Córki dancingu to jeden z filmów, które walczyły w Konkursie Głównym 40. Festiwalu Filmów w Gdyni. Debiutantka Agnieszka Smoczyńska stworzyła dziwaczny musical o syrenach i pokazała, że ten gatunek także da się zrobić dobrze w polskim kinie.
Kto by pomyślał, że można w Polsce zrealizować musical z prawdziwego zdarzenia - i to jeszcze z efektami specjalnymi! Córki dancingu pokazują, że w naszym kraju można stworzyć nietypowe kino gatunkowe, które w tym przypadku jest tak naprawdę muzyczną baśnią dla dorosłych. Śledzimy historię dwóch syren, Srebrnej i Złotej, które poznają życie w Warszawie w latach 80. XX wieku. Z ich perspektywy możemy zobaczyć różne oblicza człowieczeństwa - także te złe, krzywdzące ich początkową niewinność. Uniwersalna tematyka może się podobać, bo w sposób prosty, ale wiarygodny porusza różne istotne kwestie.
"Córki dancingu" to musical, więc film osadzony jest w specyficznej konwencji. Mamy zatem sceny wyrywające nas z opowieści na czas piosenki, w których nie brak symboliki, a czasem nawet grupowych tańców. Wymaga to swoistych uproszczeń i nieraz też naciągnięć, by spoić w całości. W tej kwestii Agnieszka Smoczyńska, dla której jest to debiut w kinie pełnometrażowym, wychodzi obronną ręką. Wszystko dobrze się zazębia. Czasem jednak niektóre sceny oparte na symbolice są przekombinowane, wyglądają po prostu dziwnie, zamiast mówić widzom coś więcej, i nie przekonują.
Muzycznie wszystko utrzymane jest w klimacie muzyki królującej na parkietach w latach 80. Poza znanymi utworami z tego okresu mamy też oryginalną muzykę stworzoną przez złożony z dwóch sióstr zespół Ballady i Romanse. Ich muzyka oparta jest na mocnych tekstach, które są integralną częścią fabuły, oraz melodyczności odchodzącej od popowej specyfiki. To też dla niektórych może okazać się wadą, bo Córki dancingu brzmią mniej powszechnie i mają ciekawą, unikalną, ale też specyficzną tożsamość, która nie do każdego trafi.
Nie mamy w obsadzie żadnej zawodowej piosenkarki, jak to często bywa w zachodnich musicalach. Tutaj śpiewają wszystkie aktorki i sprawują się naprawdę dobrze. Nie ma się do czego przyczepić. Aktorsko wygląda też nieźle, ale bez szczególnych fajerwerków. Kinga Preiss wyróżnia się i może się podobać. Ten spektakl należy jednak do syrenek, czyli Michaliny Olszańskiej oraz Marta Mazurek. Obie są szalenie intrygujące, ciekawe i wyraziste. Tworzą postacie, które interesują i sprawiają, że szybko się im sympatyzuje.
Baśń dla dorosłych o syrenach wygląda też przekonująco pod względem technicznym. Niezłe zdjęcia budują momentami trochę ponurą atmosferę, a same syreny wyglądają ciekawie, klimatycznie i bardzo wiarygodnie. Można jednak było się tego spodziewać po tym, jak napisy początkowe zapowiedziały udział Platige Image, czyli znanej polskiej firmy od efektów specjalnych. Sama forma opowieści jest poważna i mroczna, bo nie jest to historia o słodkich syrenkach w stylu Disneya - mamy tu istoty, które w razie potrzeby rozszarpią człowieka. Reżyser nie boi się pokazać czasem brutalnych scen.
Córki dancingu to musical z prawdziwego zdarzenia, jakiego w Polsce jeszcze nie było. Brzmi wyjątkowo, ciekawe, a niektóre utwory szybko wpadają w ucho. Ten film ma w sobie coś takiego, że trudno o nim szybko zapomnieć.