Continental: W świecie Johna Wicka to serial, któremu nie można odmówić klimatu. Twórcy osadzili go w latach 70. i czerpią z tej epoki pełnymi garściami, nacechowując odcinki atmosferą, muzyką i całą tą specyficznością, która jest z tym związana. To jest coś zupełnie innego niż filmy z serii John Wick, bo twórcy świadomie nawiązali do minionych lat i wyróżnili swoją produkcję wizualnie. To atut, który należy podkreślić. To świat Johna Wicka, więc oczekujemy akcji na wybitnym poziomie. Po obejrzeniu trzech odcinków towarzyszył mi jednak... dojmujący niedosyt. Twórcom należy się szacunek za to, że świadomie wykorzystują sceny walk do opowiadania historii. Niestety to podejście uwarunkowało fakt, że tej akcji jest zwyczajnie mało. Nawet w trzecim odcinku, w którym twórcy zapowiadali, że jest jej dużo, pozostaje niedosyt i uczucie niewykorzystanego potencjału. Nie zwalałbym tutaj winy na reżysera scen akcji Larnella Stovalla, który podchodzi do tematu w stylu typowym dla siebie i kaskaderów z filmów o Johnie Wicku. Jest pomysłowo, są dobre momenty, niezła praca kamery i sporo satysfakcji. Nie ma tu jednak tego rozmachu inscenizacyjnego z filmów, a to już wpływa na to, że odczujemy zgrzyt. Co nie oznacza, że sceny walk czy strzelanin są złe. Po prostu filmy postawiły poprzeczkę tak wysoko, że serial z poziomem "w porządku" będzie odbierany przez to negatywnie. Szczególnie dobre wrażenie mają akcje z finału i walka dwóch kobiet o nietuzinkowych umiejętnościach. Do tego pojawiają się nierówności, jak przy rodzeństwie z dojo, które pomysłowo wykorzystuje techniki karate, ale aktorzy w odtwarzaniu tych choreografii są sztywni i nieprzekonujący. Poza tym największy problem polega na tym, że akcji jest zwyczajnie za mało. Mam wrażenie, że były one ograniczone przez decyzje reżyserów. Albert Hughes otwarcie mówił, że nie chce przesadzać ze scenami walk, by nie zmęczyć widza.
Fot. Peacock
+16 więcej
Filmy o Johnie Wicku tak naprawdę zachwycały nie tylko akcją, ale też budową tego świata morderców i charakterystycznymi postaciami. Tego w serialu nie ma, bo przedstawiona grupa jest nijaka i bez ikry. Łącznie z Winstonem, który wyrazu nabiera dopiero pod koniec. Ta ewolucja bohatera powinna nastąpić wcześniej. A obok tego towarzyszy nam niestety przeciętność, z której wyłania się jedynie charyzmatyczny Mel Gibson. To rozczarowujące – nawet specyficzność morderczych bliźniaków pracujących dla Cormaca została zbudowana dość siermiężnie. Tak jakby nie do końca było wiadomo, jak dobrze zrealizować ten ciekawy pomysł.  Trzy odcinki, które trwają po 90 minut, opowiadają dość prostą historię o tym, jak Winston zdobył hotel Continental. Udaje się sprawnie ruszyć niektóre sprawy z uniwersum, byśmy mogli zrozumieć machinacje decydujące o tym, kto nim dowodzi i jaki ma to związek z osobami ponad hotelem. Dostajemy więc różne odpowiedzi na pytania, których widzowie raczej nie zadawali. Jak Winston poznał Charona? Skąd się wziął Winston? Kim naprawdę jest? Choć ogląda się to naprawdę przyjemnie dzięki solidnym scenom akcji i intrygującemu klimatowi lat 70., to jednak czuć niedosyt. Jest za mało fabularnego mięsa jak na trzy filmy (bo tak można nazwać te odcinki). Nawet pokazanie relacji Winstona z jego bratem Frankiem jest powierzchowne. To widz musi wysnuć określone wnioski, ale nie dostaje potwierdzeń. Podobieństwo Frankiego do Johna Wicka wydaje się nieprzypadkowe – stąd sympatia starszego Winstona do legendarnego zabójcy. To powinno być podkreślone mocniej, byśmy w tę braterską więź uwierzyli i mogli naturalnie przełożyć ją na relację Winstona z Johnem. Trochę to nierówne i rozczarowujące. Akcenty fabularne chyba nie do końca zostały dobrze rozłożone. Jakby ambicje twórców przewyższyły jakość scenariusza. Czy to wszystko oznacza, że Continental: W świecie Johna Wicka to zły serial, którego lepiej omijać szerokim łukiem? Bynajmniej! Jednak gdy porównamy go do filmów, co jest raczej naturalne, dostrzeżemy, że to nie jest ten sam poziom – ani w ukazywaniu akcji, ani w kwestii zrozumienia istoty tego, co czyni kinowe filmy tak szalenie dobrą rozrywką. Skoro twórcy wiedzą, że scenami akcji można opowiadać historię, dlaczego je ograniczają? Wyszła im przeciętna produkcja z niezłymi momentami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj