi to prędzej jak fabuła kolejnej powieści z cyklu young-adult, ale cóż – przynajmniej wygląda widowiskowo, bo do pracy trio Capullo–Miki–Plascencia przyczepić się nie można. Rysunki wyglądają po prostu dobrze! Szczególnie panorama Gotham skąpanego w fioletach, pomarańczach i zieleni prezentuje się naprawdę ładnie i tym bardziej interesująco, że widzimy przecież zniszczone miasto. Nie mówiąc już o tym, że niektóre kadry (podobnie jak w poprzednim tomie) wyjęte są żywcem z kultowych komiksów, w tym z Dark Knight Returns Franka Millera. Tak więc najsłabszym ogniwem jest właśnie Snyder, który jak zwykle dwoi się i troi, by opowiedzieć historię jak najciekawiej. Stąd snucie kilku historii na raz, łączenie ich w lepszy i gorszy sposób. Najmocniejszą stroną (podobnie jak u Millera) jest wątek Gordona, który stara się walczyć z zamaskowanym mścicielem, zaś po tragicznych wydarzeniach jest pierwszym z tych, którzy ostatecznie stają po stronie Batmana. Sama geneza superbohatera jest zrobiona po bożemu, trzyma się niejako tej historii, którą znamy, ale jest odrobinę podrasowana i ładnie narysowana w stylu filmów noir. Najgorzej potraktowany jest niestety Riddler – wciąż czekam na jakąś interesującą historię z jego udziałem, która pokaże, jak niezwykle niebezpieczna jest jego inteligencja w bezpośrednim starciu. Ponadto wersja antagonisty wykreowana przez Snydera i Capullo wygląda po prostu śmiesznie.
źródło: materiały wydawcy
  Śmiesznie wypadają czasem także dialogi. Snyder nigdy nie był w tej dziedzinie mistrzem, więc nie jest to bolesne zaskoczenie, aczkolwiek niektóre momenty potrafią przyprawić o ból głowy, szczególnie gdy Bruce Wayne stara się uzewnętrzniać. Z drugiej strony wiele rozwiązań jest naprawdę dobrych, szczególnie jeśli chodzi o relacje Gordon-Batman i Burce-Alfred. W tej drugiej kwestii wręcz fantastyczne jest zakończenie całego tomu, w którym wizja lokaja może naprawdę wzruszyć. Zobacz również: Oto oficjalny zwiastun „Batman v Superman: Dawn of Justice” w HD! Piąty tom "Batmana" uznaję za najsłabszy – nie jest to może bardzo zła historia, ale z pewnością daleko jej do poziomu poprzednich z serii New 52. Najmocniejszą stroną są zdecydowanie kolory, które zaskakują jak na tak mroczną i brutalną miejscami historię (miła odmiana od mrocznego i brudnego Gotham). Do tego dochodzą jak zwykle dobre rysunki Capullo. Reszta pozostawia niedosyt, szczególnie że opowieść takich rozmiarów mogła stać się równie dobrą genezą co historia Millera. Z pewnością nie tak kultową, bo początki Mrocznego Rycerza przemielone przez wszelkie media nie mogą już zaskakiwać. Snyder jednak podjął się tego zadania i wyszło mu tak sobie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj