Ostatnie odcinki Doliny Krzemowej udowadniają, że twórcy serialu w dalszym ciągu mają świeże pomysły na rozbawienie widzów. Widać to najlepiej na przykładzie tego, jak skrupulatnie podchodzą oni do budowania postaci Gavina Belsona.
W
Silicon Valley bez zmian. Choć wielu z nas oczekuje, by jakiekolwiek pozytywne rezultaty pracy Richarda i spółki pojawiły się jak najszybciej, serial HBO w dalszym ciągu utrzymuje wysoką formę – wszyscy doskonale wiemy, jak trudna to sztuka w dzisiejszej telewizji. Pomagają w tym przede wszystkim mniej lub bardziej subtelnie wkomponowane w fabułę twisty fabularne i umiejętne rozpisanie postaci drugoplanowych. Pal już licho, że Laurie musiała pożegnać się z Ravigą jako ofiara niecnego i szpetnego planu Eda Chena, a Russ uznał koncepcję nowego Internetu za swój własny pomysł (zwróćcie uwagę na kapitalną metaforę z lekarzem odbierającym dziecko). Prawdziwą gwiazdą ostatnich odcinków jest Gavin Belson.
Jakimś błogosławionym zrządzeniem losu postać ta przebyła wielką wędrówkę przez mentalność widzów w ten sposób, by wkupić się w ich łaski. Nie będę chyba jedynym, który widział wcześniej w Gavinie kogoś na kształt "złoczyńcy" całej historii. Jego antypatyczne i megalomańskie zachowanie powodowało, że doprawdy trudno było go polubić. Sęk w tym, że na tym etapie opowieści Belson kradnie show wszędzie tam, gdzie tylko może. Widać to zwłaszcza w odcinku
Blood Boy, w którym Gavin postanawia wycofać się z całej branży tuż po tym, gdy okazuje się, że jego "krwiopiec" (brawa dla polskich tłumaczy!) to nałogowy palacz marihuany z wysokim poziomem cholesterolu. Wszyscy mamy nadzieję, że po przyczajeniu się w tym czy innym Tybecie i zgłębieniu tajemnicy Wszechrzeczy Belson powróci - silny, jak nigdy dotąd. Na całe (nie)szczęście zostaje z nami jego ogromnych rozmiarów zdjęcie i pytania potencjalnych inwestorów o to, co się z nim stało.
Gdy Gavin znika, palmę pierwszeństwa w tym absurdalnym tańcu z branżą technologiczną przejmują Richard i Ehrlich. W odcinku
Customer Service komicznie wypadają zwłaszcza te sceny, w których obaj muszą negocjować z Liz z firmy ubezpieczeniowej FGI, prywatnie narzeczoną naszego starego znajomego – Dana Melchera. Rozmowa Richarda i jego nieoczekiwanej adoratorki na temat seksu pokazuje, że scenarzyści w dalszym ciągu mają odświeżające pomysły na rozbawienie widzów. Co więcej, w ostatniej odsłonie czwartego sezonu pojawia się również
Haley Joel Osment w roli młodego geniusza branży informatycznej, Keenana Feldspara. Chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że w tej postaci drzemie olbrzymi potencjał, zważywszy jeszcze na to, że twórcy zdecydowali się wpleść jego wątek w przygody Ehrlicha.
Nieco gorzej na tym tle prezentowała się najprawdopodobniej zakończona już miłosna historia Dinesha i Mii. W niektórych momentach mogliśmy odnieść wrażenie, że to jedynie zapychacz czasu ekranowego. Nie traćmy jednak nadziei – twórcy w czwartym sezonie nieustannie poszukują zgrabnego sposobu na przesuwanie środków ciężkości w całej historii, o czym bodajże najlepiej zaświadczają losy Gavina, a czemu wtóruje jeszcze nowo otwarty wątek firmy Moniki i Laurie, do których nieoczekiwanie z propozycją swojej pracy (od 10:30 do 16, rzecz jasna) zwrócił się Ehrlich. Tego typu zabiegi pozwalają przypuszczać, że scenarzyści
Silicon Valley niejednokrotnie nas jeszcze zaskoczą – oby w pozytywnym znaczeniu tego słowa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h