Od początku można zauważyć, że to nie jest produkcja ze zwykłym bohaterem. Przyjęto, iż człowiek w żałobie powinien rozpaczać, mieć do siebie żal o tragedię i z trudem układać sobie życie na nowo. Davisa Mitchella dotyczy tylko to ostatnie, ponieważ po śmierci żony zaczyna rozkładać wszystko na części i niszczyć. Jednocześnie nawiązuje kontakt z przypadkowo poznaną kobietą, Karen. Otoczenie reaguje zgodnie z przewidywaniami, czyli nie rozumiejąc zachowania mężczyzny, który na swój sposób radzi sobie ze stratą. Prowadzi to do humorystycznych momentów. Davis patrzy na świat w niecodzienny sposób, a jego zachowanie tak odbiega od normalnego, że jesteśmy ciekawi, czym nas jeszcze zaskoczy. Mitchell to dziwny bohater, ale zarazem sympatyczny. Jest najmocniejszym atutem Demolition – jego nieobliczalnym i fascynującym elementem. Chce się poznać uczucia mężczyzny, który z jednej strony nie daje po sobie poznać bólu, a z drugiej każe podejrzewać, że to tylko fasada – za nią zaś może skrywać prawdziwe emocje. Ważną kwestię stanowi także rozliczenie się z przeszłością. Co czuł do żony? Miłość? Przywiązanie? Nic? Davis nie potrafi tego określić. Swoim postępowaniem daje różne sygnały, a my się zastanawiamy, czy dostaniemy jasną odpowiedź. Jedno jest pewne – nie potrzebujemy jej. W pełni wystarcza niejednoznaczny, interesujący protagonista, który świat traktuje z dziecięcą wręcz ciekawością. Nie od dziś wiadomo, że Jake Gyllenhaal doskonale radzi sobie w takich rolach. Niektórzy pewnie pamiętają jego popis w Wolnym strzelcu, w którym zagrał socjopatę. W Demolition aktor również zachwyca. Świetnie skrywa emocje, ale gdy trzeba, to potrafi je okazać, budząc współczucie widza. Przyznaję, że raz czy dwa miałem łzy w oczach. Poza tym ukazanie dziwaczności w sympatyczny sposób to też zasługa Gyllenhaala. Jego spojrzenie od razu sugeruje uczciwość i szczerość – cechy, które szczególnie go charakteryzują po śmierci żony. To sprawia, że tego mężczyznę zwyczajnie lubimy. No url Davis odkrywa nie tylko siebie, ale przy okazji pomaga innym zacząć żyć na własnych warunkach. O tym w gruncie rzeczy opowiada Demolition, jednak także pokazuje, że może to spotkać się z brakiem akceptacji ze strony otoczenia. Z czasem fabuła zaczyna tracić na tajemniczości – pierwsze chwile z nią są przyjemnie absurdalne, potem ta aura słabnie i wiemy, czego się spodziewać. Nie oznacza to jednak, że film mniej wciąga. Nadal przyciąga uwagę, koncentrując się jednak na budowaniu relacji bohatera z innymi, między innymi Karen. Niestety poboczne postacie ustępują Davisowi, chociaż dobrze odnajdują się w przesłaniu produkcji, a ich wątki potrafią wywoływać emocje. Nie brakuje pewnych zaskoczeń, natomiast zakończenie jest otwarte – takie zamknięcie jest odpowiednie, bo wiodące sprawy otrzymują właściwe zwieńczenie. ‌Demolition to nie romans, tylko komediodramat z pozytywnymi przesłaniami. Nie sugerujcie się niektórymi opisami – tutaj nie tworzą się pary, chociaż czasami da się zauważyć, że Davis i Karen są sobie bliscy. Jednak film nie jest o rozkwitającej miłości, a prędzej tej, która odeszła. Julia – żona bohatera – mimo swojej śmierci w pierwszych minutach pełni istotną rolę. Pojawia się w krótkich urywkach, powodując tęsknotę i żal, a jej temat nieustannie powraca, między innymi w myślach Mitchella. Można powiedzieć, że Demolition ma dzięki temu trochę magiczny nastrój, widoczny także w jednej metaforycznej scenie. Widz nie zostaje jednak przytłoczony wieloznacznością ani ponurym podejściem do żałoby – tego tu nie ma. ‌Demolition okazała się zaskakująco przyjemnym filmem z nietuzinkowym bohaterem. To jeden z tych tytułów, które naprawdę warto zobaczyć, jeśli ceni się wyjątkowe podejście do ważnych, życiowych tematów, takich jak śmierć bliskiej osoby. Szczypta humoru, dramatyczne sceny, ciekawy bohater, urokliwy klimat i mądre przesłania zapewniają bardzo udany seans. Szczerze polecam.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj