Dwie spłukane dziewczyny” („2 Broke Girls”) robią wszystko, by udowodnić, że zdarzające się od czasu do czasu dobre odcinki to wypadek przy pracy. Po jak do tej pory najlepszym w całym sezonie epizodzie „And the Move-In Meltdown” serwują nam „And the Crime Ring” i chociaż bardzo się starają, by było śmiesznie jak dawniej, jest tylko przeciętnie. Serial coraz bardziej rozczarowuje. Za każdym razem, kiedy mam nadzieję, że może jeszcze coś z niego będzie i nie powinno się go spisywać na straty, następuje powrót do nijakiego poziomu prezentowanego przez większość czwartego sezonu. Po obejrzeniu „And the Crime Ring” zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, w czym leży problem, bo sam pomysł na ten konkretny odcinek (a przynajmniej część z więzieniem) nie jest zły. Jednak jakoś przy oglądaniu widz nie śmieje się do łez - w najlepszych momentach co najwyżej się uśmiecha, i to na krótko. Nic już nie pomaga. Ani szukanie nowych pomysłów (na co, nie oszukujmy się, twórcy serialu nie tracą dużo czasu), ani próby powrotu do starych, sprawdzonych wcześniej metod. Odcinek rozpoczyna się bowiem sceną typową dla tego serialu – Max uprzykrzającą życie klientom baru i narzekającą wspólnie z Earlem na wszystko i wszystkich. Jest w tym charakterystyczny dla „Dwóch spłukanych dziewczyn” humor i sarkazm, ale brak świeżości sprawia, że w ostatecznym rozrachunku wcale nie jest tak zabawnie. Kolejne sceny również udowadniają, że to, co śmieszyło przez poprzednie trzy sezony, powielane w czwartym już nie spełnia swojej roli. I jeśli nie nastąpi jakiś nagły cud, to „Dwie spłukane dziewczyny” staną się jednym z najszybciej wypalających się seriali w historii telewizji. [video-browser playlist="662329" suggest=""] Być może problem leży w złym operowaniu czasem i pomysłami. Scenarzyści raz rozwlekają jeden zupełnie niepotrzebny motyw na cały odcinek, przez długi czas nie wracają do rozpoczętych wątków, by później zająć się upychaniem w jednym odcinku jak największej liczby wydarzeń. Próba nagłego przyspieszenia fabuły skutkuje tym, że właściwie nie wiadomo, o czym jest „And the Crime Ring”. O sprzedawaniu koszulek? Szukaniu druhny? Numerku z sobowtórem Jezusa? Pobycie w więzieniu? Istna klęska urodzaju. Wszystkiego jest po trochu, a przecież to tylko dwadzieścia parę minut. Po raz kolejny scenarzyści tracą dobry materiał komediowy przez to, że się o niego otarli i pobiegli dalej. To jedyne, co osiągają takim skumulowaniem pomysłów. Bardzo szkoda, bo odcinek „And the Crime Ring” mógłby być naprawdę dobry, gdyby tylko był bardziej uporządkowany i przemyślany. Scenarzyści najwyraźniej zapomnieli, że zrobili z Max bohaterkę, która niejedno w życiu robiła i prawdopodobnie w więzieniu już bywała. Powinna zatem czuć się tam jak ryba w wodzie i być motorem napędowym najśmieszniejszych momentów. Zamiast tego po raz kolejny w centrum odcinka mamy Caroline i jej nieśmieszne problemy. Ktoś przy pisaniu czwartego sezonu uparł się, że motywem przewodnim będzie gnębienie tej bohaterki i przypominanie na każdym kroku, jak to ciężko jej być biedną. Szkoda tylko, że przy okazji nie odnotował innego ważnego faktu - obejrzeliśmy już trzy sezony tego serialu i nie jest to dla nas żadna nowość. Nagłe ataki paniki w wykonaniu Caroline za każdym razem, kiedy musi zmierzyć się z prawdziwym życiem, już nikogo nie bawią. Czytaj również: Marzec na kanale FOX Comedy Jedno trzeba przyznać - Sophie, chociaż pojawia się na krótko, tym razem nie zawodzi. Okazję do przypomnienia widzom, za co ją tak uwielbiają, miała już w poprzednim odcinku, który praktycznie w całości należał do niej. Teraz dokłada tylko wisienkę na ten swój wielki i zabawny tort. Rozbraja już na samym początku, tuż po tym, jak informuje, że ma na sobie niedzielny stanik, bo była w kościele. Ta postać na nowo zaczyna kraść „Dwie spłukane dziewczyny” - i to bardzo dobrze, bo jest jednym z niewielu powodów, dla których jeszcze warto go oglądać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj