Główna bohaterka książki, Clariel, ma dużo powodów do wściekłości, a największym z nich jest chyba fakt, że przechodzi okres buntu. Ma siedemnaście lat, choć z dumą twierdzi, że za dwa miesiące będzie już miała osiemnaście, i bardzo nie podoba jej się… no w zasadzie to nic jej się nie podobna – ani to, że matka (jeden z najlepszych złotników w królestwie) zajmuje się tylko pracą, ani to, że ojciec będący całkowicie zależnym od matki nie posiada własnego zdania, ani również fakt, że wraz z rodziną musiała przeprowadzić się do stolicy królestwa, Belisare. Nie podoba jej się również posiadanie służącej i strażnika, ubiór, w jakim powinna chodzić, oraz to, że znów musi udać się do szkoły. W zasadzie trudno przez przynajmniej połowę książki znaleźć coś, co głównej bohaterce się podoba – i ukłon w stronę autora, że mimo dość antypatycznego, rozpuszczonego dzieciaka uczynionego głównym bohaterem powieść nadal intryguje i chce się ją czytać. Później, gdy okazuje się, że Jacel (matka Clariel) zaaranżowała jej małżeństwo z synem Rządcy, wizerunek głównej bohaterki ociepla się nieco w naszych oczach. Samo Stare Królestwo także różni się od tego, które znamy z wcześniejszych książek – stary król zamknął się w pałacu, czekając na spełnienie się przepowiedni Clayrów, czyli na powrót jego zaginionej córki, która przejmie tron i królewskie obowiązki. Sam nie opuszcza swych komnat, zaniedbuje miasto i państwo – na straży pokoju stoją więc prywatne oddziały gwardii poszczególnych cechów, a miastem rządzi Rządca – niefortunnie zarówno on, jak i jego syn są raczej podłej natury. Magia Kodeksu traktowana jest jako coś nieczystego, dobrego dla służby czy pogardzanych czarodziejów, a obecny Abhorsen bardziej zajęty jest polowaniem w lasach niż ściganiem martwych, którzy nie chcą udać się za dziewiątą bramę. To wszystko nie wróży nic dobrego, zwłaszcza że Clariel ma w sobie krew Abhorsenów, a jej pierwsze spotkanie ze Zmarłą kończy się dość dwuznacznie. Potem jest już tylko gorzej – brzemienna w tragiczne skutki kolacja w pałacu Rządcy Kilpa zmusza Clariel do ucieczki z Belisare (pomocy w tym udziela jej prywatny nauczyciel Magii Kodeksu oraz Belathiel, w którego żyłach również płynie krew Pogromców Zmarłych) i udania się do rodzinnej posiadłości Abhrosenów. Ogarnięta wściekłością i żalem, nie posiadając nikogo do pomocy, cały czas planuje zemstę na Rządcy oraz jego rodzinie. Najlepszym sposobem jest zniweczenie jego planu odsunięcia słabego króla od władzy.
Źródło: Wydawnictwo Literackie
  I tu właśnie rozpoczyna się tragedia Zagubionej Abhorsen, bo nie mogąc odnaleźć pomocy znikąd, chwyta się ostatniej szansy i pęta (za cichą namową sprytnego Moggeta, który jak zwykle ma w całej historii swój własny interes) duchy Wolnej Magii, tym samym spaczając Znak Kodeksu otrzymany przy chrzcie. Czy jednak zło można zwalczyć złem? Walcząc o kontrolę, Clariel wdziewa żelazną maskę, która ma uchronić ją przed wpływem Wolnej Magii, i rusza na odsiecz królestwu. Chyba jedynymi mankamentami nowego dzieła Nixa są stosunkowo długi wstęp i nuda w kilku pierwszych rozdziałach. Dopiero później akcja rusza lawinowo i wtedy już trudno się od niej oderwać – sama zaś końcówka historii, ostateczna bitwa i dalsze losy Clariel elektryzują, więc i pozostawiają ogromny niedosyt. Oddziały Rządcy zostały pokonane, uratowano Królestwo, które zyskało nową władczynię, lecz zwycięstwo ma raczej gorzki smak. Czytaj również: Najlepsze współczesne powieści fantasy Garth Nix po raz czwarty powrócił do Starego Królestwa i po raz czwarty zrobił to w doskonałym stylu. „Clariel” jest opowieścią nieco inną niż te, do których autor nas przyzwyczaił, jednak nadal tak samo dobrą – mamy wyraziste postacie, rozbudowany, pięknie opisany świat i fabułę, która ze wszystkich części jest najbardziej wciągająca. Uwolnienie się z czarno-białej wizji świata sprawia, że "Clariel" jest bardziej dojrzałą fantasy niż poprzedni cykl.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj