Neil Gaiman to autor uznanej serii komiksowej Sandman oraz twórca tak znaczących powieści, jak Amerykańscy bogowie czy Dobry omen (napisany wraz z Terrym Pratchettem). Dave McKean jest odpowiedzialny za oprawę graficzną słynnego Azylu Arkham Granta Morrisona, dał się poznać również jako twórca okładek albumów muzycznych. Panowie doskonale odnajdują się w świecie mroku i grozy, nie stronią jednak od baśniowej estetyki. Twórczość Neila Gaimana przepełniona jest niesamowitymi światami i zadziwiającymi mitologiami, ale autor nie zwykł zapominać o człowieku i jego codziennych dramatach. Styl Dave’a McKeana wciąż wprawia w osłupienie zarówno fanów komiksów, jak i miłośników malarstwa. Fotorealistyczne portrety żyją u niego w symbiozie z ekspresjonistycznym przepychem, prowadzącym w głąb udręczonej ludzkiej duszy. Panowie spotkali się na swojej artystycznej drodze w latach osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Jak łatwo się domyślić, szybko znaleźli wspólny język. Czarna Orchidea to jedno z dzieł, które w całości stworzył duet Gaiman i McKean. O ile ten pierwszy jest dość płodnym artystą, rysownik nie ma na swoim koncie zbyt wielu komiksów. Ilustrator lepiej odnajduje się w formach plakatowych niż w okienkach z dymkami. Widać to zarówno po Azylu Arkham, który ma formę albumu z grafikami, jak i pracy nad Sandmanem, gdzie McKean wykonał jedynie okładki dla kolejnych wydań historii o Morfeuszu. Czarna Orchidea jest pewnym wyjątkiem w jego twórczości. Czytając komiks z 1988 roku, można jednak odnieść wrażenie, że to Gaiman jest mistrzem ceremonii.
Źródło: Świat Komiksu
Czarna Orchidea to bohaterka DC, która podobnie jak Batman czy Superman walczy ze złem i występkiem. Neil Gaiman nie byłby jednak sobą, gdyby nie zdecydował się na zaskakującą woltę w jej historii. Otóż już na pierwszych stronach komiksu heroina ginie. Oczywiście nie jest to koniec opowieści. Szybko zostajemy wrzuceni w eteryczny świat przyrody, który ma więcej wspólnego z magią niż z biologią. Komiks przedstawia historię dwóch zadziwiających istot, mających wygląd i wspomnienia zamordowanej bohaterki. Kobiety próbują zrozumieć, kim są. Przemierzają kolejne lokacje i zdobywają wiedzę potrzebną im do poznania samych siebie. Na swojej ścieżce spotykają charakterystyczne postacie świata DC. W komiksie pojawiają się: Batman, Potwór z bagien, Trujący Bluszcz, Lex Luthor czy Szalony Kapelusznik. Każdy z nich jest jedynie przystankiem na drodze bohaterek ku miejscu, gdzie zaznają szczęścia i spokoju.
Neil Gaiman w znamiennym sobie stylu akcentuje wątki obyczajowe kosztem estetyki superbohaterskiej. Autor odnosi sukces na płaszczyźnie dramatycznej. Pod płaszczykiem konwencji fantasy i horroru mamy tu przecież opowieść o kobiecie w opresji, ciemiężących ją mężczyznach i próbie odrodzenia z dala od cierpienia. Dave McKean zamienia tę przyziemną historię w pasjonujące malowidło, gdzie prym wiodą umowność i metafora. Podczas lektury Czarnej Orchidei żeglujemy przez kolorowe i eteryczne światy, niesieni fantazyjną stylistyką ilustratora. W niektórych momentach można jednak odczuć, że balans pomiędzy fabułą a oprawą graficzną zostaje zachwiany na korzyść Gaimana. I to jest w zasadzie jedyny zarzut co do Czarnej Orchidei.
Egmont
+2 więcej
Artysta taki jak Dave McKean potrzebuje przede wszystkim przestrzeni, żeby stworzyć dzieło kompletne i doskonałe. Dobrze wiedział o tym Grant Morrison, wynikiem czego Azyl Arkham z jednej strony jest oszczędny w treść, a z drugiej mówi tak wiele. To właśnie fabularny minimalizm i graficzny przepych dały piorunujący efekt. W Czarnej Orchidei jest inaczej. Można odnieść wrażenie, że Gaiman zamyka McKeana w klatkach komiksowych i ogranicza jego artystyczne rozbuchanie dymkami z tekstem. Komiks jest bardzo treściwy. Pisarz opowiada swoją historię za pomocą licznych dialogów oraz przemyśleń bohaterów, a McKean siłą rzeczy ustępuje mu miejsca. Wynikiem tego, na niektórych stronach dostajemy powtórzone (jeśli nie skopiowane) obrazki przedstawiające rozmawiających bohaterów. Nie ma tu miejsca na rozmach znany, chociażby z Azylu Arkham, choć oczywiście są i segmenty robiące piorunujące wrażenie. W pewnym momencie Orchidea odwiedza nawet przybytek dla szalonych przestępców z Gotham, a my niespodziewanie powracamy do pięknego koszmaru Granta Morrisona. Fabuła nie straciłaby wiele, gdyby Gaiman zrezygnował z niektórych dialogów na rzecz całostronicowych fantasmagorii McKeana. Zdecydowanie można byłoby tutaj powalczyć o lepszą równowagę pomiędzy treścią a formą. Styl McKeana jest momentami skrępowany, choć nie wszyscy komiksowi wyjadacze uznają to za poważną wadę. Jego kreska jest obecna na każdej stronie, a pomysłom Gaimana niezwykle do twarzy w takiej estetyce. Poza tym tu i ówdzie trafiają się wizualia dosłownie zapierające dech w piersiach. We współczesnym mainstreamowym komiksie ze świeczką szukać tak fascynującej oprawy graficznej. To wystarczający powód, żeby poznać Czarną Orchidee.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj