TVN stworzyło najdroższy serial w historii rodzimej telewizji. Szkoda tylko, że poziom nie jest tak wysoki jak budżet.
Akcja serialu
Belle Epoque rozgrywa się na początku XX wieku. Jan Edigey-Korycki (Paweł Małaszyński) po wielu latach tułaczki po Azji wraca do rodzinnego Krakowa. Nie jest to jednak wizyta sprowokowana tęsknotą za domem. Matka Jana została brutalnie zamordowana przez nieznanego sprawcę. Mężczyzna postanawia rozwikłać zagadkę jej śmierci i ukarać winnego. By tego dokonać korzysta z pomocy rodzeństwa Skarżyńskich, którzy wprowadzając nowoczesne metody w swoim laboratorium kryminalistycznym pomagają policji w rozwiązywaniu zagadek.
Powrót Koryckiego odbija się szerokim echem wśród mieszkańców miasta. Dla każdego z nich Jan to persona non grata, zabójca szanowanego arystokraty Lucjana Morawieckiego. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Lucjan był bratem ukochanej Koryckiego. Pytanie, jakie twórcy stawiają w pierwszym sezonie brzmi: „Co tak naprawdę wydarzyło się podczas pojedynku Jana z Lucjanem?”.
Każdy odcinek to jedna sprawa kryminalna. Jest to miła odmiana, gdyż zwykle jedno morderstwo jest rozwlekane u nas na cały sezon, przez co widzowie szybko tracą zainteresowanie. Tymczasem tu w pierwszym odcinku poszukiwany jest morderca matki Jana, w drugim motywem przewodnim jest zabójstwo kobiety na tle religijnym. Co ciekawe, każde morderstwo ukazane w serialu wydarzyło się naprawdę, jedynie fabuła do niego została stworzona na potrzeby telewizyjnej produkcji.
Belle Epoque to serial z ogromnym budżetem, co widać na każdym kroku. Kostiumy wykorzystane w tej produkcji są wspaniałe i w końcu nie wyglądają jak wypożyczone z jakiegoś podrzędnego teatru. Nadają bohaterom autentyczności, jakiej poprzednim produkcjom brakowało.
Świetnie na ekranie prezentuje się dawno niewidziany w telewizji Paweł Małaszyński. Wiele jego pomysłów zostało wykorzystanych przez scenarzystów. Przysłużyły się do rozwoju jego postaci, a to nadało jej pewnego zadziornego charakteru. Choć miejscami, gdy wymagane jest od Małaszyńskiego okazanie złości, można odnieść wrażenie, że się hamuje. Zwłaszcza w scenach walki. Cieszy powrót na mały ekran Olafa Lubaszenki, który świetnie się prezentuje w roli zadufanego komendanta policji, a dzięki bujnym bokobrodom i wąsom jest trudny do rozpoznania.
Belle Epoque niewątpliwie wypromuje Vanessę Aleksander, której udało się swoją urodą przyćmić zarówno Weronikę Rosati jak i Magdalenę Cielecką. Na wyróżnienie zasługuje także
Eryk Lubos grający Henryka Skarżyńskiego, który dobrze sprawdza się w produkcjach kostiumowych a i z bujnym wąsem mu do twarzy.
Niestety, jako że jest to produkcja TVN, to wszystko jest tu kolorowe, piękne i czyste. Strasznie przeszkadza w odbiorze, że wszyscy ludzie, nawet ci z klasy niższej mają niezniszczone i zawsze wyprasowane koszule. Nawet prostytutki wyglądają prawie tak dobrze jak panie z najwyższych sfer.
Podobnie jest pod względem obrazu. Kadry są zbyt jasne i czyste. Jeśli postawimy
Belle Epoque obok chociażby
Taboo, to różnica jest diametralna. Koprodukcja BBC i FX postawiła na realizm czasu, podczas gdy TVN na czystą rozrywkę. Ich produkcja jest bardziej wyrafinowaną wersją teatru telewizji z elementami akcji. Miejscami bardzo dobrze się ją ogląda, ale jednak nie przyciąga do siebie zbyt mocno. To nie jest jeden z tych seriali, na który co tydzień będziemy czekać z niecierpliwością. Duża w tym rola Michała Gazdy, który zawsze robił seriale ładne wizualnie jak chociażby
Wataha czy
Druga szansa, ale słabsze pod względem scenariuszowym. Tak jest i tym razem. Przynajmniej w pierwszych dwóch odcinkach.
Fot. TVN/Mirosław Sosnowski
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h