Jack Reacher, były major i śledczy żandarmerii, olbrzym o oszczędnych, ale – gdy chce! – zabójczych ruchach, jednocześnie nadzwyczajnie spokojny człowiek i wieczny podróżnik, tropiący zło na własną rękę, ponownie wkracza do akcji. Tym razem los pośle go w pogoń za kimś, kto wepchnął niewinną kobietę pod autobus, zawiedzie w głąb miejskiego zaułka, gdzie na chwilę powstrzyma go spadająca, przerdzewiała drabina przeciwpożarowa, a z czasem do teoretycznie bardzo nowocześnie i humanitarnie prowadzonego więzienia, którego zarząd starannie skrywa swoje brudy. A przynajmniej próbuje, dopóki na drodze nie stanie im ucieleśnienie sprawiedliwości i pomsty pod postacią Jacka Reachera.
Bez planu B całkiem zręcznie łączy kilka przeplatających się wątków, z których (prócz głównego) na pierwszy plan wysuwa się droga przez Stany zagubionego nastolatka. Chłopak wyrwał się z mizernej pieczy rodziny zastępczej z nadzieją na lepszą przyszłość. Jego podróż nie należy do łatwych. Zdecydowanie lepiej, choć po trupach do celu, toczy się podróż pewnego biznesmena, który ma dobry – przynajmniej według niego – powód, by ścigać „złych”.
Ścieżki Jacka Reachera i wspierającej go Hannah Hampton (w tej serii nie ma wyjątku – Reacherowi zawsze pomagają piękne, inteligentne i kobiety), przestraszonego nastolatka i permanentnie wkurzonego biznesmena z zamiłowaniem do napalmu skrzyżują się w małym miasteczku Winson w Missisipi. I nie wszyscy wyjdą z tego spotkania żywi. Ale możemy być pewni, że sprawiedliwości stanie się zadość. Raz jeszcze. Jak zawsze.
Bez planu B to już 28. część cyklu o Jacku Reacherze i z pewnością nie ostatnia. Lektura przygód olbrzyma-trampa o złotym sercu i nieprawdopodobnych umiejętnościach bojowych jest swego rodzaju guilty pleasure – niczym jedzenie ulubionej pizzy, która przez lata już się troszeczkę znudziła, ale przecież wciąż smakuje. Może jest trochę za tłusta i z czasem wchodzi w boczki, ale trudno się od niej oderwać.