„Constantine”: sezon 1, odcinek 13 (finał) – recenzja
Pierwotnie "Constantine" nie miał kończyć 1. sezonu na ledwie 13 odcinkach. I to widać, bo choć dzieje się sporo, trudno mówić tu o wielkim finale. Niemniej dostajemy kolejny niezwykle solidny odcinek, z bonusem w postaci olbrzymiego zwrotu akcji.
Pierwotnie "Constantine" nie miał kończyć 1. sezonu na ledwie 13 odcinkach. I to widać, bo choć dzieje się sporo, trudno mówić tu o wielkim finale. Niemniej dostajemy kolejny niezwykle solidny odcinek, z bonusem w postaci olbrzymiego zwrotu akcji.
Prawda jest taka, że decyzja stacji o skróceniu 1. sezonu serialu „Constantine” odbiła się na samej produkcji. Wystarczy porównać to, co otrzymaliśmy przed grudniową przerwą, gdy John i spółka znikali na kilka tygodni z anteny, z tym, co otrzymaliśmy w końcowych odcinkach premierowej serii. W tym pierwszym przypadku mieliśmy dwuodcinkową fabułę „The Saint of Last Resorts”, krwawą, z niezwykle kluczowym wątkiem, a więc ujawnieniem głównego przeciwnika Constantine’a, a także soczystym cliffhangerem. To były, obok „A Feast of Friends”, najlepsze odcinki sezonu.
Tymczasem wraz ze zbliżającym się finałem w postaci 13. odcinka można było coraz bardziej się dziwić, bo zamiast przyśpieszenia i podniesienia stawki, wielkiego „bum!” na koniec serii, „Constantine” zwolnił, skupił się na bohaterach i rozbudowywaniu ich historii. To właśnie w tych odcinkach otrzymywaliśmy klasyczne sprawy tygodnia, a główny wątek całej historii spychany był na trzeci czy czwarty plan. Zaskakujące.
Na szczęście, choć do „The Saint…” mu daleko, „Waiting for the Man” to powrót do pierwotnej formuły serialu, w której kolejne śledztwa Constantine’a to tylko mniej istotne tło dla prawdziwej rozgrywki. Te historie mają swój klimat - tutaj na przykład dostaliśmy kipiącą od grozy opowieść o maniakalnym zabójcy i małych dziewczynkach. Widać jednak, że tak naprawdę nie o nie chodzi. Tym razem dowiadujemy się, że za głowę naszego bohatera wyznaczono cenę, w całość wmieszał się Papa Midnight, a anioł Manny… jest bardziej aktywny niż na początku tej opowieści.
Czy to dobry odcinek? Jak najbardziej. Papa dorzuca swoje voodoo, w tym zombiaka, a poza tym powraca detektyw Jim Corrigan, którego przemiana w Spectre jest coraz wyraźniej sygnalizowana – to zapowiada świetny wątek w przyszłości! Trzeba też pochwalić to, w jaki sposób Jim i John kończą śledztwo, rozwiewając tym samym wątpliwości, że nasi bohaterowie to rycerze w lśniących zbrojach.
Niedosyt jednak pozostaje. Bo serial tak w sumie się urywa, nie oferuje w finale żadnej większej konfrontacji, nie czuje się, że oto zakończyliśmy pewien etap. Ocenę odcinka w ogromnym stopniu podnosi tylko samo zakończenie, z Mannym, bo ten zwrot akcji jest jednym z najważniejszych w tym sezonie, co nadaje całości większego znaczenia.
Mimo to „Constantine” pozostaje chyba największym pozytywnym zaskoczeniem ostatnich miesięcy, bo 1. sezon to solidny kawał telewizyjnej grozy, ze świetnym bohaterem i bardzo dobrze prowadzoną fabułą.
Czytaj również: Spadek „Hawaii 5-0″ i pożegnanie „Constantine” bez fajerwerków – wyniki oglądalności
Tradycyjnie: „Constantine'a” nie można anulować.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat