Pierwszy tom Die serwował nam może niezbyt oryginalny (skojarzenia z Jumanji więcej niż oczywiste) pomysł, w którym gracze przenoszą się do świata fantasy. A w zasadzie robią to drugi raz: o ich pierwszej wyprawie z czasów młodości dowiadujemy się niewiele, za to niesie ona konsekwencje dla ich kolejnej, wymuszonej podróży. I cóż, nie śledzimy już losów pełnych marzeń nastolatków, a historię ludzi z bagażem życiowych doświadczeń i – co równie istotne – ciężko doświadczonych przez poprzednią wizytę w krainie, gdzie gra staje się rzeczywistością. Drugi tom Die nosi tytuł Podzielona grupa. To idealna nazwa dla tego tomu, nie tylko w świetle wydarzeń z pierwszej odsłony serii. Tam doszło do pęknięcia i podążenia za rozbieżnymi celami, ale sojusze i cele szybko się zmieniają, więc nie spodziewajcie się po tym tomie status quo. Sojusze się zmieniają wraz z pojawianiem się nowych graczy lub okoliczności. Nie wszystko da się przewidzieć: zarówno z perspektywy postaci, jak i czytelnika. Po początkowym zachłyśnięciu się pomysłem (kolejna pozycja działająca na nostalgii za latami 80. i 90. ubiegłego wieku?) przychodzi czas na refleksję. Można mieć pewne zastrzeżenia do scenarzysty Kierona Gillena. Widać, że włożył ogromną pracę w przygotowanie tła dla swojej opowieści, ale nie jest w stanie – albo nie chce – w pełni tego pokazać. Efektem jest przemieszczanie się bohaterów po sceneriach, o których niewiele wiadomo i wchodzeniu w układy, które nie są w pełni wyjaśnione. Tak, stopniowe odkrywanie tajemnic i świata jest jednym z niezłych pomysłów na rozwój fabularny opowieści, ale tu dostajemy tego niewiele. Na zapewne bogaty, ale nie za specjalnie pokazany świat, nałożona zostaje fabuła jednak dość linearna. Najlepiej wypadają postaci, z własnymi dylematami i obciążeniami, ale na razie nie potrafią w pełni wybrzmieć.
Źródło: Non Stop Comics
Na uwagę zasługują też materiały dodatkowe, a przede wszystkim skrupulatne i wyczerpujące objaśnienia dotyczące niektórych rozwiązań fabularnych i dotyczących świata przedstawionego. Pozwala to skonfrontować swoje wrażenia z zamysłem twórców – i w wielu miejscach dowiedzieć się więcej niż to wynikało z samego komiksu.
Drugi tom Die nie oczarowuje już świeżością wizji, bardziej koncentrując się na kreowaniu wątków i rozbudowywaniu intryg. Mam wrażenie, że na tym polu Kieron Gillen radzi sobie nieco słabiej, stąd też wrażenia z lektury są nieco chłodniejsze, niż miało o miejsce przy Fantastycznym rozczarowaniu. Niemniej z pewnością jest to  seria, która powinna zainteresować (także za sprawą dynamicznych i klimatycznych ilustracji Stephanie Hans) i usatysfakcjonować miłośników fantasy i gier fabularnych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj