Niełatwo być lekarką pod koniec XIX wieku, zwłaszcza na ziemiach polskich, czyli jak dr Quinn poradziłaby sobie w Warszawie. Ba, czy w ogóle by sobie poradziła?
Doktor Anna, kolejna powieść Ałbeny Grabowskiej z cyklu Uczniów Hippokratesa, jest swego rodzaju kontynuacją Doktora Bogumiła – liczne nawiązania i powiązania głównej bohaterki pozwalają na poznanie jego dalszych losów, choć doktor Bogumił Korzyński nie pozostaje już na pierwszym planie. Zastępuje go Anna Tomaszewicz, postać jak najbardziej prawdziwa - pierwsza lekarka, która nostryfikowała szwajcarski dyplom na ziemiach polskich (w zaborze rosyjskim) i została przyjęta w poczet warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego. Nie po wielu trudnościach, oczywiście, jako że ówczesne polskie społeczeństwo (w tym lekarze – zdawałoby się, bardziej światli) nie było gotowe na „dziwoląga, jakim jest kobieta lekarz”.
Aby rozpocząć własną praktykę, Anna Tomaszewicz była zmuszona do walki z biurokracją, nieżyczliwością carskich urzędników i zwykłą, ludzką głupotą, lecz pozostała nieugięta, zdobywając po drodze nieoczekiwanych przyjaciół jak wierna służąca Kasia czy sułtanka Akun – matka sułtana, którego haremem opiekowała się podczas pobytu w Petersburgu. Czy jej determinacja się opłaciła i udało jej otworzyć własną praktykę położniczą, by wspomagać kobiety z biedoty i szerzyć kaganek oświaty, a ściślej mówiąc higieny i walki z brudem? Cóż, nietrudno to sprawdzić, jako że to postać historyczna, a jednak jej dzieje czyta się z wypiekami na twarzy, trzymając kciuki za pomyślność starań.
Podobnie jak w przypadku Doktora Bogumiła autorka wplata w treść scenki z życia postaci, które dokonały przełomu w medycynie, acz tym razem nie znajdziemy wśród nich historii tragicznych, za to poznamy m.in. pierwszą lekarkę w Stanach Zjednoczonych, Elizabeth Blackwell, wynalazcę procesu pasteryzacji (choć jego żona miałaby w tej sprawie coś do powiedzenia) i wynalazcę szczepionki na wściekliznę, Louisa Pasteura, matkę współczesnego pielęgniarstwa – damę z lampą, Florence Nightingale, czy odkrywcę promieni rentgenowskich – Wilhelma Roentgena. Wyjątki z ich żywotów znakomicie korelują z całością tekstu, podkreślając znaczenie „światła” zwyciężającego „ciemność”.
W życiu fikcyjnych bohaterów pojawiają się także inne postacie historyczne (choćby Henryk Sienkiewicz, będący drużbą na pewnym weselu, znany księgarz Gracjan Unger) czy napomknienia o nieprzejednanym wrogu kobiety lekarki – sławnym profesorze chirurgii, Ludwiku Rydygierze.
Co prawda można mieć ciut mieszane uczucia co do „fabularyzowania” postaci z nie tak zamierzchłej przeszłości (zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych), ale z drugiej strony historia pierwszej lekarki na ziemiach polskich, która podjęła praktykę, a później kształciła następne pokolenia położnych, aż prosiła się o napisanie i „ubarwienie”. Ałbenie Grabowskiej rzecz ta udała się całkiem nieźle. Ciekawe, komu poświęci kolejną powieść z cyklu Uczniów Hippokratesa…