„Batman. Rok zerowy – Mroczne miasto” – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 marca 2015Piąty tom zbiorowy serii autorstwa Scotta Snydera wieńczy historię genezy Mrocznego Rycerza. „Batman. Rok zerowy – Mroczne miasto” jest niestety jeszcze słabszy niż poprzedni tom, nie wspominając już o wcześniejszych historiach z serii Nowe DC Comics.
Piąty tom zbiorowy serii autorstwa Scotta Snydera wieńczy historię genezy Mrocznego Rycerza. „Batman. Rok zerowy – Mroczne miasto” jest niestety jeszcze słabszy niż poprzedni tom, nie wspominając już o wcześniejszych historiach z serii Nowe DC Comics.
"Batman Vol. 5: Zero Year - Dark" jest bezpośrednią kontynuacją tomu o podtytule „Tajemnicze miasto”, który zakończył się pokonaniem Red Hooda. Naturalnie, tuż przed „śmiercią” złoczyńca informuje Batmana, że to nie koniec. Można to rozumieć w wieloraki sposób – Red Hood powróci, ale pod inną postacią; przed Mrocznym Rycerzem jeszcze potężniejszy przeciwnik, czyli Riddler, i – ostatecznie – to dopiero początek przygód Batmana. W końcu to jego geneza.
Nie jestem wielkim fanem tej historii, uważam, że jest ona opowiedziana niedostatecznie dobrze jak na origin tak znanego superbohatera, szczególnie że poprzedni komiks traktujący o początkach Mrocznego Rycerza autorstwa Franka Millera jest jednym z najbardziej znanych i kultowych tytułów. Oczywiście seria Nowe DC Comics siłą rzeczy wymaga od Scotta Snydera nowej historii bohatera, która odcinałaby się od tej sprzed flashpointowych wydarzeń. Tak też się dzieje – w przeciwieństwie do klimatycznego, ale spokojnego „Roku pierwszego” Franka Millera Batman Vol. 5: Zero Year - Dark Snydera jest wielki (serio, sam drugi tom ma 240 stron!), wybuchowy i epicki. Ale niekoniecznie wychodzi to historii na dobre.
Gotham zostaje skąpane w ciemności, po ulicach grasuje tajemniczy morderca, a Batman musi do tego stawić czoło także policji, która uznała go za wroga publicznego numer 1. Gdy wreszcie okaże się, że za wszystkim stoi Riddler, a miasto legnie w gruzach, by rozpocząć zupełnie nową epokę (stąd tytułowy rok zerowy), wszyscy będą musieli stanąć na nogi, by pokonać zło.
Do tej pory wszystkie historie Snydera były przyziemne, klimatyczne, czasem przerażające – szczególnie dwutomowa historia o Trybunale Sów, ale także Batman vol.2 Death of the Family. Zaś początek „Tajemniczego miasta” obiecywał postapokaliptyczną wizję Gotham, w której Batman w poniszczonym stroju broni sprawiedliwości. Nie do końca tak się dzieje – Gotham staje się świadkiem komicznego widowiska, w którym obywatele, by uwolnić się spod tyranii Riddlera, muszą zadać mu zagadkę, której nie będzie w stanie odgadnąć. Brzmi to prędzej jak fabuła kolejnej powieści z cyklu young-adult, ale cóż – przynajmniej wygląda widowiskowo, bo do pracy trio Capullo–Miki–Plascencia przyczepić się nie można. Rysunki wyglądają po prostu dobrze! Szczególnie panorama Gotham skąpanego w fioletach, pomarańczach i zieleni prezentuje się naprawdę ładnie i tym bardziej interesująco, że widzimy przecież zniszczone miasto. Nie mówiąc już o tym, że niektóre kadry (podobnie jak w poprzednim tomie) wyjęte są żywcem z kultowych komiksów, w tym z Dark Knight Returns Franka Millera.
Tak więc najsłabszym ogniwem jest właśnie Snyder, który jak zwykle dwoi się i troi, by opowiedzieć historię jak najciekawiej. Stąd snucie kilku historii na raz, łączenie ich w lepszy i gorszy sposób. Najmocniejszą stroną (podobnie jak u Millera) jest wątek Gordona, który stara się walczyć z zamaskowanym mścicielem, zaś po tragicznych wydarzeniach jest pierwszym z tych, którzy ostatecznie stają po stronie Batmana. Sama geneza superbohatera jest zrobiona po bożemu, trzyma się niejako tej historii, którą znamy, ale jest odrobinę podrasowana i ładnie narysowana w stylu filmów noir. Najgorzej potraktowany jest niestety Riddler – wciąż czekam na jakąś interesującą historię z jego udziałem, która pokaże, jak niezwykle niebezpieczna jest jego inteligencja w bezpośrednim starciu. Ponadto wersja antagonisty wykreowana przez Snydera i Capullo wygląda po prostu śmiesznie.
Śmiesznie wypadają czasem także dialogi. Snyder nigdy nie był w tej dziedzinie mistrzem, więc nie jest to bolesne zaskoczenie, aczkolwiek niektóre momenty potrafią przyprawić o ból głowy, szczególnie gdy Bruce Wayne stara się uzewnętrzniać. Z drugiej strony wiele rozwiązań jest naprawdę dobrych, szczególnie jeśli chodzi o relacje Gordon-Batman i Burce-Alfred. W tej drugiej kwestii wręcz fantastyczne jest zakończenie całego tomu, w którym wizja lokaja może naprawdę wzruszyć.
Zobacz również: Oto oficjalny zwiastun „Batman v Superman: Dawn of Justice” w HD!
Piąty tom "Batmana" uznaję za najsłabszy – nie jest to może bardzo zła historia, ale z pewnością daleko jej do poziomu poprzednich z serii New 52. Najmocniejszą stroną są zdecydowanie kolory, które zaskakują jak na tak mroczną i brutalną miejscami historię (miła odmiana od mrocznego i brudnego Gotham). Do tego dochodzą jak zwykle dobre rysunki Capullo. Reszta pozostawia niedosyt, szczególnie że opowieść takich rozmiarów mogła stać się równie dobrą genezą co historia Millera. Z pewnością nie tak kultową, bo początki Mrocznego Rycerza przemielone przez wszelkie media nie mogą już zaskakiwać. Snyder jednak podjął się tego zadania i wyszło mu tak sobie.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat