Batman. Trzech Jokerów to komiks, który miał wnieść w świat Mrocznego Rycerza i Księcia Zbrodni istną rewolucję. Czy przełom nadszedł? Sprawdzamy w naszej recenzji.
Batman. Trzech Jokerów to bez wątpienia jeden z najbardziej wyczekiwanych komiksów na polskim rynku w ciągu ostatnich lat. Historia jego powstania sama w sobie jest doskonale przeprowadzoną kampanią marketingową: już w maju 2016 roku wydawnictwo DC zasugerowało, że w uniwersum może istnieć aż trzech Książąt Zbrodni. Dopiero po 2 latach scenarzysta
Geoff Johns i rysownik
Jason Fabok wzięli się za realizację pomysłu, a efekt ich pracy w postaci 3 zeszytów serii
Three Jokers ukazywał się w USA od sierpnia do października zeszłego roku. Przez ponad 4 lata miłośnicy świata superbohaterów i złoczyńców zachodzili więc w głowę, jaka jest prawda na temat tożsamości i genezy najsłynniejszego wroga Mrocznego Rycerza. Jakby tego było mało, Johns w licznych wywiadach sugerował, że tworzona przez niego opowieść na zawsze zmieni nasz sposób postrzegania antagonisty. Rzecz w tym, że niezwykle frapujący koncept leżący u fundamentów tej historii nie przynosi szumnie zapowiadanej rewolucji. Owszem,
Trzech Jokerów to dobrze napisany i jeszcze lepiej narysowany komiks, ale rozczarują się ci, którzy liczyli na fabularny przełom i przewrót na miarę
Zabójczego żartu. Johns, co dla niego charakterystyczne, ma wiele intrygujących pomysłów; z ich realizacją, niestety, bywa różnie.
Wyobraźcie sobie świat, w którym w trzech różnych, oddalonych od siebie miejscach dochodzi do jednoczesnego ataku, a sprawca wygląda niemalże identycznie. Joker ma swoich naśladowców? Wspólników? A może to trzy wcielenia tej samej osoby? Działania antagonisty przyciągają uwagę Batmana, który próbuje rozwiązać jedną z największych zagadek, z jakimi przyszło mu się zmierzyć. W toku lektury czytelnik stopniowo odkrywa prawdę na temat tytułowych trzech Jokerów: Przestępcy, Komika i Klauna, poznając ich motywacje, modus operandi i zdając sobie sprawę, że rozszyfrowanie tej tajemnicy wymaga spojrzenia w głąb siebie i podróży po bolesnych wspomnieniach. To właśnie dlatego w sukurs Mrocznemu Rycerzowi przychodzą Barbara Gordon aka Batgirl i Jason Todd aka Red Hood, dawne ofiary przerażającej krucjaty Jokera, do dziś mierzące się z traumami. Razem z głównymi bohaterami będziemy musieli skonfrontować się z antagonistą z Gotham City - tym razem we wszystkich jego inkarnacjach.
Johns czerpie pełnymi garściami z klasycznych opowieści z ugruntowaną już wśród miłośników DC pozycją: wspomnianego wcześniej
Zabójczego żartu,
Śmierci w rodzinie,
Azylu Arkham czy nawet
W cieniu Czerwonego Kaptura. Widać to nie tylko w przyjętej tonacji czy w motywach fabularnych, ale także w sposobie ekspozycji trzech Jokerów, z których każdy wydaje się hołdem dla innego okresu z mitologii Batmana i jego arcywroga. W pierwszej fazie opowieści, w której motorem napędowym siłą rzeczy staje się niezwykle oryginalny pomysł związany z tajemnicą Księcia Zbrodni, scenarzysta radzi sobie doskonale. Możemy przepaść w konwencji detektywistycznej, dobrze nakreślonych twistach fabularnych i atmosferze śledztwa, w którym każdy trop jawi się jak ślepy zaułek. Problemy zaczynają się wówczas, gdy Johns ma przechodzić do rozwiązania zagadki; struktura narracyjna zaczyna się systematycznie rozsypywać. Aura niepokoju zanika, postępowanie Jokerów zostaje ograbione z wiarygodności, a fabularne paliwo w postaci zagłębiania się w psychikę antagonistów ustępuje miejsca schematom znanym z komiksów superbohaterskich. Znacznie mniej już tu Książąt Zbrodni, a to o wiele więcej Batmana. Johns traci odpowiedni balans fabularny pomiędzy najważniejszymi postaciami całej historii, choć z drugiej strony naprawdę sprawnie eksponuje zagubionego jak nigdy i aż do bólu ludzkiego Mrocznego Rycerza. Jestem jednak niemal przekonany, że dla wielu czytelników to stanowczo za mało - przynajmniej w kontekście komiksu, który relację Batmana i Jokera miał wywrócić do góry nogami.
Dużo lepiej wyglądają przygotowane przez Faboka ilustracje. W znakomitym stylu łączy on współczesną kreskę z oddawaniem hołdu dla poprzedników rysujących opowieści o Zamaskowanym Krzyżowcu (podział kadrów!); jestem niemal przekonany, że zachwyceni jego pracami będą zwłaszcza ci, którzy mają dość serwowanych raz po raz w branży komiksowej "udziwnień" wizualnych. Co więcej, fantastycznie prezentujące się postacie i poszczególne plany mają tak dużą moc sprawczą dzięki nałożonym na kolejne plansze kolorom. Gdy trzeba, wypełnia je mrok, by w innym miejscu skupiać naszą uwagę odrobinę jaskrawszą i wyrazistszą barwą.
Batman. Trzech Jokerów jest komiksem opartym na jednym z najciekawszych pomysłów w świecie superbohaterów i złoczyńców, który wprowadza pomost pomiędzy wynikającą z mitologii Mrocznego Rycerza i Jokera tradycją a współczesnością - patrząc z tej perspektywy, mamy tu do czynienia z udaną historią. Gorzej tylko, że opowieść ta jeszcze przed swoim powstaniem urosła do miana mitu, który całkowicie przeobrazi nasze postrzeganie odwiecznych rywali z Gotham City. Aspiracje i oczekiwania na tym polu były tak duże, że po skończeniu lektury przynajmniej część czytelników odczuje lekkie rozczarowanie. W żaden sposób nie zmienia to faktu, że
Trzech Jokerów to mimo wszystko ważny komiks dla każdego szanującego się miłośnika DC. Osobiście wątpię, by nawet po latach ktokolwiek dostrzegł w nim dzieło kultowe - szkoda, przeszło rok temu, wypatrując premiery akurat tej serii, nastawiałem się na to, że w świecie Batmana i Jokera przyjdzie czas na napisanie nowych ikon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h