Doktor Strange. Początki i zakończenia to komiks, który spełnia swoją podstawową funkcję - wprowadza czytelnika w świat marvelowskiego maga tuż przed tym, gdy na wielkim ekranie zobaczymy filmową wersję jego przygód. Choć w całej historii możemy dostrzec mankamenty, z pewnością jest to pozycja, z którą fani Domu Pomysłów powinni się zapoznać.
Nie ma żadnego przypadku w tym, że komiks Doctor Strange: Beginnings and Endings trafia na polski rynek akurat teraz, w przededniu premiery filmu o przygodach marvelowskiego maga. Stanowi on doskonałe wprowadzenie do świata tej postaci – sama historia, choć niezwykle angażująca, opowiedziana jest w bardzo przystępnej formie, która z pewnością trafi także do osób niezaznajomionych z uniwersum Domu Pomysłów. Wniosek ten wzmacnia jeszcze fakt, że mamy tu do czynienia z genezą herosa, których ukazywanie w powieściach graficznych, wbrew pozorom, niekoniecznie musi być najłatwiejszą sztuką. Sam Stephen Strange jest przecież istotnym superbohaterem w marvelowskim panteonie, jednak dla masowego odbiorcy wciąż pozostaje postacią o małej rozpoznawalności. W komiksie J. Michaela Straczynskiego, Samm Barnes i Brandona Petersona historia tytułowego bohatera zostaje więc odświeżona, a w pewnym sensie także zaktualizowana pod wymogi współczesnego czytelnika. Autorom udaje się przeprowadzić te zabiegi z - nomen omen - chirurgiczną precyzją, choć niektórzy miłośnicy komiksów będą mogli poczuć się zawiedzeni odarciem opowieści z psychodelicznego klimatu, który Strange’owi towarzyszył od lat 60. XX wieku.
Fabuła pozornie trąci banalnością – tytułowy bohater, doskonale rokujący chirurg z charyzmą i arogancją przekraczającą wszelkie granice, systematycznie zacznie zdawać sobie sprawę, że pisany jest mu zupełnie inny los. Twórcy siłą rzeczy serwują nam tu powtórkę z superbohaterskiej rozrywki: niepozorny człowiek znajduje się w stanie swoistego zawieszenia między życiową powinnością a światem heroicznych czynów. Wątek ten, nawet pomimo tego, że powiela znany już nam komiksowy schemat, zostaje wzbogacony o wzloty i upadki Strange’a. Widzimy go więc w czasie pomocy chorym w Tybecie, w trakcie planowania operacji plastycznych osób, które walczą z przemijającym pięknem, zmagającego się z następstwami tragicznego wypadku, borykającego się z rodzinnymi problemami i jeszcze zupełnie bezbronnego, przemoczonego od deszczu gdzieś na najciemniejszych ulicach. Wszystko odbywa się zgodnie z ruchem wahadła, jakby podtytuł komiksu wyrażał jeszcze wszelkie początki i zakończenia historii Strange’a w skali mikro.
Stopniowo na pierwszym planie coraz częściej będzie jednak gościł świat magii, a także rysujące się już na horyzoncie potężne zagrożenie. Oczywiście doskonale wiemy, gdzie na tle całej tej palety rozmaitych wątków nieustannie lokuje się tytułowy bohater i w jakim kierunku ostatecznie podąży. Przewidywalność opowieści jest jednak systematycznie rozładowywana – natężeniem akcji, zmianami lokacji, wprowadzaniem co rusz to nowych postaci i szachowaniem elementami zaskoczenia. Sama historia rozwija się dynamicznie; warto jednak zauważyć, że jej wielowątkowa struktura niekoniecznie musi stanowić dla czytelnika barierę nie do przejścia. Pomaga w tym przede wszystkim bardzo sprawne rozpisanie poszczególnych postaci, od Starożytnego po Dormammu, i zabawa autorów konwencją. Dla jednych więc prostota i dostrzegalna skrótowość opowieści stanie się wielką zaletą, dla innych prawdziwą bolączką tego komiksu. Wymagający czytelnicy niekoniecznie będą też zadowoleni z faktu, że wątki okultystyczne, wcześniej mające istotne znaczenie w świecie Strange’a, zostają tu ledwie zasygnalizowane, znajdując swoje miejsce gdzieś na marginesie głównej osi narracji.
Komiks z całą pewnością broni się znakomitą oprawą wizualną. Co prawda brak tu operowania oniryczną estetyką, jednak niektóre plansze z pewnością będą stanowić hołd dla tego, jak wcześniej w powieściach graficznych ukazywano mnogość rzeczywistości, w jakiej przyszło funkcjonować marvelowskiemu magowi. Odpowiedzialny za rysunki Brandon Peterson i nakładający na nie barwy Justin Ponsor tworzą w tym przypadku rewelacyjnie współpracujący ze sobą duet. Kreska jest przejrzysta, a dopełnia ją unikalna kolorystyka. Dzięki temu w komiksie zobaczymy tak wszędobylski mrok, jak i raz po raz rozdzierającą go feerię jaśniejących świateł. W niektórych momentach wizualne fajerwerki będą być może przesłaniać nam samą historię, ale koniec końców spełniają one swoją funkcję, systematycznie wzmacniając w umyśle czytelnika przekonanie o wciąż zwiększającym się tempie akcji. Nawet jeśli w tej kwestii chcielibyśmy coś autorom zarzucić, w żaden sposób nie możemy im odmówić konsekwencji w prowadzeniu narracji.
Doctor Strange: Beginnings and Endings to znakomita pozycja dla tych, którzy chcą zapoznać się ze światem marvelowskiego czarodzieja w przystępnej, choć niekoniecznie wymagającej formie – swoiste kompendium wiedzy o herosie, który pozostaje w cieniu pierwszoplanowych tytanów Domu Pomysłów (nasuwa się tu pytanie, jak długo jeszcze potrwa ten stan rzeczy?). Wartka akcja, sprawnie poprowadzona narracja i zaskoczenia fabularne znajdują tutaj dopełnienie w postaci urzekającej, doskonale oddziałującej na umysł widza warstwy wizualnej. Co więcej, komiks ten otwiera nowy cykl Egmontu – Klasykę Marvela. Patrząc z tej perspektywy, stanowi on bardzo dobrze rokujący początek całej serii. Czytelnikom można życzyć jeszcze tylko, by obecność Doktora Strange’a na polskim rynku powieści graficznych niekoniecznie zmierzała już w stronę swojego przedwczesnego końca. O tym zapewne zdecyduje także przyjęcie w naszym kraju nadchodzącego filmu.