Prawda jest taka, że decyzja stacji o skróceniu 1. sezonu serialu „Constantine” odbiła się na samej produkcji. Wystarczy porównać to, co otrzymaliśmy przed grudniową przerwą, gdy John i spółka znikali na kilka tygodni z anteny, z tym, co otrzymaliśmy w końcowych odcinkach premierowej serii. W tym pierwszym przypadku mieliśmy dwuodcinkową fabułę „The Saint of Last Resorts”, krwawą, z niezwykle kluczowym wątkiem, a więc ujawnieniem głównego przeciwnika Constantine’a, a także soczystym cliffhangerem. To były, obok „A Feast of Friends”, najlepsze odcinki sezonu. Tymczasem wraz ze zbliżającym się finałem w postaci 13. odcinka można było coraz bardziej się dziwić, bo zamiast przyśpieszenia i podniesienia stawki, wielkiego „bum!” na koniec serii, „Constantine” zwolnił, skupił się na bohaterach i rozbudowywaniu ich historii. To właśnie w tych odcinkach otrzymywaliśmy klasyczne sprawy tygodnia, a główny wątek całej historii spychany był na trzeci czy czwarty plan. Zaskakujące. Na szczęście, choć do „The Saint…” mu daleko, „Waiting for the Man” to powrót do pierwotnej formuły serialu, w której kolejne śledztwa Constantine’a to tylko mniej istotne tło dla prawdziwej rozgrywki. Te historie mają swój klimat - tutaj na przykład dostaliśmy kipiącą od grozy opowieść o maniakalnym zabójcy i małych dziewczynkach. Widać jednak, że tak naprawdę nie o nie chodzi. Tym razem dowiadujemy się, że za głowę naszego bohatera wyznaczono cenę, w całość wmieszał się Papa Midnight, a anioł Manny… jest bardziej aktywny niż na początku tej opowieści.

Czy to dobry odcinek? Jak najbardziej. Papa dorzuca swoje voodoo, w tym zombiaka, a poza tym powraca detektyw Jim Corrigan, którego przemiana w Spectre jest coraz wyraźniej sygnalizowana – to zapowiada świetny wątek w przyszłości! Trzeba też pochwalić to, w jaki sposób Jim i John kończą śledztwo, rozwiewając tym samym wątpliwości, że nasi bohaterowie to rycerze w lśniących zbrojach. Niedosyt jednak pozostaje. Bo serial tak w sumie się urywa, nie oferuje w finale żadnej większej konfrontacji, nie czuje się, że oto zakończyliśmy pewien etap. Ocenę odcinka w ogromnym stopniu podnosi tylko samo zakończenie, z Mannym, bo ten zwrot akcji jest jednym z najważniejszych w tym sezonie, co nadaje całości większego znaczenia. Mimo to „Constantine” pozostaje chyba największym pozytywnym zaskoczeniem ostatnich miesięcy, bo 1. sezon to solidny kawał telewizyjnej grozy, ze świetnym bohaterem i bardzo dobrze prowadzoną fabułą. Czytaj również: Spadek „Hawaii 5-0″ i pożegnanie „Constantine” bez fajerwerków – wyniki oglądalności Tradycyjnie: „Constantine'a” nie można anulować.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj