Komika można lubić bądź też nie, ale jedno trzeba przyznać - umie grać narcystyczne, przerysowane role. Był jasnym punktem beznadziejnego "Spadaj, tato" i taką samą dobrą robotę robi w Brooklyn Nine-Nine.
Pomysł wyjściowy jest bardzo prosty, choć sitcomów o policjantach nigdy nie było zbyt wiele. Ten przypomina nieco nasz swojski 13 posterunek. Oto widzimy jeden z nieźle radzących sobie posterunków policji na Brooklynie, który ma bardzo oryginalną obsadę - Jake Peralta (w tej roli Andy Samberg) to najlepszy detektyw, jakiego nosiła Ziemia. Jest bystry, skuteczny i przy tym bardzo... dziecinny. Wyścigi na krzesłach za pomocą gaśnic? Jasne! Monolog do kamery, żeby widzieć 10 swoich odbić w telewizorze? A jakże! Robienie sobie jaj z komendanta? Zawsze! Peralta jest trochę stonowanym odpowiednikiem Cezarego ze wspomnianego już polskiego serialu. Samberg doskonale wczuwa się w swoją postać.
Resztę drużyny stanowią: Terry Jeffords (niezły Terry Crews), który boi się własnego cienia, a policyjna robota mocno go stresuje, Charles, Santiago - największa rywalka Peralty - oraz Meghan. Każde z nich to raczej standard w schematach postaci i mamy do czynienia z kliszami, ale dobra gra aktorska autentycznie bawi i śmieszy. Jednym z mocniejszych punktów jest Andre Braugher jako kapitan Holt. Jego niby ostra i surowa postać, a w głębi duszy gej, stanowi ciekawy kontrast do zdziecinniałego Peralty.
Pilotażowy odcinek pokazał, że akcja będzie mieć miejsce nie tylko na posterunku, ale także w terenie, na miejscach zbrodni: w magazynach, mieszkaniach itd. Jest to niezły pomysł i może stanowić siłę produkcji, szczególnie że wbrew pozorom nasi detektywi są naprawdę skuteczni i rozwiązują sprawy kryminalne. Oczywiście nie są one jakieś bardzo wymyślne (niektóre nawet bez motywu), ale to nieważne - wszak serial nadal jest sitcomem, który ma bawić. Tę sitcomowość widać w scenografii i całej konstrukcji fabularnej.
Podsumowując - mamy do czynienia z jedną z najciekawszych premier tego sezonu. Andy Samberg dawno już nie bawił widzów, ale znalazł produkcję dla siebie. Brooklyn Nine-Nine zapewnia niezłą rozrywkę, ogląda się go niezwykle lekko, przyjemnie i z pewną nostalgią do wspomnianego 13 Posterunku. Naprawdę warto!