Batman. Rok zerowy. Tajemnicze miasto to kolejny retelling historii, którą fani Człowieka-Nietoperza znają doskonale z komiksów lub filmów. Za scenariusz albumu odpowiedzialny jest Scott Snyder, który w ostatnich latach dla unowocześnienia i zaprezentowania następnym pokoleniom czytelników postaci Batmana zrobił z pewnością najwięcej. Mocno potrząsnął mitologią Gotham w "Trybunale sów", poszedł na całość w Śmierci rodziny, by wreszcie dołączyć do szacownego grona twórców, którzy opowiedzieli o genezie Batmana. Dodany do recenzowanego tomu fragment scenariusza Snydera uświadamia, jak prestiżowym było dla niego to wyzwaniem i jak bardzo chciałby dać czytelnikom zupełnie nową, niezapomnianą historię.
Pierwsze plansze komiksu intrygują. Obok informacji o cofnięciu fabuły o sześć lat widzimy budynki w chaszczach, Wayne Tower z powybijanymi szybami i zatopiony tunel metra, w którym pływają ryby. Niedługo potem pojawia się Batman wyglądający inaczej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Zamiast high-techowych gadżetów bohater posiada prawdziwie survivalowe wyposażenie. Między nim a młodym mieszkańcem Gotham następuje tajemnicza wymiana zdań. Niestety, dużo więcej się nie dowiemy, za chwilę cofamy się jeszcze dalej w przeszłość, w sam środek wypełniającej kadry akcji. Fani zaznajomieni z mitologią Mrocznego Rycerza od razu zwrócą uwagę na charakterystyczną postać w podłużnym czerwonym hełmie na głowie. To złoczyńca Red Hood, który ze swoim gangiem paraliżuje życie w Gotham. A przeciwstawić stara mu się tajemniczy osobnik w lateksowej, zakrywającej prawdziwe rysy twarzy masce. Z rozmów, które prowadzi przez komunikator, od razu możemy wywnioskować, że mamy do czynienia z Bruce'em Wayne'em. Nie ma on jeszcze na sobie kostiumu Batmana, zyskujemy więc pewność, że te pięć miesięcy, w ciągu których jego rodzinne miasto nabierze postapokaliptycznego wyglądu, będzie kluczowe dla narodzin legendy.
Problem z uczciwą oceną zbieranych w poszczególne tomy historii Snydera jest taki, że są to często wielopoziomowe opowieści, których pełny rozwój można śledzić w przeróżnych seriach pobocznych. To tam dopowiadane są czasami jedynie zarysowane w głównej historii wątki. Te niezamierzone przecież fabularne dziury najbardziej były widoczne w nieco chaotycznej jako samodzielny album Śmierci rodziny. Można więc z żalem stwierdzić, że polski czytelnik nie ma pełnego obrazu wydarzeń. W samym "Roku zerowym" brakuje mi zerowego zeszytu runu Snydera, "Bright New Yesterday". To w nim pokazane było wcześniejsze starcie Bruce'a Wayne'a z Red Hoodem (notabene, złoczyńca wypowiadał tam cudownie intertekstualną kwestię z "historią" w roli głównej). Można przyczepić się też do samego układu Tajemniczego miasta. Album zawiera krótkie historie wypełniające luki w biografii Bruce'a Wayne'a przed jego powrotem do Gotham powszechnie uważanego za martwego. Oryginalnie prezentowane były one pod koniec każdego zeszytu, teraz - w tomie zbiorczym - zostały umieszczone po finale głównej historii, co trochę zaburza efekt stopniowania napięcia. Tyle żalów, a jak prezentuje się sam główny wątek?
[image-browser playlist="612713" suggest=""]
Są plusy i minusy. Zacznę od tych drugich. Brakowało genezy powstania gangu Red Hooda - szkoda, że w żadnym z zeszytów twórcy nie pokazali, w jaki sposób bandyci przejmowali kontrolę nad miastem. Z pewnością można to tłumaczyć ogólną koncepcją "Roku zerowego", o której najwięcej mówi pierwszy z podtytułów - "Tajemnicze miasto". Nie przekonuje też sam motyw duchowej przemiany Bruce’a Wayne’a w Batmana, rozegranej na kilku prawie niemych planszach. Tak naprawdę Bruce Wayne na razie jedynie założył kostium, a z tego, co jest mi wiadome, w kolejnych zeszytach Snyder nie porzuci tego wątku i będzie zgłębiał temat wraz z jego symboliką. Jednak już w Tajemniczym mieście można zauważyć rodzącą się zależność - im większe zagrożenie dla Gotham, tym większa świadomość misji u jego obrońcy. Na duże uznanie zasługują wspomniane wyżej krótkie historie zebrane pod koniec albumu. To geneza rozbita na kilka odsłon, w których twórcy z powodzeniem przekonują czytelników, że Bruce Wayne przeszedł bardzo długą i niebezpieczną drogę, by na jej końcu móc stać się Batmanem. Nieźle wygląda sam główny bohater: po powrocie do Gotham jest bardziej nieokrzesanym zabijaką niż przyszłym biznesmenem, co dobrze uwidacznia podgolony po żołniersku kark. Co wyszło Snyderowi najlepiej, to relacja Bruce-Alfred. Szczególne wrażenie robi scena, w której obydwaj uzewnętrzniają swoje emocje. Zresztą postać kamerdynera od wielu lat nabiera większego znaczenia, co bardzo dobrze widać choćby w najnowszym serialu stacji Fox – Gotham. Ze swoim doświadczeniem, mądrością i momentami, w których przywdziewa maskę bezkompromisowego złośliwca, Alfred Pennyworth staje się największym wsparciem dla młodego Wayne'a. W podsumowującym finał starcia z Red Hoodem dodatku to słowa kamerdynera mówią nam więcej o przemianie i narodzinach legendy niż zestaw symbolicznych kadrów. No i nie zapominajmy o przewijającym się na razie w tle, bardziej niż zazwyczaj złowrogim Edwardzie E. Nigmie.
Czytaj również: Zaskakująca plotka o "Batman v Superman: Dawn of Justice" (SPOILERY)
Mimo że komiks Batman. Rok Zerowy. Tajemnicze miasto nie spełnia wszystkich pokładanych w nim nadziei, to jest niezwykle istotnym składnikiem budowanej od nowa mitologii Mrocznego Rycerza. Można narzekać, że nie do końca przekonują - biorąc pod uwagę wagę historii - dobre, ale na pewno nie wybitne rysunki Grega Capullo. Znacznie ciekawiej wypada w dodatkowych historiach znany z "Amerykańskiego wampira" Rafael Albuquerque. Zaś Scott Snyder na tyle zna się na scenopisarskiej robocie, że potrafi mocno zaintrygować czytelnika. Dzięki rozmaitym smaczkom, tajemniczym kadrom i zaburzonej chronologii niecierpliwie czekamy na dalszy ciąg tej historii. Scenarzysta potrafił zachwycić w "Trybunale sów", tworząc odrębną od kanonu historię, liczę zatem na to, że apokalipsa, którą szykuje dla Gotham w następnych odsłonach "Roku zerowego", przyniesie prawdziwie komiksową ucztę.